Jeff Beck & Joss Stone “I put a spell on you”

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2010-03-08 10:12 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Piosenkę w 1956 roku napisał i zaśpiewał - niezwykle wręcz ekspresyjnie - legendarny czarnoskóry wokalista Screaming Jay Hawkins. A potem brały ją na warsztat tłumy artystów i to tych z wysokiej półki, m.in. Creedence Clearwater Revival, Bryan Ferry, Nina Simone, czy Van Morrison z grupą Them.

Lata mijają, a kompozycja nic nie straciła na swej atrakcyjności. Bo oto właśnie kolejną wersję standardu postanowił nagrać geniusz rockowej gitary, Jeff Beck. A jako, że Beck nie śpiewa (zdarzało mu się kiedyś wprawdzie, ale efekt był taki sobie), poprosił o pomoc młodą gwiazdkę soulowej wokalistyki, Joss Stone i to właśnie Stone tym razem „rzuca urok” na swego ukochanego. To jest przy okazji pierwszy ujawniony fragment nowej płyty Jeffa Becka „Emotion & Commotion”, której premierę wyznaczono na 13 kwietnia.

Reklama

Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~33442010-05-06 15:26:41 z adresu IP: (83.29.xxx.xxx)
Świetna wersja tego przeboju:) Gratuluje!!!!!
~acik2010-03-14 20:40:16 z adresu IP: (95.40.xxx.xxx)
Wersja "I put a spell on you" Becka I Stone jest najgorsza jaką słyszałem..Beck gra to co sie naumiał kiedyś,od lat jest to jak Czesi mówia"zasłużeny umelec".Joss Stone śpiewa ten kawałek jakby to było pierwszy raz. Aranżacja utworu-skansen rockowy.Jeśli cała płyta jest taka,nie kupie jej.
~acik2010-03-10 20:31:51 z adresu IP: (95.41.xxx.xxx)
Najbardziej znana i popularna był wersja "I put a spell on you" w wykonaniu angielskiego organisty i wokalisty Alana Price(grał w The Animals) i jego zespołu "The Alan Price Set".Ale to dawne dzieje,kawałek ten był nawet na angielskiej liście przebojów,gdzieś w końcówce lat 60-tych.
~Nina2020-04-27 00:52:39 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Zgadzam się, wersja Price'a jest świetna, głęboko uczuciowa, bardzo ekspresyjna, choć nie w natrętny sposób. Moim zdaniem, równie dobra, też z wielkim ładunkiem emocjonalnym, jest wersja CCR. Nosowy i lekko chrapliwy głos Johna Fogerty sprawdza się tu znakomicie. Niestety, to też bardzo dawne dzieje. Mimo to, warto posłuchać. Zachęcam i pozdrawiam.