Nieleczony zmarły nie ma praw?

Piotr Słowiński | Utworzono: 2013-11-14 13:13 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Nieleczony zmarły nie ma praw? - fot. archiwum prw.pl
fot. archiwum prw.pl

Odsyłają bliskich do przychodni. Kłopot w tym, że jeśli zmarły nie leczył się nigdzie w ciągu 30 dni przed śmiercią, to rodziny odchodzą z przychodni z kwitkiem.

Nie mogą zamawiać pogrzebu, ani załatwiać spraw majątkowych po zmarłym. Do dwóch takich sytuacji doszło w Kamiennej Górze:

Iwona Sobolewska przez trzy dni szukała lekarza, który powinien wystawić zaświadczenie po śmieci jej zmarłego w Kamiennej Górze ojca. - Lekarz pogotowia, który stwierdził zgon, powiedział, że to nie jest w jego obowiązku - opowiada pani Iwona. I dodaje: - A z kolei przychodnia wystawiła mi świstek, że jakieś przepisy z 60. roku, że jeżeli pacjent w ciągu 30 dni nie był u lekarza, no to oni pacjenta nie znają i oni też nie mają obowiązku tego wystawić.

Krystyn Siebielec, lekarz pogotowia, który stwierdził zgon uważa, że zawinili medycy z przychodni: - Rutynowo tego nie robimy od "wydarzeń łódzkich". Po pierwsze dlatego, że nie znamy pacjenta. Pierwszy i ostatni raz go widzimy w życiu będąc w pogotowiu. Natomiast lekarz POZ mimo że pacjent nie był przez ostatni miesiąc w przychodni ma jego historię choroby, wie na co był chory. W tym przypadku pani doktor tłumaczyła się, że jest pediatrą i karty zgonu wypisać nie może. Każdy lekarz ma uprawnienia do wypisania karty zgonu. Jest to po prostu nieróbstwo i niechęć lekarza POZ do pracy.

Ostatecznie, po interwencji Radia Wrocław, kartę zgonu wystawił lekarz pogotowia, do którego rodzina zmarłego musiała dojechać 50 kilometrów.

Za wystawienie karty zgonu nikt lekarzom nie płaci, bo nie jest to procedura medyczna. Jak mówi Joanna Mierzwińska z NFZ, sprawę reguluje archaiczne rozporządzenie z 1961 roku, które pozwala taki dokument wystawić np. położnej czy pielęgniarce opiekującej się daną gromadą, jeśli lekarz ma tam dalej niż 4 kilometry. Kłopot w tym, że wiejskich pielęgniarek, położnych i samych gromad nie ma już w Polsce od kilkudziesięciu lat.

Reklama