Protasiewicz: "Sprawy nie ma"

Sylwia Jurgiel | Utworzono: 2014-05-15 18:31 | Zmodyfikowano: 2014-05-16 08:07
Protasiewicz: "Sprawy nie ma" - fot. www.prw.pl
fot. www.prw.pl

Według tych doniesień niemiecka prokuratura jest gotowa postawić mu zarzuty za incydent na lotnisku we Frankfurcie. Miałyby one dotyczyć m.in obrażania funkcjonariusza państwowego.

Przypomnijmy, w lutym eurodeputowany miał wszcząć awanturę z celnikiem i wykrzykiwać do niego słowa "raus". Europoseł konsekwencje już poniósł ale na razie tylko polityczne. Przestał być szefem kampanii Platformy  w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

ZOBACZ TEŻ: Jacek Protasiewicz rezygnuje ze startu w wyborach do PE

Zrezygnował też ze startu w nich. Na pierwszym miejscu listy zastąpił go Bogdan Zdrojewski. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że niemiecka prokuratura czeka z wszelkimi decyzjami do momentu aż Protasiewicz straci immunitet. A to stanie się na początku lipca.

Sylwia Jurgiel
Sylwia Jurgiel
Radio Wrocław

Manipulacja... kampania wyborcza... podsycanie atmosfery... gorący news. Po przeczytaniu tego tekstu można będzie sobie wybrać dowolną odpowiedź. "Super Express" napisał dziś sensacyjny tekst o zarzutach dla Jacka Protasiewicza za incydent na lotnisku we Frankfurcie i telefony w niemieckiej prokuraturze zagotowały się do czerwoności.

Tyle, że jak wynika z moich informacji śledczy nawet nie zaczęli postępowania w sprawie awantury z celnikiem. Czekają na lipiec, bo wtedy wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, Jacek Protasiewicz straci immunitet. News jednak żyje już swoim życiem a dziennikarz "podobno" nie do końca zrozumiał prokurator z Niemiec. Po pierwsze to proponuję przyśpieszony kurs języka niemieckiego przed zdobywaniem informacji. Po drugie - jak wiem - w większości dolnośląskich redakcji po przeczytaniu "Super Expressu" już planowano czołówki z zarzutów dla polityka Platformy Obywatelskiej. Czołówek nie będzie, bo tematu - przynajmniej na razie - nie ma.

Jest natomiast dolnośląska wojna Platformie Obywatelskiej, która ma też swoje medialne już oblicze. I jest to już można powiedzieć wojna podjazdowa - od newsa do newsa i to niekoniecznie sprawdzonego. Karpacz i słynne wybory przewodniczącego, które wyniosły Jacka Protasiewicza na fotel szefa szefów a zepchnęły Grzegorza Schetynę w dół, nadal mają swoje konsekwencje. Bo w regionie Platformy są dwie. Żołnierze byłego szefa PO niby leżą na deskach, ale ciągle starają się podnieść. Różnymi sposobami. I jak to w polityce niekoniecznie ładnymi. Drużyna Jacka Protasiewicza nie pozostaje dłużna - metody też pozostawiają wiele do życzenia. Działacze mijają się na korytarzach siedziby PO we Wrocławiu w milczeniu, nie podają sobie rąk, albo mają z tym problem.

Żartów na temat słynnego już "raus" Jacka Protasiewicza do celnika jest bez liku. Tylko czy o taką Platformę Obywatelską chodziło? Stronnicy Grzegorza Schetyny nie ukrywają, że chcą doprowadzić do nadzwyczajnego zjazdu, by obalić Jacka Protasiewicza. Kilka prób było i się skończyło... niepowodzeniem. Z kolei zwolennicy obecnego przewodniczącego nie ukrywają, że powrotu do "starego układu" nie będzie. Koniec. Kropka.

Powrót do krytyki Jacka Protasiewicza za sytuację na lotnisku we Frankfurcie nazywają "nikczemnym". Sprawa nie jest jednak wyjaśniona i będzie się pojawiać w mediach jeszcze nie raz. I również w Radiu Wrocław. A dolnośląska Platforma Obywatelska ma problem i to spory. Wprawdzie jak śpiewał Muniek Staszczyk "Chłopaki nie płaczą", ale tutaj chłopaki właśnie płaczą... jedni - bo szukają dla siebie miejsca po latach grzania się w blasku Grzegorza Schetyny, drudzy - bo ci pierwsi nie dają im spokoju.

- Lider Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku i wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Protasiewicz miał zostać zatrzymany na lotnisku we Frankfurcie - tak napisał w lutym br. niemiecki tabloid Bild. Według dziennika polityk był pod wpływem alkoholu i obrażał obsługę. Miał wykrzykiwać do celników "Heil Hitler" i wyzywać ich od nazistów. "Bild" opisywał sytuację w ten sposób: W środę wieczorem eurodeputowany wylądował we Frankfurcie nad Menem. Służby zainteresowały się Jackiem Protasiewiczem po tym, jak polityk miał odebrać wózek bagażowy innemu pasażerowi.

Protasiewicz się tłumaczy | Niemiecka policja odpowiada | Kontra | Komentarze polityków

Polityk odmówił pokazania dokumentów i zdenerwowany zaczął obrażać celników. Miał ich pytać, czy byli kiedyś w Auschwitz i wykrzykiwać "Heil Hitler". Obsługa o wszystkim powiadomiła policję, która zatrzymała Protasiewicza. Polityk mówił potem na antenie TVN24, że zajście miało zupełnie inny przebieg. Twierdzi, że to celnik był agresywny: - Jestem zszokowany, ale na szczęście nagrałem to zdarzenie - mówił europoseł.

Jacek Protasiewicz tłumaczy się z incydentu:

"Usłyszałem "raus". Przepraszam, rzeczywiście zagotowałem się. Odwróciłem się i powiedziałem, że "raus" brzmi bardzo nieładnie i bardzo źle w kraju, z którego przyleciałem. On powtórzył - "raus". Więc ja mu powiedziałem, że w moim kraju "raus" kojarzy się z "Heil Hitler" i "Hande hoch".

Wiceszef Parlamentu Europejskiego domaga się wyciągnięcia konsekwencji wobec niemieckich mundurowych, którzy zatrzymali go na lotnisku we Frankfurcie. Podczas specjalnej konferencji prasowej Protasiewicz ze szczegółami opowiadał, jak policjanci, zakuli go w kajdanki i popychali:

"Kiedy wsiadaliśmy do radiowozu, nie stawiałem oporu. Zostałem do tego samochodu niemalże wciśnięty. Nie pamiętam czy kolanem, czy łokciem dostałem solidnego kuksańca."

Jacek Protasiewicz nagrał ten incydent telefonem komórkowym. O całej sprawie poinformował nie tylko szefa Parlamentu Europejskiego, ale także władze parlamentarne, którym przedstawił nagrania.

Jacek Protasiewicz podkreślał wówczas, że nie odpuści niemieckim celnikom:

"Nie odpuszczę tej sprawy bez względu na decyzję polityczną dotycząca mojego kandydowania albo roli w Platformie. Ja mogę nie być w polityce, ale ja nie pozwolę, żeby funkcjonariusze służb mundurowych w Europie, a zwłaszcza w Niemczech posuwali się do takich praktyk wobec obcokrajowców."

Dolnośląski eurodeputowany ma spotkać się sekretarzem generalnym Parlamentu Europejskiego. Chce dowiedzieć się, jakie może podjąć kroki prawne wobec celników niemieckich.

Tomasz Sikora poprosił tuż po incydencie o komentarz w tej sprawie niemiecką policję:

- Prawdę mówiąc nic nie wiemy o tym, by cała awantura zaczęła się od słowa "raus", które miałby do pana Protasiewicza powiedzieć niemiecki celnik - mówił Radiu Wrocław André Sturmeit, rzecznik prasowy policji we Frankfurcie nam Menem.  W rozmowie telefonicznej przekazał nam, że:

"Na miejsce wezwała nas Służba Celna z powodu awanturującego się pasażera. Gdy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że celnicy mają faktycznie problem z pasażerem, który na nasz widok także stał się agresywny, podniecony, krzyczał po angielsku, że jest z Unii Europejskiej. Jednak się nie wylegitymował paszportem dyplomatycznym. Pasażer dopiero na posterunku stwierdził że jest dyplomatą, wtedy wylegitymował się nam paszportem dyplomatycznym, i zażądał rozmowy z konsulatem. To zostało mu umożliwione, a policja natychmiast gdy się okazało że mamy do czynienia z dyplomatą odstąpiła od czynności. Dlatego też nie przeprowadziliśmy badania na obecność alkoholu, co zwykle jest kolejną czynnością po zatrzymaniu. Po spisaniu danych i rozmowie z konsulatem pan Protasiewicz został puszczony wolno. Przesłuchaliśmy celników i personel lotniska który stwierdził że to Pan Protasiewicz był pobudzony i zaczął się awanturować krzycząc Haende hoch i Heil Hitler po tym jak celnicy chcieli przeprowadzić kontrolę jego bagażu. Zawsze reagujemy w przypadkach gdy ktoś używa nazistowskich zawołań to dla nas priorytet, jednocześnie nikt ani pan Protasiewicz ani celnicy nie zeznali że wszystko miałoby się zacząć od słowa "raus". Że coś takiego padło słyszę od pana po raz pierwszy - przyznał zdziwiony pytaniem Radia Wrocław niemiecki rzecznik prasowy. - Policja nie zabezpieczyła nagrań z monitoringu, nie wie nawet czy takie istnieją, teraz sprawę przejęła prokuratura i to ona jeśli będzie potrzeba poszuka nagrań.

Reklama