REPORTAŻ na weekend. Kuba - podróż w czasie

Magda Orzeł, Filip Marczyński | Utworzono: 2014-08-06 14:18 | Zmodyfikowano: 2014-08-10 08:22
REPORTAŻ na weekend. Kuba - podróż w czasie - zdjęcia: Magda Orzeł
zdjęcia: Magda Orzeł

Jeśli egzotyka to krajobraz, zapachy, smaki, czy ludzie, to Kuba z pewnością nie jest najbardziej egzotycznym krajem świata. Do plaż z palmami już się trochę przyzwyczailiśmy, są i w Europie.

A jednak Kuba jest jednym z najbardziej egzotycznych krajów na świecie, jakie udało nam się widzieć. Tyle, że to egzotyka stworzona przez ludzi, ich wina raczej, niż zasługa. Kuba to skansen. To muzeum idei. Poczekalnia nie wiadomo do czego. To kraj, w którym w czasie 200 kilometrowego przejazdu główną autostradą, Autopista Nacional, miniemy może 10 samochodów. Chevrolety z lat 40. i 50. też, tak. To wiedzą wszyscy. 


Ale głównie miniemy łady i żiguli, miniemy wiele moskwiczów, radzieckie automobile z wczesnych 80., jeździ nimi też PNR - Policia Nacional Revolucionaria. Tam nie ma korków, bo nie ma samochodów.

Za to dużo konnych bryczek, rowerów, czy dziwacznych konstrukcji pełniących rolę autobusów. Duże ciężarówki, w których zamiast tzw "paki" są zamontowane długie blaszane budy z malutkimi okienkami, w których widać stłoczonych ludzi. Furmanka jadąca autostradą pod prąd? Tak, często. Krowa na jej środku od czasu do czasu? Też, czasami. 


Ostrzegano, jeździliśmy wypożyczonym samochodem, by tankować zawsze, jak tylko napotkamy stację, bo jest ich mało. To się chyba zmieniło w ciągu ostatnich lat, stacji jest sporo. Tylko, niespodzianka, często...nie ma benzyny. Diesel zawsze, ale diesla kupują Kubańczycy raczej na czarnym rynku, taniej. Benzyna kosztuje w przeliczeniu 4,30.

Drogi często są dziurawe lub bardzo dziurawe, łatwo złapać gumę, zdarzyło nam się.  Gdy już dojedzie się do miasta i spaceruje ulicami odczuwa się coś dziwnego. Czegoś brakuje, coś jest nie tak, czegoś nie ma. Nie ma sklepów. Nie no, są oczywiście, ale dziwne i mało. Pierwszy, do którego weszliśmy, zadziwił nas zestawem towarów. Najwięcej było w nim rumu i cygar. Rum był śmiesznie tani, a cygara drogie. A oprócz tego był tuńczyk w puszce, majonez w tubce, mleko w proszku, kubańska podróbka Sprite'a i Coli, zapalniczki, filiżanki, kawa i tanie dezodoranty. Wody, niestety, nie było. W ogóle wszystkiego było mało. Ceny - podane w Pesos Convertibles, walucie, którą posługują się głównie turyści i bogatsi Kubańczycy. Drugą równoległą walutą są Pesos Cubanos. 25 za dolara. Convertible 1 do 1. Ten sklep to był taki Pewex. Ale gdzie mu tam było do porządnego Pewexu z 1985 r. Dalej znaleźliśmy dziwny sklep, w którym półki z malowanych desek były prawie puste.

Nie było majonezu, ani tuńczyka, tylko woreczki. W woreczkach był cukier, była fasola, był ryż. Obok leżały pudełka zapałek, coś w butelce, może olej, warzyw już nie było. Już, bo wciąż stały puste skrzynki. Niczego więcej. Cennik był wypisany długopisem na kartce. Było ciemnawo, klientów z dwóch, czy trzech, znudzona ekspedientka. Niezręcznie było tam wchodzić, wiadomo, że nic nie kupimy, że podglądamy biedę jedynie. Stanęliśmy w progu, niby, że tak tylko. 

Posłuchaj całej rozmowy o Kubie: 

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.