Dakar to walka o życie. Po co kierowcy jadą do piekła?

Piotr Pietraszek | Utworzono: 2015-01-16 08:07 | Zmodyfikowano: 2015-01-16 08:52

Powoli kończy się 37. edycja Rajdu Dakar. Na argentyńskich, boliwijskich i chilijskich bezdrożach od dwóch tygodni rywalizuje ponad 650 uczestników, którzy mają do pokonania blisko 9 tys. kilometrów. Ponad ćwierć wieku temu Polacy zadebiutowali w słynnym Rajdzie Dakar. W 1986 roku na starcie stanęły dwie ciężarówki wyprodukowane w podwrocławskim Jelczu. W tegorocznej edycji najsłynniejszego rajdu świata zabrakło dolnośląskich akcentów.

Ale w ubiegłym i my ekscytowaliśmy się dobrą postawą wrocławianina. Zajął dziewiąte miejsce - najlepsze w historii debiutantów w Rajdzie Dakar. Z udziału w obecnej edycji imprezy wyeliminował go uraz kręgosłupa. Wrocławski kierowca Martin Kaczmarski śledzi jednak z uwagą rywalizację na trasach Ameryki Południowej i trzyma kciuki za swojego nauczyciela Krzysztofa Hołowczyca. - On na ten sukces po prostu zasłużył - mówi Kaczmarski.

Dwa etapy przed końcem imprezy Krzysztof Hołowczyc awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej załóg samochodowych. Liderem Rajdu Dakar jest Katarczyk Nasser Al-Attiyah.

Upał i brak snu - to najbardziej dają się we znaki kierowcom, mechanikom i dziennikarzom - wspomina Ireneusz Bąk z TVP Wrocław, który 5-krotnie obsługiwał Rajd Dakar. - W nocy spaliśmy. Ale wielu serwisantów testowało sprzęt, naprawiało maszyny. Baliśmy się, czy ktoś nie wjedzie nam w namiot - wiadomo, wszyscy byli bardzo zmęczeni - opowiada. Kaczmarski dodaje: - To tak byśmy ubrali bieliznę, kombinezon, kominiarkę i kask i w saunie wykonywali nietrudne ćwiczenia przez sześć godzin. Temperatury są nieludzkie, ale da się do tego przyzwyczaić.

Tegoroczny Dakar miał swój tragiczny akcent. Na trzecim etapie z powodu przegrzania organizmu i odwodnienia zmarł Michał Hernik. Debiutujący w imprezie polski motocyklista był 24. zawodnikiem, który zginął na trasach od początku rozgrywania Rajdu Dakar. - Z takimi wydarzeniami także musimy sobie radzić. Każda negatywna informacja jest jak kamień w bucie. Dlatego w tamtym roku starałem się nie odbierać telefonów, nie śledzić informacji. My jedziemy tam wykonać swoją robotę - mówi Kaczmarski. A pytany, czy warto, odpowiada: - Dakar nauczył mnie tego, że problemy, które mam na co dzień nie są problemami, pokazał mi, gdzie są granice mojej wytrzymałości fizycznej i psychicznej. To była dobra, bardzo trudna dwutygodniowa szkoła przetrwania, którą będę pamiętał do końca życia.

Posłuchajcie całego materiału:


Debiut Polaków w Rajdzie Dakar nastąpił 30 grudnia 1986 roku we francuskim Cergy Pontoise. Na starcie prologu dziewiątego rajdu jego stanęły dwie produkowane w Jelczu ciężarówki S442 4x4. Potem przejechały ponad tysiąckilometrowy II etap z Paryża do Barcelony, a także etap trzeci już w Afryce. Niestety w czasie IV-tej część na Saharze w obu Jelczach awarii uległ przedni most wyprodukowany przez renomowaną firmę Steyr, co wyeliminowało je z rywalizacji.

Przygotowaniem Jelcza do rajdu zajął się zespół koordynowany przez inż. Tadeusza Barbackiego. Sercem był turbodoładowany silnik wysokoprężny produkowany przez WSK Mielec o mocy 193 kW przy 2200 obr/min. Do napędu zastosowano 16-biegową skrzynie biegów ZF16. Mosty napędowe były produkcji firmy Steyer. Przedni zawieszony był na półeliptycznych resorach piórowych i zamocowany do ośmiu amortyzatorach. Tylny most także na półeliptycznych resorach z dodatkowymi piórami i czterema  amortyzatorami. Masa ciężarówki wynosiła 8980 kg, a prędkość maksymalna 140 km/h.

Jelcz w wersji rajdowej miał w podłodze skrzyni ładunkowej dwa dodatkowe zbiorniki paliwa o pojemności 900 litrów. Był też specjalny zbiornik na wodę pitną. Regulamin zabraniał wtedy korzystania z serwisu. Dlatego Jelcz wiózł też ze sobą całe techniczne wyposażenie specjalne, w tym agregat prądotwórczy, spawarkę, narzędzia, koła zapasowe oraz sprzęt do pokonywania trudnych odcinków pustynnych i górskich. Do następnego rajdu pojazd z podwrocławskiego Jelcza został ponownie zmodyfikowany; moc silnika została podwyższona do 308 kW, zmniejszono wagę, wzmocniono mosty napędowe oraz dodano wiele mniejszych udoskonaleń. W 1988 roku wystartowały trzy polskie ciężarówki - Jelcz, który nie dotarł do mety, oraz dwa Stary 266. Jednego z nich prowadził rajdowiec z Wałbrzycha Jerzy Mazur. Oba stary ukończyły rajd jednak załogi zdyskwalifikowano za przekroczenie limitu czasu. Wygrała wtedy czechosłowacka Tatra. Marek Waligóra

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.