Niemcy stoją w rozkroku (Blog Eurowyborczy)

Tomasz Sikora | Utworzono: 2009-05-15 15:47 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Niemcy stoją w rozkroku (Blog Eurowyborczy) - (Fot. Wikipedia / Cezary Piwowarski)
(Fot. Wikipedia / Cezary Piwowarski)

Coś, o co dopominają się z rozrzewnieniem polscy politycy ("ech gdyby choć raz na europejskich salonach jednym głosem..."), w Niemczech oficjalnie nie uchodzi. "Taka jedność w zabieganiu o własny niemiecki dobrobyt na europejskich salonach byłaby wręcz historycznym nietaktem wobec Europy, wciąż jeszcze pamiętającej zbiorowy nietakt 1939 roku" – taki nieco ironiczny, nieco sarkastyczny komentarz usłyszałem ostatnio w podchmielonym fragmencie Bawarii. Ale to tylko politische Korrektheit.

Z powodu politycznej poprawności i ze strachu przed przeszłością celebruje się regionalność, "Land" jest jednostką idealną – daje wrażenie wspólnotowości: my Szwabi, my Bawarczycy, my Saksończycy, czy Berlińczycy. Ale jednocześnie das Land jest na tyle mały, że nie ma obawy przesadnej siły, obudzenia uśpionego niemieckiego demona władzy i wojny. Das Land, Bundesland - ‘kraj związkowy’ - nigdy nie będzie znaczyć tyle, co Deutschland, państwo, które zgotowało wojnę światową i humanistyczny Armagedon.

Przed domem politycznie poprawnego Bawarczyka nie zawiśnie flaga czarno-czerwono-żółta. Tu owszem sztandar powiewa, ale jest biało-niebieski – bawarski.

Nota bene jest tylko jedno miejsce, gdzie Niemcy czują się na tyle pewnie, że mogą uderzyć w narodową, a nie regionalną nutę patriotyczną. To sport. Bo sport jest czysty, wspólne uniesienie sportowe nie budzi od razu echa równego marszu żołnierskich trzewików. Tu można pozwolić sobie na barwy narodowe na policzkach, na wspieranie national Manschaft nie tylko w sercu, ale też wrzaskiem na stadionie i w regionalnej knajpie.

Jak w tym wszystkim poprawna, regionalna, niemiecka dusza ma się zachować w przypadku eurowyborów? Otóż – zdaniem niemieckiej prasy – odpowiedzialnie. Dziś zarówno na poziomie niemieckiej publicystyki prasowej, jak i knajpianego politykowania powraca nuta, która brzmiała w głosie narodowych socjalistów. Właśnie nuta odpowiedzialności, pewnego besserwisseryzmu. Tyle że wtedy, w latach 30. XX wieku, ta nuta została wynaturzona, swoje łagodne zabarwienie znane choćby z wykładów narodowych Goethego, utraciła na rzecz nieznoszącego sprzeciwu brunatnego wrzasku.

Dzięki Wspólnocie Węgla i Stali, a teraz Unii Europejskiej znów można sięgnąć po ulubioną niemiecką śpiewkę i tęskne marzenie. Przejrzałem właśnie kilkadziesiąt komentarzy redakcyjnych w gazetach północy i południa Niemiec – wszędzie explicite czy implicite powraca dumna "nuta odpowiedzialności". "Musimy tak wybrać, by pomóc Europie, by wyciągnąć ją z tarapatów, by delikatnie pchnąć na właściwe tory, by rozpędzić, albo i zwolnić" – mniej więcej tak brzmi esencja z tego gazetowego nawoływania. Ale zawsze powraca: MY musimy to zrobić.

Niemcy dysponują 99 mandatami w Parlamencie Europejskim. Na tle całego parlamentu niewiele, ale wystarczająco, by w narodzie obudzić tę nutę odpowiedzialności za kontynent, którego jest się środkiem. Tu można wyzbyć się strachu, który pojawia się przy haśle Deutschland, można mieć to poczucie zbiorowej odpowiedzialności, jednocześnie odcinając się od brunatnej przeszłości, gdy było się odpowiedzialnym za kraj chcący całej Europy na własność.

Unia Europejska to dla Niemców idealny pomysł na budowę zbiorowej odpowiedzialności, na realizację swoich snów o potędze. Jasne, wszystko w granicach politycznej poprawności. Kraina łagodności przebija z komentarzy publicystów. Ale wszędzie widać jakby łapano oddech, którego na co dzień w Deutschland brakuje, by wreszcie wskazać reszcie kontynentu "te właściwe rozwiązania". To taka zbiorowa realizacja marzeń.

Dlatego o wyborach do Europarlamentu mówi się tam inaczej niż w Polsce – porusza się prawdziwe problemy kontynentu, skupia się na kryzysie ekonomicznym i ekologicznym. Pyta o Europę regionów, nawet o europatriotyzm. Bo – jak pisze publicysta najpopularniejszej gazety Niemiec "Bild Zeitung" – XX wiek się mylił: nie bronią, a myślą zdobyć można Europę. Już o tym myślimy. Wybory za miesiąc!


(Zdjęcie przy tekście pochodzi z Wikipedii. Jego autorem jest Cezary Piwowarski. Objęte jest licencjami GNU FDL oraz Creative Commons Attribution ShareAlike 2.5, 2.0 i 1.0).

Reklama

Komentarze (7)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Zofia2009-05-18 19:33:26 z adresu IP: (83.21.xxx.xxx)
Dziękuję za częściowe wyjaśnienie i czekam na ciąg dalszy.
~sikora2009-05-18 13:00:29 z adresu IP: (87.105.xxx.xxx)
"świętej wieży", oczywiście. Przepraszam
~sikora2009-05-17 20:48:12 z adresu IP: (87.105.xxx.xxx)
Nie bardzo rozumiem skąd u Państwa tak mocno zarysowany podział na "germanofilów" broniących przyjaciół zza Odry jak świętej wierzy i "germanofobów", widzących tylko w brunatnej masie zagrożenie stojące u naszych zachodnich bram. do VoicefromBerlin: Oczywiście o regionalności duszy Niemca możemy dyskutować szerzej - ot choćby wychodząc od faktycznego znaczenia słów "Deutschalnd Deutschland ueber alles" wrocławskiego profesora von Fallerslebena w "Das Lied der Deutschen", przez 56 rodzajów Kartoffelsalat po współczesny opis podziału na Heimat i Vaterland u Illiesa w "Golf Generation". Tylko po co. Freie Staat i inne takie historie zweryfikowało oddanie nazizmowi, to z doświadczenia nazimu wynika obecna "patriotyczna fobia", na którą cierpią Niemcy. To o czym piszesz zostało wyzerowane właśnie równym krokiem oddziałów w 39 roku i poparciem społecznym rzędu 87% dla III Rzeszy w 1938 roku. do karo: ten tekścik to nie elaborat, to krótka synteza paru lat spostrzerzeń + ostatnia sytuacja, więc wymaga skrótowości i esencjonalności. Przez delikatność nie wymieniałem austriackich pomysłów Stoibera, lipskich i drezdeńskich pochodów neonacjonalistycznych, występującego przed Bundestagiem Udo Voigta z NPD, albo kampanii "Touristen willkommen, aber Diebe/Asylbetrueger raus!" - to są niemieckie przejawy jak mówisz "naziolskich sympatii" Nie bronie tu "5piw" i reszty wymienionej - zaznaczam, że po obu stronach jest problem, z czego w Niemczech o innej charakterystyce. Pełna zgoda: "dla Niemców to moloch", dla nas też ale oni majana niego polityczny pomysł wynikający z patriotycznego kompleksu. do Zofia: bardzo dziękuję za miłe słowa, ale może w przyszłości szerzej wyjasnię, teraz tylko powiem, że sprawa Jugendamtu opisana przez TVN została nieobiektywnie z zaburzeniem proporcji i przekłamaniami. W praktyce nie istnieje takie prawo, które zakazuje dzieciom z mieszanych rodzin mówienia po polsku. To przekłamanie polskiej telewizji.
~Zofia2009-05-17 16:15:03 z adresu IP: (95.49.xxx.xxx)
ale przecież Niemcy nie boją się swojego patriotyzmu. Bo co sądzić o prawie, które zakazuje mówienie po polsku dzieciom z małżeństw mieszanych, na przykład Niemiec Polka??? Przecież istnieje takie prawo, w ogóle nie kwestionowane przez Unię Europejską. Czy ktoś potrafi mi odpowiedzieć na taki nazi patriotyzm??? zimna jak lód Zośka p.s. zupełnie nie wrażliwe na "biednych zdezorientowanych Niemców"... w tym miejscu właśnie nie rozumiem tego artykułu.
~karo2009-05-16 12:49:20 z adresu IP: (92.78.xxx.xxx)
"Dziś zarówno na poziomie niemieckiej publicystyki prasowej, jak i knajpianego politykowania powraca nuta, która brzmiała w głosie narodowych socjalistów. " Jesli obraz tozsamosci niemieckiej wysnuwamy na podstawie knajpowego politykowania podchmielonych robotnikow to gratuluje - nasze polskie spiewki bylyby mocniejsze. A nasi panowie politycy duzo bardziej otwarcie sie do naziolskich sympatii przyznaja - przytocze chociazby kres cywilizycji bialego czlowieka, bialy i hetero na plakatch wyborczych, farfal w telewizji publicznej, minister edukacji ktorego to przybudowka mlodziezowa faszystowska piec piw zamawia - mnozyc mozna bez konca. I sa to zupelnie niekaralne przyjete w spoleczenstwie brunatne normy. "wszędzie explicite czy implicite powraca dumna "nuta odpowiedzialności". "Musimy tak wybrać, by pomóc Europie, by wyciągnąć ją z tarapatów, by delikatnie pchnąć na właściwe tory, by rozpędzić, albo i zwolnić" – mniej więcej tak brzmi esencja z tego gazetowego nawoływania. Ale zawsze powraca: MY musimy to zrobić." ja rozumiem ze dla Polakow to jest dziwne, niezrozumiale, smieszne, ze ktos jakis polityk ma poczucie odpowiedzialnosci, jakiejs misji, ze ma wizje, plany ktore chce zrealizowac w Europie. No bo przeciez politykiem jst sie po to aby sie oblowic, zarobic i wykorzystac pozycje. A potem szybko trza zmeinic partie i od nowa. A ten co sie nie oblowi tylko jest idealista z poczuciem misji to frajer, nie? "Unia Europejska to dla Niemców idealny pomysł na budowę zbiorowej odpowiedzialności, na realizację swoich snów o potędze." Dla wiekszosci Niemcow Unia to moloch, do ktorego oni wplacaja, aby m.in. Polacy mogli wyplacac. Sny o potedze to snuja nasi politycy, ktorzy probuja pomachac szabelka, tupnac noga i w ten sposb uprawiac miedzynarodowa polityke.
~voicefromberlin2009-05-16 01:17:15 z adresu IP: (92.78.xxx.xxx)
generalnie komentarz bardzo trafiony, ale.... "Z powodu politycznej poprawności i ze strachu przed przeszłością celebruje się regionalność" Swiadomosc tozsamosci niemieckiej narodzila sie lub zostala bardziej narzucona, a nawet sztucznie stworzona dopiero w polowie XIX wieku, a bawarczycy czy saksonczycy sie raczej z prusami nigdy nie identyfikowali - dopiero powstnie Cesarstw Niemieckiego zrobilo z tych wielu landow jedno federalne panstwo. Malo tego, polityka tego wlasnie panstwa ( np. polityka religijna Bismarcka - Kulturkampf) skierowana byla miedzy innymi przeciw katolickiej Bawarii. Rowniez Bawaria czy Saksonia byly krolestwami z panujacymi monarchami do 1918 roku, bawaria czy hamburg posiadaly nawet wlasne monety. Niemcy nigdy nie byly centralistycznym panstwem, co jest nawet zapisane w obecnej konstytucji, jest to Panstwo federalne ktore powstalo z ksiestw, wolnych miast czy krolestw. Do dzisiaj oficjalne nazwy to Freie und Hansestadt Hamburg, Freistaat Bayern czy Freistaat Sachsen. Tozsamosc regionalna zawsze byla i nadal jest tutaj bardziej wiazac niz swiadomosc bycia Niemcem. Chociazby istnienie calej masy dialektow - on rheinlandzkiego, przez polnocnoniemiecki, bawarski, saksonski, szwabski, berlinski - podkresla przynaleznosc regionalna. Natomiast Berlin to juz troche inna historia -chyba nikt - przynajmniej z obecnych berlinsczykow, nie identyfikuje sie tu z miastem pruskim czy miastem jako stolica - zeby byc berlinerem wcale nie trzeba byc niemcem, malo tego - wielu niemcow powie ze sa berlinerami a nie niemcami - berlin to po prostu sposob bycia, tolerancja, klimat, pewna swiadomosc, po prostu sposob na zycie, ktorego sie nie da tak do konca zdefiniowac czy z czyms porownac.
~Zofia2009-05-15 21:45:40 z adresu IP: (83.29.xxx.xxx)
bardzo składny artykuł traktujący o obecnym stanowisku obywateli Niemiec wobec Unii Europejskiej. oby tak dalej! Zosia