Recenzje Iana Pelczara: HIGH-RISE *****

Jan Pelczar | Utworzono: 2016-04-20 14:35 | Zmodyfikowano: 2016-04-20 09:53

"High-Rise" to najbardziej spektakularna w historii rozbiegówka przed teledyskiem. Na film Bena Wheatleya warto wybrać się przede wszystkim dla sceny pod muzykę Portishead i nowej aranżacji "SOS" Abby, w ich wykonaniu. Podobno muzycy nie zgodzili się na rozpowszechnianie utworu poza ekranem. Nie ma piosenki na ścieżce dźwiękowej, gdzie stanowiłaby doskonałe dopełnienie bardzo ciekawych kompozycji Clinta Mansella. Nie ma jej w internecie, nawet w jego płatnych rejonach. Nie będzie teledysków i klipów promocyjnych. Chcecie posłuchać - musicie pójść do kina i wcześniej przez półtorej godziny oglądać adaptację dystopii J.G Ballarda. Trwa ona jeszcze później niecałe pół godziny, ale to sekwencja do "SOS" jest punktem kulminacyjnym.

"High-Rise" to jeden z tych filmów, które są erudycyjne wizualnie. Na ekranie oglądamy wymykającą się spod kontroli demolkę albo senne koszmary, przeistaczające się w rzeczywistość, groteskowe obrazy orgii i zniszczenia. Ale tak naprawdę wszystko podlega zdyscyplinowanej wizji reżysera. Biały koń, czy psia łapa nie pojawiają się przypadkowo. Post-apokalipsa jest i post-industrialna i post-punkowa. Rozmawiać możemy po seansie o błędach kapitalizmu i przekleństwach liberalizmu, ale także o przemocy między płciami, wiekiem, pochodzeniem i ambicjami poszczególnych jednostek.

"Bogaci ludzie nie chcą, żeby im przypominać, że coś może pójść nie tak" - mówi jedna z mieszkanek najniższych pięter. "Ma obsesję na punkcie pieniędzy, jak wszyscy biedacy" - oceniają ją z wyższej perspektywy, podkreślając, że "zdrowa rywalizacja to podstawa nowoczesnej gospodarki". Rozważać można o wpływach i znaczeniach języka. Przykładem prąd, który staje się, tak jak jest w angielskim - siłą i władzą.

Pojawią się też przemyślenia o wpływie otaczającej nas przestrzeni i sposobu jej projektowania. Nieprzypadkowo najwyższe piętro zamieszkuje architekt. Jeremy Irons jest w swej roli do pewnego stopnia podobny do architekta "Matriksa", Lamberta Wilsona. Podobieństw można się doszukać także między głównym bohaterem "High-Rise", nowym mieszkańcem wieżowca, a postaciami samotników, granymi przez Michaela Fassbendera.

W "High-Rise" główną rolę powierzono Tomowi Hiddlestonowi. Odtwórca roli Lokiego z uniwersum Marvela udowadnia, że jest już w tej samej aktorskiej lidze, co Fassbender. Jego duety ze Sienną Miller i Elizabeth Moss to kinowy "Mad Men" z przyszłości.

Widzimy przyszłość, którą podgląda w kalejdoskopie jeden z najmłodszych mieszkańców Toby. Scenarzystce Amy Jump i reżyserowi Benowi Wheatleyowi udało się wiarygodnie pokazać, jak możne wyglądać świat, podglądany przez kalejdoskop. Albo "Psychopatologia życia codziennego. Marzenia senne".

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.