Niedziela w kinie? Sprawdźcie hit lata - Król Artur: Legenda miecza *****

Jan Pelczar, GN | Utworzono: 2017-07-09 17:17 | Zmodyfikowano: 2017-07-09 17:00

Ten kostium ułożył się Guyowi Ritchiemu o wiele lepiej niż jego wersje opowieści o Sherlocku Holmesie. Średniowieczna legenda okazała się idealnie skrojona na połączenie ze sposobem opowiadania, który znamy doskonale od czasów "Porachunków" i "Przekrętu". Połączenie szybkiego montażu i upstrzonej dowcipami gangsterskiej historii z opowieścią fantasy, płaszcza, szpady i zemsty wypadło doskonale. Skojarzeń nie brakuje, od "Peaky Blinders" na magicznych sterydach, po "Janosika" z wiedźminim wspomaganiem.

Bawiłem się świetnie, jak przed laty na serialowym i kinowym Robin Hoodzie (chodzi mi o wersje z muzyką Clannadu i Kevinem Costnerem oraz Alanem Rickmanem). To z pewnością najlepsze wielkoekranowe fantasy, które powstało w erze "Gry o tron" i pierwsze, które dorównało serialowi, jednocześnie puszczając do niego oko za sprawą Aidana Gillena i granego przez niego Billa o ksywie Gęsi Smalec. Znany z "Synów anarchii" Charlie Hunnam zagrał tytułowego bohatera w stylu Toma Hardy'ego. I wyszło to naprawdę dobrze. Jude Law wpasował się w rolę czarnego charakteru zestawem min i gestów, których używał też na planie "Młodego papieża". Kontekst i kostium zmieniają wszystko. Astrid Berges-Frisbey kreuje biegłą w magii bohaterkę w taki sposób, iż fani "Wiedźmina" już zazdroszczą i żałują, że to jeszcze nie ich kolej. Cieszyć się mogą za to fani Davida Beckhama, który znakomicie podkręcił swój epizod.

Całość jest zabawna, lekka, a jednocześnie oszałamia efektami specjalnymi. Za sprawą unikalnego języka filmowego Guya Ritchiego, wykorzystanego tu znacznie śmielej niż we wspomnianych filmach z Robertem Downeyem, mamy świeżą propozycję, która momentami zaskakuje i do końca trzyma w napięciu. Od miesięcy żaden blockbuster nie zgotował mi tak porządnego finału. Wygląda na to, że czai się za nim kontynuacja. I bardzo dobrze. Jeśli scenarzyści utrzymają formę, będzie potencjał na miarę komiksów o Asteriksie - współczesne opowiadanie w legendarnych szatach. Byle nie wyczerpać konwencji i nie wtłaczać pomysłu na siłę w te, które już znamy.

Reklama

Komentarze (3)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Grzegorz2017-07-05 11:50:00 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
No i jeszcze zmarnowano możliwości jakie daje celtyckie pochodzenie mitu.
~Grzegorz2017-07-05 11:48:26 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Nie zgadzam się z tą opinią. Posługiwanie się kalkami kulturowymi wyszło tu moim zdaniem dużo mniej zręcznie niż w starszych filmach Ritchiego. Wiele sprawiało wręcz wrażenie plagiatu zamiast zabawy konewncją. Do tego wykazywanie się wrażliwością rasową w przypadku Toma Wu zalatuje raczej radistowskim stereotypem. Mimo to film generalnie w porządku. Aktorzy faktycznie OK.
~kit2017-07-03 00:52:16 z adresu IP: (91.90.xxx.xxx)