Mały kleszcz, duży problem. Kobiety szukały pomocy, a w przychodniach odsyłano je z kwitkiem
-Sprawa okazała się niezwykle skomplikowana - mówi Joanna Studzińska - W kolejnych placówkach odmawiano nam wsparcia - dodaje:
-Ja byłam przekonana, że będzie to sprawa 15 minut z wyciągnięciem. Udałam się do najbliższej przychodni, myśląc, że w gabinecie zabiegowym każda pani pielęgniarka - moment - i tego kleszcze usunie. Jako, że ja nigdy wcześniej nie usuwałam, chciałam, żeby to było zrobione dobrze. Powiedziano mi, że nie, nie, absolutnie tutaj nikt mi kleszczy nie wyjmie.
Roman Szyjewicz, dyrektor jednej z przychodni, do której wybrały się ukąszone zaprzecza, aby ktoś w jego placówce mógł odmówić pomocy:
-Po pierwsze co do zasady, to nie ma takiej możliwości, żebyśmy odesłali pacjenta niezaopatrzonego. Bez względu na to, czy jest to nasz pacjent zdeklarowany do naszej Podstawowej Opieki Zdrowotnej czy jest to pacjent mówiąc kolokwialnie z ulicy. Zawsze udzielamy takiej pomocy.
Problem pojawił się jednak nie tylko przy wyjmowaniu kleszczy, ale także gdy panie chciały sprawdzić czy pajęczaki nie były przypadkiem zarażone boreliozą. W Sanepidzie w sezonie letnim zabrakło odczynników, by zrobić badanie kleszczy.
Joanna Mierzwińska z NFZ tłumaczy, że w podobnych sytuacjach można zgłaszać nieprawidłowości.
-Gdyby okazało się, że Podstawowa Opieka Zdrowotna nie chce udzielić pomocy w takim przypadku, to zawsze można do nas zadzwonić, przyjść, zainterweniować złożyć skargę i my oczywiście od razu taką skargę wyjaśnimy.
Panie poradziły sobie z problemem dzięki pomocy prywatnej pielęgniarki. Kleszcze, po wyjęciu chciały przebadać, co udało im się dopiero w ... klinice weterynaryjnej. W Sanepidzie zabrakło bowiem odczynników.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.