Rozmowa Dnia: Weronika Nowakowska - na kilka godzin przed ostatnim startem w karierze

| Utworzono: 2018-03-29 09:20 | Zmodyfikowano: 2018-03-29 09:21

Przemek Gałecki: Jakie to są emocje tuż przed ostatnim startem?

Weronika Nowakowska: Ostatni tydzień był bardzo emocjonujący. Już w czasie Pucharu Świata czułam, że coś się kończy w moim życiu, a dzisiaj symbolicznie kończę karierę tam gdzie ją zaczynałam w moim rodzinnym mieście Dusznikach Zdroju. To jest dla mnie bardzo emocjonujący i radosny czas.

Co się będzie działo na starcie?

Trudno jest mi powiedzieć co się będzie działo (śmiech) i jaki będzie przebieg zawodów.

To z jednej strony mobilizacja, start, mistrzostwa Polski, ważny cel, ale z drugiej strony trudno uciekać od tych emocji. Ostatni start, ostatni wystrzał i pewnie wielkie emocje.

Tak. Dla mnie to przede wszystkim ma to charakter symboliczny. Tutaj zaczynałam, pół życia spędziłam na Duszniki Arena. Tutaj chcę to symbolicznie zakończyć. Nie wiem jak wyjdą zawody, ale najważniejsze dla mnie jest to, że będę miała okazję na trasie pożegnać się ze swoimi koleżankami z kraju, z kibicami, trenerami i z całym środowiskiem biathlonowym.

Ale nie będzie Pani odpuszczała? Jak będzie szansa na medal to powalczy Pani do końca?

Oczywiście zawsze jak człowiek staje na starcie to chce pokazać się z jak najlepszej strony. Natomiast ja mam świadomość stanu w jakim się znajduje od 2-3 tygodni. Przeszłam przez chorobę po igrzyskach olimpijskich itd. Nie jestem absolutnie u szczytu formy, ale chciałabym spróbować. Jeżeli będzie szansa powalczyć o krążek to na pewno dam z siebie wszystko, żeby tak się stało.

Pani kariera jest niezwykła, bo niespełna dwa lata temu urodziła pani bliźniaki i zdecydowała się wrócić do sportu, by jeszcze raz powalczyć o medal olimpijski. Było warto?

Ja uważam, że zawsze warto walczyć o marzenia. Kiedy decydowałam się podjąć to wyzwanie miałam świadomość, że tak naprawdę statystycznie jest większe prawdopodobieństwo, że nie uda mi się tego zrobić, bo krążki są tylko trzy, a kandydatów do nich bardzo wielu. To co mnie napędzało to, to, że chciałam po prostu spróbować. Byłam bardzo blisko w Vancouver - piąta, w Soczi byłam szósta. Tak sobie myślałam, że jeżeli nie podejmę trzeciej próby to kiedyś usiądę w bujanym fotelu i będę żałować, że nie dałam sobie szansy. Dzisiaj wiem, że nie zdobyłam krążka, ale przynajmniej próbowałam i to daje mi ogromny spokój.

W Pjongczangu starty - biorąc pod uwagę także pani oczekiwania - się nie udały. Czy decyzja o zakończeniu kariery zapadła już przed igrzyskami, czy to konsekwencja nie udanych zawodów?

Mówiłam od początku, że bez względu na to co wydarzy się w Pjongczangu czy przyjadę z krążkiem czy bez. Kończę karierę po tym sezonie. Przyczyną nie są nieudane starty czy to, że jestem niezadowolona z mojego życia w biathlonie bo bardzo to kochałam. Uważam, że jestem wielką szczęściarą, że przez 10 ostatnich lat miałam pracę i hobby w jednym. Główną przyczyną jest to, że jestem mamą dwóch wspaniałych chłopców, którzy potrzebują mamy na pełen etat, a ostatni rok był szalenie trudny. Wyjeżdżaliśmy wspólnie, bywały momenty kiedy dzieci musiały zostać w domu kiedy ja jechałam na Puchary Świata, które były daleko od domu. Dzisiaj oni już 19-miesięczni są bardzo świadomi, że ja wyjeżdżam. Zaczynają mówić, zaczynają poznawać świat i mówiąc wprost, chcę być tą osobą, która ten świat będzie im pokazywać. To jest przyczyna dla której ja odchodzę, a nie jak niektórzy uważają nieudane starty w Pjongczangu.

Też miałem przyjemność poświęcić kilkanaście lat na sport zawodowy. I pamiętam, że gdy kończyłem trenować czułem żal, że kończy się największa przygoda mojego życia, ale z drugiej strony ulgę i radość. A Pani?

Ja chyba czuję to samo. Z jednej strony jestem bardzo szczęśliwa tak jak mówię, że miałam pracę i hobby w jednym przez 10 ostatnich lat. To jest zawsze wielkie szczęście kiedy człowiek ma pracę, którą lubi do której wychodzi z chęcią. Z drugiej strony jest to ulga bo jest to bardzo rygorystyczny tryb życia. Ja uprawiam sport bardzo złożony, bardzo trudny, zresztą każdy sport jest trudny i wszystko musi być podporządkowane właśnie pod to. Z tej strony czuję właśnie ulgę, że pewnego dnia się obudzę i po prostu na spokojnie będę mogła zrobić śniadanie dla siebie, dla męża, dla dzieci. Nie spieszyć się na trening (śmiech) nie spieszyć się później. Cieszę się, że po prostu będę miała takie normalne życie, którego też nie ukrywam, że troszeczkę było mi brak. Jest to również ekscytujące bo oczywiście najbliższe miesiące zostanę w domu i chcę poświęcić mój czas dla rodziny, dla moich dzieci, ale za jakiś na pewno będę musiała zacząć gdzieś pracować, bo nie sposób siedzieć w domu szczególnie z moim charakterem (śmiech). To jest też ekscytujące, że mając 31 lat nagle zacznę od nowa jakąś inną ścieżkę zawodową. To jest też ciekawe, ekscytujące, ale widzę, że Pan sobie świetnie poradził i myślę, że ja sobie też dam radę (śmiech).

To podsumujmy pani karierę - dwa medale mistrzostw świata, 5 miejsce na igrzyskach w Vancouver, siódma cztery lata później w Soczi. Z którego momentu w karierze jest Pani najbardziej dumna?

Najbardziej dumna jestem z mojego powrotu po ciąży. Był to bardzo trudny czas, czas weryfikacji moich marzeń, charakteru. Nigdy nie byłam tak zmobilizowana jak wtedy. Natomiast najpiękniejsze momenty dla mnie to wiadomo Kontiolahti 2015 rok i dwa medale mistrzostw świata, ale także medale mistrzostw Europy, bardzo udana dla mnie. Uniwersjada w Trentino. Zresztą do dziś jestem chyba najbardziej utytułowaną polską biathlonistką i w ogóle zawodniczką, która wzięła udział w Uniwersjadzie i zgarnęła tyle medali, więc to jest dla mnie jako studentki wówczas bardzo fajny czas, który dobrze wspominam.

A którego momentu, którego pudła pani najbardziej żałuje? Każdy sportowiec ma przecież takie czarne myśli, że można było zrobić coś więcej, coś lepiej.

Na pewno powinnam wspomnieć igrzyska i Vancouver, kiedy zajęłam 5. miejsce w biegu indywidualnym. Na ostatniej strzelnicy pomyliłam się raz i to kosztowało mnie krążek złoty bądź srebrny. Cztery lata później dokładnie taka sama sytuacja, ale już w sprincie. Wówczas myliłam się w pozycji leżąc i zabrakło mi do medalu niespełna 8 sekund. No ale tak piszą się sportowe historie. Te nie do końca spełnione marzenia też są fajne. To pokazuje, jak trudne jest to zadanie, żeby zawalczyć o olimpijskie krążki, że można mieć w kolekcji wszystkie inne medale, a tego właśnie nie zdobyć. Taka jest historia Weroniki Nowakowskiej.

W Pjongczangu w sztafecie na ostatniej zmianie była pani na 1. miejscu, ruszała pani jako pierwsza do tego startu, skończyło się na 7. Zawiodła głowa? Szczerze...

Szczerze panu powiem, że to jest najgorsze wspomnienie, jakie mam z mojej całej kariery. Tak naprawdę nie popełniłam jakichś strasznych błędów, oczywiście mogłam się mylić mniej, ale warunki na strzelnicy były jakie były i starałam się w nich odnaleźć jak najlepiej. Przykro mi, że jestem trochę obciążona za to, że wzięłam na pierwszym, oddałam na siódmym...

To jest sztafeta, startuje zespół i każdy dokłada swoją cegiełkę. Ja tutaj absolutnie pani nie rozliczam, ale jednak tę odpowiedzialność się na siebie bierze, szczególnie na ostatniej zmianie i ten stres jest wtedy o wiele większy, bo pani wie, że już nikt po pani nie poprawi. To, co pani dowiezie, taki będzie wynik całego zespołu.

Oczywiście ostatnia zmiana jest bardzo trudna. Były rozmowy w zespole, co z tym robić, nikt nie chciał tego wziąć ze względu właśnie na tę odpowiedzialność. Ja się odnalazłam tak, jak się odnalazłam. Nie wiem, czy ktoś z drużyny, czy ktoś może spoza drużyny byłby w stanie odnaleźć się lepiej. Ja tylko powiedziałam o tym, że publicznie zostałam jakby obciążona i to jest dla mnie bardzo trudne, ponieważ tak naprawdę ja wykonałam dokładnie taką samą robotę jak reszta dziewczyn. Miałyśmy bardzo zbliżone czasy, więc to 7. miejsce jest efektem drużyny, a to że akurat tak się złożyło, że ja wzięłam na pierwszym a oddałam na siódmym to jest po prostu naturalna kolej rywalizacji, na ostatniej zmianie biegły najlepsze zawodniczki i tak jak mówię, dlatego było mi trudno. Nie udało mi się dowieść drużyny na miejscu medalowym. Było to 7. miejsce. Gdybyśmy cały czas biegły na 6., 7. miejscu byłoby powiedziane, że było ok. Myślę, że po tylu latach zmagania się i startu w sztafetach, i tego jak ja te sztafety wyciągałam z kolei ze słabszych miejsc... chyba trochę nie zasłużyłam na to.

Stąd ten komentarz: "Odchodzę bez żalu, nie chcę tu już być"? Teraz po kilku tygodniach już by pani tak nie powiedziała?

Powiedziałabym tak. Dalej bym to powtórzyła. Odchodzę bez żalu. Myślę, że nie jest łatwo być zawodowym sportowcem w Polsce. Nie jest łatwo być zimowym sportowcem w Polsce. Czasami są sytuacje, gdy jesteśmy przegrani na starcie. Nie psychicznie, ale ze względów technicznych. Nie mamy takiego sprzętu, jak powinniśmy mieć. Nie mamy takiego smarowania. To jest szereg czynników, które sprawiają, że ktoś te krążki zdobywa, bądź nie. Staramy się optymistycznie odpowiadać na wywiady i później zbieramy za to. Kibice mówią: złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy. Nie, ja myślę, że sport zawodowy dzisiaj jest tak ciasny, są takie małe różnice czasowe, że już bardzo często liczy się technologia a nie sam zawodnik. Chciałabym, żeby polski sport stał lepiej, żebyśmy mieli więcej mecenasów, osób, które się będą opiekować sportowcami, inwestować. Żebyśmy później jak równy z równym mogli stawać zawsze na starcie.

Pani Weroniko, a co teraz? Odstawia pani karabin i narty, przestawia się na dwubój, ale pewnie już jakieś plany życiowe są?

Przez najbliższe kilka miesięcy potrzebuję troszeczkę wyhamować. Ostatnie 1,5 roku było bardzo intensywne, a ostatnie tygodnie szczególnie. Przez następne miesiące nie będę robić nic, będę zajmować się domem, dziećmi i dbaniem o swój spokój. Natomiast w przyszłości - nie chcę tutaj zdradzać, co będę robić. Dostałam już kilka fajnych propozycji pracy. Może będę pracować w podobnym zawodzie jak pan i moja ścieżka będzie podobna...

Zapraszam.

Kto wie? Wszystko jest na razie kwestią otwartą. Nikomu niczego nie obiecałam. Potrzebuję tak naprawdę znaleźć coś, co będzie mi dawało tyle radochy, ile przez ostatnie lata dawał biathlon.

Co czeka polski biathlon za cztery lata na igrzyskach w Pekinie?

Tego nie wiem. Zobaczymy, jak się wszystko będzie rozwijać. Nie mamy takich warunków, jak zawodniczki, z którymi przychodzi nam walczyć. Jestem zadowolona z tego, co udało mi się osiągnąć, życzę wszystkiego innym zawodniczkom. Mam nadzieję, że osiągną przynajmniej tyle, co ja. Mam nadzieję, że dużo więcej.

Ale dzisiaj trzymamy kciuki jeszcze za panią, za ostatni start.

 

Reklama

Komentarze (3)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Ewi2018-03-30 08:13:01 z adresu IP: (83.13.xxx.xxx)
A Ja z Weroniką studiowałam ładnych parę lat temu :) Weronika jeśli będziesz to czytać to pozdrawiam Cię serdecznie i życzę samych sukcesów w każdej sferze życia :)) Koleżanka z licencjatu :)))
~Orzeł MADZIA2018-03-30 01:20:26 z adresu IP: (46.215.xxx.xxx)
Nasza sepleniąca inwestycja POlityczna
~emka2018-03-29 10:17:23 z adresu IP: (46.169.xxx.xxx)
Bardzo miło było posłuchać panią Weronikę . Super facetka z racjonalnym dystansem do życia. Ma predyspozycje, aby być komentatorem, psychologiem sportowym , coachem. Wszystkiego najlepszego w podejmowaniu nowych wyzwań, pani Weroniko ! I dzięki za dostarczone emocje.