Arkadiusz Rusin: To nie był łatwy zespół do prowadzenia [POSŁUCHAJ]

Bartosz Tomczak | Utworzono: 2018-05-05 07:00 | Zmodyfikowano: 2018-05-05 07:00

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY:

Bartosz Tomczak: Brązowy medal to sukces czy rozczarowanie? Ten wynik można rozpatrywać na różnych płaszczyznach w zależności z którego momentu sezonu spojrzymy.

Arkadiusz Rusin: Na pewno na różnych płaszczyznach można to oceniać. Powtarzałem to już w tej serii z Wisłą - byliśmy osiem minut od finału. Czwarty mecz z Artego na pewno będzie do mnie wracał. Generalizując ten sezon i jaka była siła w lidze to z każdego medalu trzeba się cieszyć. To jest jakieś tam ukoronowanie sezonu. Wiadomo, że chciałoby się więcej ale też należy pamiętać, że zaczynaliśmy play-offy z piątego miejsca. Przeszliśmy dosyć łatwo Toruń. Dobrze wyglądaliśmy z Artego. Później gdzieś ta forma troszkę prysła. Nie wiem czy to była konsekwencja też tego czwartego meczu, że w głowach dużo zostało i nie mogliśmy już pokazać pełni swoich umiejętności, ale jak było 1:1 z Wisłą i jechaliśmy do Krakowa to na pewno bralibyśmy ten medal w ciemno. Trzeba się z tego cieszyć.

Odkąd Pan jest trenerem w Ekstraklasie to pamięta Pan taki wyrównany sezon jak ten?

Żeby tyle zespołów aspirowało do grania w finale czy nawet półfinałach to jeszcze takiego nie było.

A to był najbardziej wymagający sezon w trenerskiej karierze?

Chyba też pierwszy sezon w Polkowicach był dla mnie trudny kiedy przejąłem zespół po Krzyśku Koziorowiczu. Tam była wtedy jak na warunki panujące w lidze plejada gwiazd. Ja jako dosyć młody trener miałem problem, żeby znaleźć się w tym wszystkim. Ten sezon był trudny ze względu na zespół jaki był. To nie był łatwy zespół do prowadzenia. Trudności jakie narastały przez Pucharu Europy, nagromadzenie meczów, brak czasu na treningi to na pewno nie pomagało w tym wszystkim.

To było tak, że Pan ten zespół trochę w trakcie sezonu tracił?

Ja staram się zawsze być taki jaki bywam zazwyczaj w trakcie sezonów - wymagam dużo od siebie, ale też wymagam dużo od zespołu. Tutaj może nie wszystkim do końca to pasowało, że te wymagania ciągle rosły, że to moje zadowolenie nie było takie do końca. Dużo marudziłem, dużo pretensji miałem nawet po wygranych meczach, ale to nie były bezpodstawne pretensje. Nasz styl ciągle wymagał korekty i zawsze można było to zrobić troszeczkę lepiej, ale pewnie nie wszystkim się to podobało.

Ten początek sezonu był taki, że albo w drugiej albo w trzeciej kwarcie zawsze się męczyliście, tak jakby ktoś odłączył wtyczkę. To powtarzało się notorycznie.

Ja jeszcze wrócę do tematu. Ta sytuacja, że graliśmy na dwóch frontach, może sprawiała, że zespół czerpał większa radość i chęć z grania w europejskich pucharach. Tam ten nasz styl był na pewno lepszy niż w lidze i wtedy jakby naturalnie podchodząc do meczów w lidze ta nasza ambicja i styl nie były 100%. Ja się często o to czepiałem bo wiedziałem jak zespół grał w czwartek, a jak gra w niedzielę. W ciągu 2-3 dni nie mogliśmy stracić tego co mamy. To jest tylko kwestia właściwego podejścia do spotkań.

Gdyby zrobić klasyfikację najlepszych spotkań to w czołowej piątce większość byłaby z europejskich pucharów. Tam wyglądaliście momentami nawet bardzo dobrze i spokojnie można było dojść dalej.

Tak i nie wiem czy to też wtedy jakby może zaczęło się nie tyle psuć, ale były pierwsze symptomy problemów. W meczu z Szekszárdem graliśmy bardzo dobrze na wyjeździe mieliśmy dużą szansę awansować. Przyjechaliśmy z zaliczką paru punktów, ale nie wytrzymaliśmy tego ciśnienia i przegraliśmy ten mecz u siebie. Parę punktów decydowało o tym, że nie poszliśmy dalej. To był już pierwszy problem, że nie wytrzymaliśmy meczu o stawkę. Potem był bardzo słaby Puchar Polski z Artego i później już sławetny mecz czy nawet trzy szanse na finał z Artego. W piątym meczu kompletnie nie wyszliśmy na plac. Taka sama sytuacja powtórzyła się z Krakowem w tym drugim meczu kiedy przywozimy 1:0 i jesteśmy znowu blisko wygrania czegoś i stawiamy sobie kolejne przeszkody. To na pewno pokazuje, że mieliśmy problem, żeby poradzić sobie z trudnościami.

Panu podobał się ten styl pracy - liga i puchary, puchary i liga? 

Tak i nie. Zawsze to jest granie i wyzwanie i to jest fajne, ale do tego musi być kolektyw graczy taki który ma to doświadczenie koszykarskie, że wychodzi i gra. Ja uważam, że ten zespół potrzebował ciągłego podejścia treningowego, żeby to wszystko wypracować. Przy pucharach nie mieliśmy czasu, żeby to zrobić.

Jak wyglądało to łączenie pracy w klubie z kadrą? Tej kadry nie było wiele, ale jak wyglądała selekcja, oglądanie innych zawodniczek - tylko to co zobaczył Pan w analizie i na parkiecie czy dodatkowo w domu oglądał inne mecze?

Ja myślę, że tutaj była tylko analiza i obserwacja tego co aktualnie dzieje się w lidze. Nie ukrywajmy, w Polsce nie mamy do prześledzenia 100-120 zawodniczek, żeby z tego wybrać tę szeroką kadrę tylko obracamy się w dosyć wąskiej grupie zawodniczek i one przez ileś już lat były przeze mnie obserwowane. Na przestrzeni tych czterech miesięcy to w 12 być może pojawiły się dwie nowe zawodniczki w tej szerokiej kadrze. Tutaj raczej nic odkrywczego nie można było zrobić, a to też nie jest tylko i wyłącznie moja rola, konsultowałem się z Krzyśkiem Szewczykiem i Piotrkiem Kulpekszą. Tutaj to się rozbijało na trzy osoby.

Ślęza Wrocław w tym sezonie to był źle dobrany zespół? Albo zabrakło takich złotych transferowych strzałów jakie mieliście w poprzednim sezonie? Wtedy w zasadzie każda nowa zawodniczka wydawała się wzmocnieniem, a tutaj taką mocną jakością dodaną była Elina Dikeoulakou, ale to dopiero w połowie sezonu

Perypetie z budową zespołu były od początku. Tutaj też nie ma co ukrywać, że byliśmy jedynym zespołem z czwórki, który grał bez wysokiej Amerykanki. To jest duże utrudnienie to nawet nie trzeba patrzeć tylko ocenić statystyki co znaczyła Fagbenle dla Polkowic, Parker dla Krakowa czy Stallworth dla Artego. My takiego gracza nie mieliśmy i to był pierwszy problem w budowaniu zespołu. Kolejnym była kontuzja Bośniaczki. To też troszeczkę nam wywróciło budowę. Te perypetie trwały, później było dobieranie graczy tak naprawdę last minute. Tu już nie było wyboru "ok, mamy pięć zawodniczek do przetestowania i wybierzemy tę najlepszą opcję" tylko trzeba było brać już tylko praktycznie to co zostawało na rynku. Później był problem i to widoczny problem w tym jak my broniliśmy. Byliśmy słabo broniącym zespołem. Może nie wszystkich opinia będzie taka, ale ja uważam, że to nie była taka defensywa jak w zeszłym roku. Tutaj nie chcę robić żadnych wycieczek personalnych ale wartość dodana w defensywie Nikki Greene, a Tijany Ajduković to są dwa różne bieguny defensywy.

Myślę, że zdecydowanie ten pułap defensywny obniżyliście. To też trochę mówi o tym sezonie, że w jego drugiej części przychodzi do was Agnieszka Majewska, która nie grała w koszykówkę od maja ubiegłego roku kiedy zakończyła karierę. Wy ją doprowadzacie do powiedzmy "stanu używalności" i ona potrafi robić różnicę w niektórych play-offowych spotkaniach pod koszem.

Myślę, że gdyby nie przyjście Agi to moglibyśmy szybko zapomnieć o dwóch zwycięstwach w Krakowie gdzie postawiliśmy obronę strefową, której tak naprawdę nie stosowaliśmy za często w tym sezonie, a ta obrona strefowa dała nam tam dwa zwycięstwa i tutaj jakby duże brawa dla Agi. Też kontuzja Agnieszki Kaczmarczyk utrudniła tę rotację, ale Agnieszka Majewska pokazała, że nie zapomina jak grała w koszykówkę i jak to się robi. Bardzo nam pomogła.

Kiedy ją Pan ściągał myślał sobie, że nie tylko pomoże na parkiecie, ale też trochę poprawi szatnie?

Pierwsze rozmowy z Agą były prowadzone w listopadzie. Mieliśmy wtedy dwumecz w Gdyni, Puchar Europy i ligę i już wtedy po zwycięstwie w Gdyni były pierwsze kroki wykonane w kierunku ściągnięcia Agi z powrotem. Był problem na linii zespół - trener, żeby to wszystko dobrze funkcjonowało i nie ukrywam, że potrzebowałem na pewno takiej osoby, która zbliży to wszystko, żeby to szło w jednym kierunku.

Mocno Panu popsuł budowę drużyny regres Zuzanny Sklepowicz - zawodniczki, która wskoczyła w końcówce zeszłego sezonu do pierwszej piątki, pokazała wtedy, że potrafi grać w ważnych meczach i dać coś zespołowi, a teraz była ostatnią wchodzącą

Tak, ale to nie jest na zasadzie, że trener sobie wymyśli "ok w tym sezonie będę promował tego gracza w następnym innego". To jest ciągła obserwacja treningowa i jeżeli w treningu wszystko wygląda i idzie w dobrym kierunku to gracz dostaje wtedy możliwość zaprezentowania na boisku swoich umiejętności. Uważam - to jest tylko moje zdanie i każdy ma prawo z tym polemizować - Zuza dostawała szanse w lidze, szczególnie na początku. Pamiętajmy, że to też nie zaczyna się od pierwszego meczu. Mieliśmy 10 spotkań przed sezonem, które dają jakiś obraz zespołu i budują ten trzon, który ma się pojawiać na parkiecie. Na pewno to nie był dobry sezon w jej wykonaniu dlatego dostała mało szans.

Wiem, że trenerzy nie lubią wystawiać laurek albo dawać takich rózg, ale mimo wszystko, kogo by Pan wyróżnił? W końcówce sezonu pewnie Karina Szybała zasłużyła na takiego małego plusa.

Nie lubię na forum oceniać indywidualnie graczy, ale wiadomo - Sharnee Zoll ciągnęła ten zespół. Jak Sharnee miała swój słabszy dzień to i zespół miał swój słabszy dzień. To było widoczne dla wszystkich. To był prawdziwy profesor na parkietach ligowych i też w Pucharze Europy. To też jej statystyki są wykładnikiem na kilkanaście punktów i 9-10 asyst. To są bardzo dobre statystyki. Była wybrana do najlepszej piątki Euro Cupu. To nie bierze się z przypadku. Karina miała bardzo dobry start w lidze, później troszeczkę perypetii zdrowotnych i nie mogła dojść do takiej stabilnej formy, ale play-offy miała bardzo udane. Ok, może jej praca nie jest na tyle widoczna przez pryzmat statystyk, ale to ona praktycznie wyeliminowała Mauritę Reid w ostatnim spotkaniu z Wisłą. Mimo tego, że była obrona strefowa to ona jeszcze oprócz tego próbowała wychodzić na fullcourcie i naciskać na Maurtię.

Zostaje Pan w Ślęzie?

Chyba tak (śmiech). Kontrakt mamy dalej obowiązujący. Z Panią Prezes jesteśmy umówieni na już detale, szczegóły, ale nie tyle mojej umowy, ale tego jak mamy budować zespół. Wszyscy już tak naprawdę rozpoczęli budowę. Ten rynek mimo tego, że jest dosyć szeroki to jest tak duże zapotrzebowanie na zawodniczki, że za chwilę znowu może być problem, żeby zbudować dobry zespół, już nie mówię bardzo dobry. Potencjalnych zawodniczek o takich bardzo dobrych umiejętnościach nie jest dużo. Czynnikiem decydującym są pieniądze i kontrakty jakie się z nimi podpisuje.

Ja nie zdradzę wielkiej tajemnicy jeżeli powiem, że tutaj będzie gruntowna przebudowa. Nie potrzeba nawet palców jednej ręki, żeby powiedzieć, kto z tego zespołu powinien zostać albo ma szansę zostać.

Chyba to było widoczne też przez cały sezon. Tych dziewczyn nowych pojawiło się dosyć dużo, ale nie były to europejskie salony koszykówki. To było tak na zasadzie ryzyka - kto się przebije, kto się nie przebije. Polska liga to też są troszeczkę inne wyzwania. Tutaj najlepszym przykładem będzie Sonia Ursu. To nie jest tak, że Sonia nie dostała swojej szansy albo się nie przebiła w Ślęzie. Ona ma predyspozycje jakie ma i idąc do ligi czeskiej gra w finale, ale to było wciąż za mało, żeby być kimś więcej niż takim średnim graczem ligi polskiej. To jest jakby wykładnia tego. Czy zmiany są konieczne? No są konieczne. Najlepiej można znowu obrazować przez pryzmat graczy wysokich. My mieliśmy biorąc pod uwagę Europę Tijanę Ajduković i Kourtney Treffers. Ok, Kourtney na pewno wybroniła się tym, że ona zawsze ma jakieś wartości dodane: zbierze kilka piłek w ataku, pobiegnie do kontry. To są takie łatwe punkty, których nie każdy gracz jest w stanie zrobić, ale pod koszem szybka ocena: Fagbenle - Spanou w Polkowicach, Stallworth - Stanković w Artego czy w Krakowie Labuckienė i Parker. Naprawdę ciężko z nimi rywalizować.

Ważny kontrakt ma Marissa Kastanek, opcje ma Karina Szybała więc uznaję, że to są dwie zawodniczki, które może Pan mieć w składzie. Teraz priorytetem jest chyba tylko Zoll i Treffers?

Tak, można mieć jakieś marzenia, można chcieć kogoś zostawić, ale znowu trzeba się zderzyć z rynkiem. Myślę, że Sharnee po takim sezonie i po pokazaniu się w Pucharze Europy, jeżeli dostanie oferty na naszym poziomie to możemy rozmawiać, ale myślę, że będą to oferty, których my jako Ślęza nie będziemy mogli przebić. Ja wiem jakie pieniądze są w tej chwili na tych wszystkich rynkach europejskich. My pewnych rzeczy nie przeskoczymy chyba, że przyjdzie jakiś bardzo bogaty sponsor i powie - ok, dajemy tyle i tyle pieniążków, chcemy, żeby do składu przyszły takie i takie zawodniczki na poziomie, który pozwoli nam nawiązać walkę w tej chwili z mistrzem Polski, który walczyły Polkowice. To też trzeba zdać sobie sprawę z tego jakie są realia. Wszystkiego nie da się oszukać ambicją, pewnymi rzeczami w defensywie czy w ataku. Do tego wszystkiego muszą być predyspozycje indywidualne zawodniczek i z tego się buduje później tzw. team.

Na koniec, jest plan na jakieś wakacje poza koszykówką?

Ciężko. Już 7 maja zaczynamy pierwsze zgrupowanie reprezentacji Polski w Zakopanem. Później mamy Wałbrzych i Władysławowo i jakiś tam plan na cykl spotkań w Chinach. Dopiero później będę myślał jak zagospodarować te trzy-cztery tygodnie, żeby chwile odpocząć. W tej chwili nie ma takich szans.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.