Wrocławski lekarz, który wyciął pacjentowi zdrową nerkę, znów przed sądem

Elżbieta Osowicz, GN | Utworzono: 2018-05-24 08:29 | Zmodyfikowano: 2018-05-24 10:01
Wrocławski lekarz, który wyciął pacjentowi zdrową nerkę, znów przed sądem - (fot. Radio Wrocław)
(fot. Radio Wrocław)

Bałagan organizacyjny w szpitalu był powodem tragicznej pomyłki - taka jest linia obrony lekarza, który w maju 2015 roku wyciął pacjentowi Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu zdrową nerkę, a zostawił tę z rakiem. Dziś rozpoczął się jego proces.

Przez blisko 3 godziny urolog, który powoływał się na swoje 30-letnie doświadczenie, tłumaczył dlaczego jego zdaniem doszło do pomyłki. Jak mówił w toku przygotowania chorego do operacji inny lekarz źle wpisał operowaną stronę, potem błąd był powielany w planie operacyjnym. On sam - jak mówił - przed zabiegiem nie miał dostępu do historii choroby. Po wyjściu z sali rozpraw nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Jego obrońca Emilia Mądrecka wydała jedynie oświadczenie.

Prokuratura i biegli w toku śledztwa ocenili, że za to co dzieje się na sali zabiegowej odpowiada lekarz operujący. Takiego samego zdania był szpital, który zwolnił medyka z pracy.

Do tragicznego zdarzenia doszło dokładnie 3 lata temu. Lekarz zorientował się, że popełnił błąd już po wycięciu nerki. Chory był powtórnie operowany, przeżył, ale jego stan zdrowia zdecydowanie się pogorszył. Lekarz dyscyplinarnie stracił pracę w szpitalu. Odpowiada za ten błąd także w procesie cywilnym. Rzecznik Praw Pacjenta domaga się dla chorego odszkodowania w wysokości pół miliona złotych.

Czytaj więcej: Wyciął pacjentowi zdrową nerkę. Prokuratura: "Operował w ciemno"

Reklama

Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~realia2018-05-24 15:17:03 z adresu IP: (37.248.xxx.xxx)
Według prawa odpowiada lekarz operujący, a faktycznie pacjent doznał uszczerbku przez to, że ktoś inny wpisał złą stronę. Mówicieco chcecie, ale taka prawda. Gdybym był tym pacjentem, to na prawdę nie rozróżniałbym winowajców...