Bob Dylan "Dylan"

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2007-10-20 23:50 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

No więc można. A powód jest prosty. Płyta „Dylan” jest składanką, dość oczywistym zestawem, który nie zawiera jednej choćby niespodzianki. To w całości materiał, który świetnie znamy od dawna. I można oczywiście pojawienie się takiej płyty przyjąć ze spokojem, a nawet zignorować, gdyby nie jedna rzecz. Otóż wytwórnie płytowe mają swoją politykę wydawniczą i ukazanie się jednej płyty danego artysty sprawia, że na kolejną trzeba będzie trochę poczekać, przynajmniej do momentu aż ta pierwsza się sprzeda.

Wiadomo, że premierowy materiał Boba Dylana w najbliższym czasie i tak by nam nie groził, ale wiadomo też, że jest jeszcze mnóstwo dylanowskich rzeczy oficjalnie wcześniej nie opublikowanych. Wytwórnia od paru lat dawkuje nam je w ramach wspaniałego cyklu „Bootleg Series”. I to na takie płyty fani Dylana czekają naprawdę. Kolejna składanka jego najpopularniejszych piosenek nie jest im tak naprawdę do niczego potrzebna...

(Posłuchaj audycji Polskiego Radia Wrocław o tej najnowszej składance Boba Dylana):

Szum wokół tej płyty zrobiono ogromny. Wytwórnia wykorzystuje moment dość niezwykły. No bo tak dobrej passy, i to pod każdym względem, Dylan nie miał chyba od lat 60. A przecież dwie dekady temu miał tak poważny kryzys twórczy, że sam nie wierzył czy będzie jeszcze kiedyś tak dobrze. Jak pisze w swojej autobiografii, poważnie wówczas myślał o wycofaniu się z szołbiznesu. A tu proszę, ostatnia płyta pokryła się platyną, zadebiutowała na pierwszym miejscu listy Billboardu, powstają o Dylanie jeden za drugim głośne filmy dokumentalne, a ostatnio nawet fabularne. No i temu zainteresowaniu publiczności towarzyszą także zachwyty krytyki. No, po prostu sielanka...

Album ukazuje się w trzech wersjach: pojedynczej 18-piosenkowej, potrójnej 51-piosenkowej i jeszcze luksusowej potrójnej wzbogaconej o przeróżne gadżety. Swoją drogą ciekawe, że była już kiedyś na rynku płyta o identycznym tytule. Także nazywała się po prostu „Dylan” - ukazała się w latach 70. i do dziś jest jedyną nie wydaną na kompakcie płytą artysty. Album był po prostu zemstą wytwórni na Dylanie za to, że ośmielił się podpisać kontrakt z konkurencją, a skoro miała być zemsta, to zadbano, by płyta była możliwie jak najgorsza. Zestawiono ją więc – uwaga - z odrzutów sesji nagraniowej albumu, który uchodził za najgorszy w dyskografii Dylana. Wybrano piosenki, które nawet tam się nie zakwalifikowały. Proszę sobie więc wyobrazić co to było. I teraz ta sama wytwórnia jakby chciała się zrehabilitować. Znowu wydała kompilację, znowu zatytułowała ją „Dylan”, ale teraz już wybrała utwory wyłącznie znakomite.

Jeśli spojrzeć na zestaw utworów, to ta kompilacja może przyprawić o kompleksy każdego autora piosenek. Aż trudno uwierzyć, że tyle wspaniałych kompozycji mógł stworzyć pojedynczy artysta. Pamiętajmy, że inni wybitni twórcy pracowali w duetach - John Lennon miał więc Paula McCartneya, Mick Jagger Keitha Richardsa, a Dylan był sam. Tom Waits powiedział zresztą kiedyś, że dla twórcy piosenek Dylan jest czymś tak elementarnym, jak młotek, gwoździe i piła dla stolarza.

I jeszcze jedna ciekawostka, która wiele nam mówi o statusie Boba Dylana w branży artystycznej. Otóż jakiś czas temu odkryto, że Dylan pisząc parę swoich tekstów wykorzystał żywcem kwestie z książki jakiegoś pisarza. Gdy tylko sprawę zwęszyły media, natychmiast pobiegły do owego pisarza, licząc na jakąś spektakularną awanturę. I co usłyszały? Otóż pisarz nie tylko nie wytoczył Dylanowi żadnej sprawy, przeciwnie - powiedział, że czuje się zaszczycony...

Jeśli już musiała się teraz ukazywać płyta z materiałem wcześniej wydanym, wolałbym, żeby zamiast standardowej kolekcji najpopularniejszych dylanowskich piosenek (które dostaliśmy już na niezliczonych płytach z cyklu Greatest Hits) zaproponowano inny zestaw. Dylan stworzył tyle arcydzieł, że takich alternatywnych zestawów można by skompilować przynajmniej parę. No ale jest jak jest. Jeśli komuś wystarczy w domu składanka Dylana, to ja mogę powiedzieć tylko tyle, że go nie rozumiem.

Inna sprawa, że z kompilacji dostępnych w sklepach ta najnowsza jest może najlepsza, choćby dlatego, że jako jedyna zawiera piosenki także z ostatnich płyt. Sprawdzi się także jako płyta dla początkujących w temacie, jako wprowadzenie do twórczości Dylana.

Ja osobiście nie potrafię pozbyć się jednak uczucia irytacji, bo czekam na ósmą część serii bootlegowej. A fakt ukazania się albumu „Dylan” sprawi niestety, że jeszcze sobie trochę poczekam...

Reklama
Dźwięki
O składance "Dylan" Boba Dylana.

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.