Miłe złego początki. Śląsk przegrał z Treflem [POSŁUCHAJ]

Bartosz Tomczak | Utworzono: 2019-11-07 23:57 | Zmodyfikowano: 2019-11-07 23:57

Śląsk zaczął mecz od bardzo szczelnej gry w obronie. Gospodarze zostawiali rywalom mało miejsca, nadążali z kryciem i podwojeniami. Przez pierwsze 5 minut WKS stracił tylko 3 punkty po indywidualnej akcji Jeffa Robersona z dystansu. Goście spudłowali na półmetku inauguracyjnej odsłony 7 z 8 rzutów z gry. Paradoksalnie najbardziej efektywną akcję w obronie zaliczyli jednak koszykarze z Sopotu, kiedy Nana Foulland zablokował Michała Gabińskiego. W połowie kwarty Śląsk - który też nie imponował skutecznością w ataku - prowadził 9:3. Na 3 minuty przed końcem było 9:9, ale wrocławianie nie pozwoli rywalom dłużej dyktować warunków m.in dlatego, że dobrą zmianę dał Andrew Chrabascz zdobywając 4 punkty po akcjach post-up. Po pierwszej kwarcie było 20:13 dla Śląska.

Gospodarze dobrze otworzyli też kolejną odsłonę - trójką popisał się Danny Gibson - ale w połowie kwarty pozwolili gościom na pierwszą poważną serię punktową i z wyniku 26:16 zrobiło się 26:27. Sopocka passa 11:0 i pierwsze prowadzenie w meczu to w dużej mierze zasługa Camerona Ayersa, który zdobywał w niej ostatnie punkty - efektownym wejściem pod kosz i rzutem z dystansu. WKS stracił swoje atuty w obronie pod koszem - po wybronieniu 4 z 7 akcji rzutowych w pomalowanym w pierwszej kwarcie, w drugiej udało się zatrzymać rywali tylko raz na 6 prób kończonych rzutem. Marazm Śląska przerwał dopiero skutecznym podkoszowym manewrem Aleksander Dziewa, a potem Kamil Łączyński zagrał jak na treningu. Rozgrywajacy Śląska nie trafił z czystej pozycji z lewej 45-tki zza łuku, jego koledzy zebrali piłkę i popularny „Łączka” raz jeszcze rzucił z tego samego miejsca tym razem umieszczając piłkę w koszu. Na 3 minuty przed przerwą było zatem 31:27 dla WKS. Przez 180 sekund sytuacja zmienił się na tyle, że gospodarze schodzili do szatni z niekorzystnym wynikiem 36:38.

Po przerwie rozegrał się Torin Dorn. Dwie skuteczne akcje i jedna asysta były paliwem dla Śląska w pierwszych 4 minutach po których gospodarze wrócili na prowadzenie 44:42. Kolejnego takiego momentu w trzeciej kwarcie juz nie było. WKS na dystans trzymał Cameron Ayers. Lider Trefla w trzeciej kwarcie zdobył 10 punktów - o 3 więcej niż w całej pierwszej połowie. W Śląsku dwucyfrówką mógł pochwalić się tylko Dorn, który miał po trzech kwartach 10 „oczek”. Gospodarze trzymali się blisko ekipy z Trójmiasta aż do ostatnich dwóch minut. Seria 7:0 zakończona bardzo łatwymi punktami Pawła Leończyka niemal równo z syreną pod samą obręczą sprawiła, że Śląsk przegrywał 53:63.

W czwartej kwarcie publiczność, która niemal po brzegi wypełniła Halę Orbita zaczęła wychodzić przed czasem. Po dwóch trójkach - najpierw Camerona Ayersa, a potem Witalija Kowalenki - było już 60:76 na 6 minut przed końcem meczu i nikt nie miał złudzeń, że nastąpi zwrot akcji. Trefl utrzymał przewagę na tym poziomie do ostatniej syreny. Najbardziej zadowolony był Marcin Stefański - trener drużyny z Sopotu, a w przeszłości koszykarz Śląska, który po raz pierwszy w roli szkoleniowca rywalizował ze swoją dawną drużyną.

Pomeczowe wypowiedzi:

  • Andrzej Adamek (trener Śląska)

  • Marcin Stefański (trener Trefla)

  • Maciej Wojciechowski (koszykarz Śląska)

Śląsk Wrocław - Trefl Sopot 71:87 (20:13, 16:25, 17:25, 18:24)

Punkty dla Śląska: Torin Dorn 17, Kamil Łączyński 11, Devoe Joseph 10, Danny Gibson 9, Aleksander Dziewa 8, Maciej Wojciechowski 5, Andrew Chrabascz 5, Michael Humphrey 4, Michał Gabiński 2;

Punkty dla Trefla: Cameron Ayers 22, Paweł Leończyk 17, Jeff Roberson 15, Nana Foulland 14, Witalij Kowalenko 8, Łukasz Kolenda 5, Michał Kolenda 4, Mikołaj Kurpisz 2.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.