Nie było kibiców na stadionie, był doping i gole. Śląsk-Lech 1:1

PP/EO/PAP | Utworzono: 2019-12-14 20:05 | Zmodyfikowano: 2019-12-14 20:05

Decyzja wojewody dolnośląskiego o zamknięciu stadionu dla kibiców spowodowała, że we Wrocławiu klimat na szlagierowym meczu Śląska z Lechem był jak na sparingu. Na 40-tysięcznym pustym stadionie doskonale było słychać, co krzyczą piłkarze i jak sobie podpowiadają.

Na boisku długo było jak na trybunach, czyli bez emocji. Oba zespoły nieźle operowały piłką, ale nic groźnego z tego pod bramkami nie wynikało, bo dobrze spisywali się obrońcy. Pierwszy poważniej zagroził bramce rywali Śląsk, kiedy po kontrataku w dobrej sytuacji znalazł się Robert Pich, ale jego strzał był niecelny.

Kilka chwil później ponownie zaatakowali gospodarze. Po ładnym technicznym podaniu Przemysława Płachety w idealnej sytuacji znalazł się Mateusz Cholewiak, który w wyjściowym składzie zastąpił kontuzjowanego Hiszpana Erika Exposito. Zawodnik Śląska miał pięć metrów do bramki wydawało się, że musi trafić do siatki. Trafił, ale wprost w bramkarza Lecha.

Minutę później Cholewiak się zrehabilitował. Po kolejnej składnej akcji Pich dośrodkował z prawej strony, pierwszy do piłki dopadł napastnik Śląska i było 1:0. W kolejnych fragmentach spotkania optyczną przewagę mieli przyjezdni, ale z ich akcji nic nie wynikało. Poza paroma dośrodkowaniami, po których było tłoczno w polu karnym Śląska, Lech nie zagroził poważniej bramce gospodarzy.

Po przerwie pierwszy zaatakował Śląsk. W ogromnym zamieszaniu w polu karnym piłkę przejął Pich, ale jego strzał w ostatniej chwili został zablokowany i wrocławianie mieli tylko rzut rożny, W odpowiedzi Joao Amaral przymierzył tuż sprzed pola karnego i piłka minimalnie minęła górny róg bramki gospodarzy.

Druga połowa była znacznie żywsza i pod bramkami działo się znacznie więcej. Doskonałą okazję na drugiego gola miał Cholewiak, ale z kilku metrów uderzając głową fatalnie przestrzelił. Dla Lecha natomiast gola mógł zdobyć Pedro Tiba. Po złym wybiciu piłki przez bramkarza Śląska goście rozegrali akcję, którą strzałem wykończył Portugalczyk, ale trafił w słupek.

Do bramki trafił w końcu Śląsk. W zamieszaniu w polu karnym z bliska uderzył Cholewiak i sędzia wskazał na środek boiska. Polecił jednak wstrzymać się ze wznowieniem gry i po konsultacji VAR nie uznał gola.

Kilka minut później już nie było wątpliwości, że gol został zdobyty prawidłowo, ale tym razem trafił Lech. Goście wywalczyli rzut wolny przed polem karnym. Do piłki podszedł Darko Jevtic i uderzył tak, że Matus Putnocky był bez szans.

Obie drużyny starały się jeszcze atakować, Śląsk domagał się też rzutu karnego, po tym jak w polu karnym padł Damian Gąska, ale więcej goli już nie było.

Najwierniejsi fani wrocławskiej drużyny przez cały mecz prowadzili doping przed bramą stadionu. Momentami było ich całkiem dobrze słychać wewnątrz obiektu:

Fani zachowywali się tak jakby byli na arenie, a mecz oglądali na ekranach swoich telefonów. Według policji nie doszło do żadnych incydentów.

Po spotkaniu piłkarze Śląska zamiast do szatni udali się poza stadion, by podziękować kibicom za doping.

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1:1 (1:0)

Bramki: 1:0 Mateusz Cholewiak (26), 1:1 Darko Jevtic (84).

Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Krzysztof Mączyński, Piotr Samiec-Talar. Lech Poznań: Pedro Tiba.

Śląsk Wrocław: Matus Putnocky - Kamil Dankowski, Israel Puerto, Wojciech Golla, Dino Stiglec - Robert Pich (84. Jakub Łabojko), Diego Żivulic, Krzysztof Mączyński, Michał Chrapek (76. Damian Gąska), Przemysław Płacheta (88. Piotr Samiec-Talar) - Mateusz Cholewiak.

Lech Poznań: Mickey van der Hart - Lubomir Satka, Tomasz Dejewski, Thomas Rogne, Wołodymyr Kostewycz - Joao Amaral (74. Tymoteusz Puchacz), Karlo Muhar (72. Paweł Tomczyk), Darko Jevtic, Pedro Tiba (82. Jakub Moder), Kamil Jóźwiak - Christian Gytkjaer.

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Mecz bez udziału kibiców.

Reklama