Skąd się wzięły wrocławskie krasnale? (Opowiadanie)

| Utworzono: 2009-08-08 11:56 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Wszystkie informację o konkursie znajdziecie TUTAJ. A poniżej krótka opowieść na zachętę... Zdjęcia pochodzą z pierwszego w Polsce - a być może nawet na świecie - protestu krasnoludków.

Tekst alternatywny

Chociaż było jeszcze wcześnie, wielki słonecznik już zdążył przykleić się do czoła. Zwykle zaczynał w południe. Dziś obudził się zaraz po śniadaniu. Nie było się gdzie schować...

- Oczy mi się kleją...
- Biedak
- I spać mi się chce
- Ojej... za dużo pracujesz
- No nie mam wyjścia
- Chcesz piwo?
- Pewnie...
- Hehe

Promienie docierały w każdy zakamarek. Strącały lepkim językiem spiczaste czapeczki - jedyną porządną ochronę, a potem zaciągały się, kradnąc chłodne powietrze i dmuchały w nos popiołem...

- Widziałeś? Skubaniec przypalił mnie fajką...
- Biedak
- I jeszcze coś mi do oka wpadło
- Ojej...
- To co z tym piwem?
- Hehehe

A wszystko przez jaskółkę. Zawsze była punktualna, ale tym razem coś się jej pokiełbasiło. Przyleciała dopiero pod koniec wiosny, której przez to wszystko w ogóle nie było. Latoauci wybuchło nagle, bez żadnej zapowiedzi i szczerząc się wbijało kuksańce pod żebra...

- I jeszcze te komary...
- Oj tak... Żeby się chociaż można było podrapać...
- Dziś nocy ledwie dałem radę
- Hehehe
- To nie jest śmieszne
- Wiem, chcesz piwo?
- Hehehe

Tekst alternatywny

Nikt nie wiedział skąd się wzięły i ile ich było. Nie wiadomo też, kiedy pojawił się pierwszy. Wyrosły jak spod ziemi. Z pomiędzy szczelin w kostce brukowej. Na początku ludzie mijali je zamyśleni i właściwie nie zauważali. Dopiero, kiedy pan sekretarz wyszedł przed biuro, żeby pochlapać się wodą z fontanny i potknął się o jednego, zrobił się prawdziwy cyrk:

- Domagam się wyjaśnień - grzmiał jeszcze tego samego dnia przewodniczący.
- Musimy natychmiast opracować plan. Nie może być tak, żeby w naszym mieście coś działo się bez nas - krzyczał prosto w twarz zsapanego komisarza.
- Tak jest, nasze oddziały już penetrują.
- Wy się nie bawcie w uciekaj myszko. Wy się lepiej dobrze zastanówcie!
- Tak jest
- I jeszcze dziś chcę mieć u siebie winnego!
- Ta jest

No mówię Wam, chryja się zrobiła jak diabli. Ich tymczasem przybywało jak parasoli na deszczu. Telefony urywały się dniami i nocami:

- Witam! Dzwonię z bardzo poważnej gazety. Z zagranicy...
- Dobry wieczór, jestem asystentem pana prezesa...
- Co wy tam macie u siebie za bałagan? Zróbcie coś z tym albo my zrobimy...

Normalnie jakby całe miasto oszalało. Wszyscy kręcili się w kółko, każdy każdego śledził i nikt niczego nie rozumiał. Co gorsza w każdej chwili miał się pojawić inspektor, znany z tego, że zawsze znajduje dziurę w całym:

- Ja zawsze znajduję dziurę w całym
- Czy możemy jakoś pomóc?
- Tak... Nie pokazujcie mi się na oczy!
- Ta jest
- Jeszcze przed północą dotrę do sedna!

Wyjął z wielkiej torby sprzęt i rzeczywiście od razu wyruszył na poszukiwania. Może gdyby wiedział, że dziura, której nikt nie może znaleźć, już dawno przeniosła się w inne miejsce, uniknąłby poważnych kłopotów.

Nie uprzedzajmy jednak faktów... Najpierw zajrzyjmy do ciasnego mieszkanka, w którym podczas na pozór niewinnej zabawy doszło do
epokowego odkrycia:

Tekst alternatywny

- Tseba im zlobić indyfikatol
- Co zrobić?
- No indyfikatol, zeby było wiadomo
- Co wiadomo?
- No gdzie ich odplowadzić jak się zgubią
- Jaki znowu indyfikator?
- No taki jak ma tatuś. Jak się wcoraj zgubił i nie wiedział, gdzie mieska, pan komisaz psecytał i go psyplowadzil
- Ech, dziecko. Daj ty mi spokój, widzisz ile mam roboty jeszcze. Obiad nie ugotowany, pranie nie zrobione a ojciec znów gdzieś przepadł...

Na stole leżała sterta niezapłaconych rachunków. Obok na rozchybotanym taboreciku zgarbiona kobiecina strugała kartofle. W przedpokoju mały smark przeglądał nadgryzioną przez mole książkę...

- Panie komisarzu. Ja naprawdę nie wiem, co się dzieje z tym dzieckiem. To chyba po ojcu. Zamiast wziąć się do jakiejś pracy, ciągle opowiada bajki
- Ale czego pani w ogóle ode mnie chce? Nie wie pani, co się dzieje? Urwanie głowy mam, w dodatku specjalnie sprowadzony inspektor zapadł się pod ziemię, a pani mi jakies bzdety opowiada
- Ale mały mówi, że wyczytał wszystko w tej książce...
- Jaki mały? Co wyczytał? Niech pani wraca do domu, bo każę panią aresztować...
- Ale panie komisarzu... No dobrze, skoro tak, pójdę już...
- Chwileczkę. Niech pani poczeka. W książce? Jakiej książce?

Według starej legendy, zapisanej na skrawku papieru właśnie tak miało być. Najpierw zaspać miała wiosna...

Tekst alternatywny

- Latoauci
- Co ty bredzisz gówniarzu? - komisarz obiecał sobie, że cierpliwie wysłucha małego, choć tak naprawdę nie widział w tym żadnego sensu.
Zagryzał wargi i udawał zainteresowanie.

- No latoauci. Golonco i dusno. Scypie i wbija łokcie pzy okazji
- Jak cię proszę, przestań gadać jak dziecko...

Komisarz dyszał jak mops. Po jego grubej szyi spływały strumienie potu. Koszula pod mundurem już dawno przesiąkła na wskroś. Marzył o czymś do picia.Tymczasem malec wyjął z plecaka swoją książkę:

- Tu tak pise. Ze będzie lato ze nie wiem co. I ze tseba zlobic indyfikatoly
- Pokaż mi to! Ale już! - komisarz wściekle zaczął wertować strony...

Punktualnie o świcie w domu przewodniczącego odezwał się telefon.

- Przepraszam, że tak wcześnie, ale to bardzo ważne.
- Lepiej żeby tak było... - mruknął przewodniczący
- Przepraszam jeszcze raz, ale chyba rozwiązałem zagadkę.
- Jaką znowu zagadkę?
- Zagadkę krasnali!
- Krasnali? Co wy mi tu... Jakich znowu krasnali?

Według starej legendy, zapisanej na skrawku papieru właśnie tak miało być. Najpierw zaspać miała wiosna... Potem z nieba miały zniknąć wszystkie chmury. A zaraz później jak po deszczu miały zacząć wyrastać krasnale. Nikt nie wiedział skąd się wzięły i ile ich było. Nie wiadomo było też, gdzie pojawił się pierwszy. Na początku ludzie mijali je zamyśleni i właściwie nie zauważali. Dopiero, kiedy pan sekretarz wyszedł przed biuro...

- Drodzy państwo, proszę o uwagę. Mam dla was doskonałą wiadomość!

Przewodniczący stał dumnie na mównicy spoglądając z wyższością na tłum dziennikarzy. Pismacy przepychali się, żeby być jak najbliżej, gdy zacznie wygłaszać oświadczenie. Nad ranem każdego z nich odwiedził listonosz, który dźwigał torbę pełną telegramów o najwyższym priorytecie.

Informuję STOP znaleźliśmy STOP nasz sukces STOP

Lakoniczna depesza w normalnych warunkach powędrowałaby do kosza. Wszyscy wiedzieli jednak ze swoich tajnych źródeł, że kroi się coś dużego. Nikomu nie trzeba było dwa razy powtarzać.

- Drodzy państwo, proszę o uwagę. Mam dla was dobrą wiadomość - powtórzył przewodniczący. Zastrzygł uszami i przygładził wąsa.

- Ponieważ nasz znakomity inspektor przepadł bez wieści, w trosce o spokój oraz zdrowie mieszkańców naszego pięknego miasta, wyszedłem na przeciw potrzebom i sam postanowiłem zająć się sprawą, która nam wszystkim od dawna spędzała sen z powiek. Chciałem od razu zaznaczyć, że - mimo wielkich starań z mojej strony - nie było woli opozycji, która jak wiemy bombardowała i bombarduje każdą inicjatywę...

Przewodniczący oparty o mównicę zatopił się w leturze kilkudziesięciu stron maszynopisu, przygotowanego przez któregoś z asystentów. Tekst widział pierwszy raz w życiu, ale już dawno miał go w swojej teczce i tylko czekał na jakąś okazję, żeby go publicznie wyrecytować:

...i w taki oto sposób nasze miasto zyskało sobie nowych, znakomitych obywateli! Kolejny raz pokazaliśmy, że chcemy i potrafimy nie tylko patrzeć ale i zwracać na siebie uwagę. Że zamiast płakać, możemy się śmiać. Obywatele krasnale witajcie w naszym mieście!

A potem już były tylko oklaski fleszy, które tak oślepiły przewodniczącego, że o mało nie spadł z mównicy. Brawa nie bił nikt. Bo nikt nadal nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Każdy czekał na poranny zestaw gazet, w których miał nadzieję znaleźć choć wskazówkę. I nie rozczarował się, tymbardziej, że prasa nie czekać nie miała zamiaru i jeszcze tego samego dnia wypuściła pokaźny nakład bezpłatnych popołudniówek.
Nie było tam jednak o zgrozo żadnego wywiadu z przewodniczącym, ani nawet jednego cytatu z przemówienia. Z okładek śmiał się za to szczerbaty malec. Siedział po turecku obok figurek sympatycznych skrzatów i wertował poniszczoną książkę...

- I wtedy ją znalazłeś tak?
- No tak. Pod safką
- Pod czym?
- No pod safką
- Ale skąd wiedziałeś, o czym ona jest? Przecież nie umiesz jeszcze czytać
- Tloche umiem, a zlestą tu są oblazki. Na jednym był klasnoludek i miał w lence indyfikatol [od red. identyfikator]
- To znaczy dowód osobisty?
- No taki jak ma tatuś, żeby się nie zgubić

Tekst alternatywny

Dzienniki były zgodne jak nigdy. Każdy pisał to samo:

"... głodne spojrzenia całego świata, zwrócone w naszą stronę, zaspokoił liczący zaledwie kilka wiosen miłośnik bajek. W jednej ze starych legend doszukał się odpowiedzi na pytanie, które trapiło nas od dawna. Jak się okazuje wystarczyła interwencja biura meldunkowego, które wystawiło krasnalom dowody osobiste. Od tej pory skrzaty jako pełnoprawni obywatele mogą już bez przeszkód..."

- Oczy mi się kleją...
- E nie narzekaj
- I spać mi się chce
- Ojej... to się zdrzemnij
- No co ty, przecież ludzie patrzą
- Ty, a tak naprawdę to o co im chodziło?
- Nie mam pojęcia, ale przynajmniej piwo wreszcie dali
- No. I przy okazji mamy indyfikatory
- Hehehe

I tak już zostało. Nikt nigdy więcej nie pytał, skąd wzięły się krasnale ani po co przywędrowały do miasta. Każdy cieszył się, że po prostu są i starał się, żeby były szczęśliwe. Nawet parasole im postawili, żeby więcej nie musiały rozpływać się w słońcu. Każdy dostał też swój adres i nowe imię:

- Pierożnik? Kto to w ogóle wymyślił. Nienawidzę kluch
- Oj, marudzisz. Wolałbyś się nazywać Dryndek?
- Albo Syzyfik?
- Hehehe
- To nie jest śmieszne
- Wiem, chcecie piwko?
- No ba!

Przewodniczący też jakoś doszedł do siebie i nawet ogłosił start w następnych wyborach. Wszyscy mu dobrze życzyli, bo tak naprawdę był z niego porządny chłop. Z kolei komisarz przeszedł na emeryturę i wreszcie mógł zdjąć ciasny mundur. Z tego, co słyszałem, zajął się wychowywaniem wnuków. O losie zaginionego inspektora nikt nic nie wiedział...


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.