Reanimacja przed szpitalem

Elżbieta Osowicz | Utworzono: 2013-03-22 09:39 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Reanimacja przed szpitalem - fot. prw.pl
fot. prw.pl

Na parkingu przed Akademickim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu doszło do incydentu, który mógł się zakończyć tragicznie.

Rodzina chorego i lekarze oraz zarządzający parkingiem podają różne wersje wydarzeń.

Według relacji rodziny opuszczony szlaban przeszkodził w dotarciu do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Bliscy mężczyzny skarżącego się na ból w klatce piersiowej zostawili samochód w najbliższej zatoczce i próbowali doprowadzić chorego do szpitala, jednak to się nie udało.

Kilka metrów od drzwi SOR doznał on ciężkiego zawału serca. Lekarze wybiegli z budynku i ratowali chorego pod gołym niebem. Teraz jest on na oddziale intensywnej terapii - jego stan jest ciężki.

Według zarządzających parkingiem pracownik ochrony podniósł szlaban, kiedy zobaczył słaniającego się na nogach mężczyznę - to ma być widoczne na monitoringu.

Teren przed szpitalem należy do Uniwersytetu Medycznego, a nie do ASK. Uczelnia przekazała go prywatnej firmie, która od 15 marca 2013 pobiera opłaty za parkowanie. To ta firma ustawiła szlaban.

Według nieoficjalnych informacji Radia Wrocław rodzina chorego, zanim zdecydowała się na samodzielny transport do szpitala, dzwoniła na pogotowie, ale dyspozytor miał ją odesłać do przychodni. Dyrektor pogotowia na razie tego nie potwierdza.

Według relacji rodziny i lekarzy chory nie dotarł do SOR, bo zatrzymał go szlaban postawiony przez firmę zarządzającą parkingiem. Szpital chce jednak wyjaśnień. Jest też już pierwsza decyzja - budka ochroniarza ma stanąć przy szlabanie tak, aby wjazd do szpitala był możliwy bez zbędnej zwłoki

Szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego profesor Juliusz Jakubaszko jest zdania, że szlaban przed SOR stwarza żagrożenie i już wcześniej alarmował, że może dojść do nieszczęścia.

Reklama

Komentarze (5)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Markus2013-03-22 17:05:35 z adresu IP: (65.49.xxx.xxx)
ath, ocknij sie... wyjzyj za okno i uswiadom sobie w jakim kraju zyjesz. Karetka albo przyjedzie albo nie, albo wysla albo nie, albo umrzesz w domu bo twoje wezwanie bylo; "malo dramatyczne" albo nie... Moja Corka byla w szpitalu juz dwa razy i za kazdym razem wieziona byla prywatnym autem - oplacilo sie... Pomimo tego ze z karetki ma sie pierwszenstwo... W naszym kraju poki co umiesz liczyc, licz na sibie. A placic i tak bedziesz placic za pomoc ktorej Ci nie udzielaja...
~smutny2013-03-22 10:30:58 z adresu IP: (156.17.xxx.xxx)
lekarka pogotowia, zresztą moja żona powiedziała mi kiedyś - nigdy nie czekaj na karetkę jeśli coś poważnego się dzieje - niech ktoś wiezie pacjenta do najbliższego SORu i nie ma co czekać na cud albo zdawać się na dyspozytorów i dostępność karetki - mozemy właśnie być na interwencji u leżaka (menela śpiącego spobie spokojnie na przystanku) albo np. zabezpieczać bombę w sądzie i na karetkę się nie doczekasz
~wrocek2013-03-22 10:02:40 z adresu IP: (83.26.xxx.xxx)
w katolickim kraju
~ath2013-03-22 10:00:34 z adresu IP: (84.10.xxx.xxx)
Pierwszą przyczyną jest niedouczenie społeczeństwa. Ból w klatce piersiowej jest argumentem dla NATYCHMIASTOWEGO wezwania pogotowia. Rodzina, która postanowiła wozić chorego własnym autem po mieście (czyli także: czekać w korkach, na światłach i pod szlabanami), również ponosi odpowiedzialność za całą sprawę - obciążanie dyrekcji ASK, ochroniarzy, rektora UMed,a w dalszej kolejności pewnie Dutkiewicza i pogody, jest tylko zaciemnianiem sprawy.
~rico2013-03-22 09:49:04 z adresu IP: (79.188.xxx.xxx)
nie zapłacili za parking.....chore