Strażnik w sądzie za dobre serce

Andrzej Andrzejewski | Utworzono: 2014-01-22 08:27 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Strażnik w sądzie za dobre serce  - fot. archiwum prw.pl
fot. archiwum prw.pl

Szef legnickiej straży miejskiej nie uwierzył jednak w dobre serce i bezinteresowność podwładnego, dlatego skierował sprawę do prokuratury. Śledczy wezwali na przesłuchanie właścicielkę auta, a poirytowana kobieta stwierdziła, że... nie było żadnego mandatu, ani żadnego pouczenia.

Liliana Łukasiewicz, rzecznik prokuratury przyznaje, że strażnik miejski wkrótce stanie przed sądem.

- Sporządził notatkę urzędową, z której wynikało, że pouczył panią w sytuacji, gdy takiego pouczenia absolutnie nie było. Mamy do czynienia z przestępstwem niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego. To jest zagrożone karą do 5 lat pozbawienia wolności i taka kara grozi strażnikowi - mówi Łukasiewicz.

W toku śledztwa prokuratorzy wykluczyli, by w zamian za zaniechanie wypisania mandatu strażnik przyjął lub choćby sugerował przyjęcie łapówki. Sam oskarżony podkreśla, że zależało mu jedynie na poprawie wizerunku legnickiej straży miejskiej.

Wątpliwości komendanta jednostki, Mirosława Giedrojcia wzbudził jednak wypełniony do połowy blankiet mandatu.

- Skierowałem sprawę do prokuratury, gdyż funkcjonariusz który podjął tę interwencję, w naszym przekonaniu podjął ją niewłaściwie. Źle wypełnił bloczek mandatowy oraz nie potrafił precyzyjnie wytłumaczyć dlaczego ten bloczek został źle wypełniony. Zapewnił, że dokonał pouczenia - tłumaczy komendant.

Posłuchaj:

Reklama