Kolejki do lekarzy? Chodzi o pieniądze!

Elżbieta Osowicz | Utworzono: 2014-02-11 07:59 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Kolejki do lekarzy? Chodzi o pieniądze! - fot. archiwum prw.pl
fot. archiwum prw.pl

Usłyszała w jednej z wrocławskich pracowni diagnostycznych mieszkanka Strzelina. Kobieta dowiedziała się też, że ewentualnie może być przyjęta
jednego dnia, ale za drugie badanie musi zapłacić z własnej kieszeni.

W NFZ dowiedzieliśmy się, że Fundusz nie kwestionuje badań wykonanych jednego dnia, ale jednak płaci za nie mniej niż za te wykonane w różnych terminach. Wniosek? Tak naprawdę chodzi o pieniądze.



Podobne praktyki stosuje większość pracowni diagnostycznych w regionie. Ich szefowie nie chcą dopłacać do badań, bo jak tłumaczą urządzenia
pracują dłużej, a do tego lekarz musi opisać dwa wyniki. We Wrocławiu na rezonans trzeba czekać około 6 miesięcy.

"Czy pacjent jest towarem? To straszna rzecz, żeby zdrowiem handlować - ja nie mogę się z tym pogodzić. Mam 83 lata i czekam na kardiologa już prawie rok".

To tylko jedna z opinii naszych Słuchaczy. Bo tych było znacznie więcej po emisji dzisiejszego materiału:

"Tak zawsze będzie wyglądał wolny rynek. Gdzieś tych pieniędzy jest za mało i zawsze komuś będzie brakowało. Jak kołdra  jest za krótka, to jedna osoba marznie. Akurat jest tak, że marzną pacjenci, a nie lekarze, czy Narodowy Fundusz Zdrowia".

"W Japonii dobry lekarz rodzinny, to jest taki do którego nikt nie przychodzi. Bo oni właśnie tak dbają o swoich pacjentów, żeby oni nie chorowali. U nas lekarz rodzinny jest po to, żeby pacjenci do niego przychodzili. Więc może płaćmy im za to, żebyśmy nie chorowali, to może zaczną nas poprawnie leczyć".

"Gdzie pieniądze uciekają? Ja podam prosty przykład. Miałem wypadek samochodowy. Poszedłem na 2 tygodnie zwolnienia. W jego trakcie poszedłem do ortopedy, który mnie leczył. Po wszystkim miałem odebrać od niego kartkę, że leczenie się zakończyło, za którą miałem zapłacić 30 złotych. W przychodni pani zażądała ode mnie zaświadczenia, że jestem ubezpieczony. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że przyszedłem tylko po zaświadczenie o stanie zdrowia, za które zapłacę. Musiałem przyjść jeszcze raz z ubezpieczeniem. Wszedłem, lekarz  podpisał, zapłaciłem i wyszedłem. Ode mnie wziął 30 złotych i od NFZ-u 30 zł."



Pacjenci, którzy przychodzą z podwójnym skierowaniem, np. na badanie kręgosłupa i głowy, mogą usłyszeć w pracowni, że najbliższy wolny termin jest za rok.

Posłuchaj:

We Wrocławiu było głośno o rejestrowaniu pacjentów na 2020 rok. Według Macieja Sokołowskiego ze Stowarzyszenia Menadżerów Ochrony Zdrowia wystarczyłoby część chorych, którzy od lat biorą te same leki i przychodzą tylko po receptę, skierować do lekarzy rodzinnych. Jak dodaje Sokołowski, który jest jednocześnie szefem przychodni przy Dobrzyńskiej we Wrocławiu, teraz na wizytę czeka około tysiąca osób.


Reklama

Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~oczywiscie, ze chodzi...2014-02-11 09:41:50 z adresu IP: (188.122.xxx.xxx)
o kase. I nie ma co sie oburzac i robic miny jakby to bylo cos zlego. Przychodnie, szpitale itd nie pracuja za darmo, sa finansowane, a jak sie zadluza to oglosza upadlosc i zostana zlikowidowane. Musi byc kasa na dzialanie. Dlaczego nikt nie kreci nosem, ze w sklepie nie daja nic za darmo? Ok, darmowa ochrona zdrowia, ale w tym sensie, ze ja idac nie wyciagam gotowki. Ale ktos musi zaplacic za to badanie, to musi sie zbilansowac itd.