Ekolodzy posądzani o szantaż finansowy (POSŁUCHAJ)

Piotr Słowiński | Utworzono: 2014-09-17 16:04 | Zmodyfikowano: 2014-09-17 16:26
Ekolodzy posądzani o szantaż finansowy (POSŁUCHAJ) - Fot. Piotr Słowiński (Radio Wrocław)
Fot. Piotr Słowiński (Radio Wrocław)

Ekolodzy protestują przeciw planom tej firmy, która chce przesiewać w swojej kopalni żużel z hut cynku. Tymczasem władze Pri Bazaltu złożyły do prokuratury zawiadomienie, do którego dołączyły 70-minutowe nagranie. Pochodzi ono ze spotkania zwaśnionych stron, na którym miało dojść do złożenia korupcyjnej propozycji.

Jak mówi nam Katarzyna Fuks z rady nadzorczej, ekolodzy zaproponowali, aby sprzedać kopalnię bliżej nieznanym osobom. Dzięki temu protestujący mogliby załatwiać sobie dotacje unijne:

Prokurator rejonowy z Lwówka Śląskiego Jerzy Szkapiak, potwierdził, że zawiadomienie w tej sprawie wpłynęło. Tymczasem konsultant ekologów inżynier Roman Farański oraz prezes Unii Izerskiej, Anna Morawska-Kruk, zaprzeczają wszelkim oskarżeniom. Podkreślają też, że byli nagrywani w sposób nielegalny. Farański przyznaje, że brał udział w spotkaniu z władzami kopalni. - Byłem tam tylko po to, by pobrać próbki żużla - mówi.

Prokurator rejonowy w Lwówku Śląskim Jerzy Szkapiak, potwierdza, ze zawiadomienie spółki Pri Bazalt wpłynęło do prokuratury.

O konflikcie w Górach Izerskich opowiadaliśmy już w sierpniu br.

Mieszkańcy wsi Rębiszów, Proszowa, Przecznica, czy Gierczyn w gminie Mirsk ogłosili wówczas czerwony alarm ekologiczny i zaczęli organizować komitet protestacyjny po tym, jak dowiedzieli się, że do ich gminy mają być przywożone z Niemiec, ze składowiska odpadów niebezpiecznych w Chemnitz, żużle hutnicze, które mogą zawierać niebezpieczne metale ciężkie.

Relacja Radia Wrocław z 20 sierpnia 2014 roku:

Anna Morawska-Kruk, prezes stowarzyszenia Unia Izerska mówiła wtedy, że mieszkańcy mogą zostać zmuszeni do tego, by się wyprowadzić. Chodzi o to, że zarządzająca w Górach Izerskich kilkoma kamieniołomami bazaltu firma Pri- Bazalt chce sprowadzać do 400 tysięcy ton żużla rocznie by go przesiewać.

- Te 400 tysięcy ton to góra trucizny pochodząca ze składowiska odpadów toksycznych w Chemnitz w Niemczech - twierdził wspierający protestujących Rzeczoznawca Naczelnej Organizacji technicznej inżynier i audytor systemów zarządzania środowiskiem EMAS, Roman Farański.

Jak przeliczył, każdego dnia do Rębiszowa przyjeżdżałoby 1600 ton pohutniczego żużla, w którym zawartość rakotwórczego kadmu wynosiłaby około tony, a ołowiu 9 ton. Jego zdaniem w ciągu kilku miesięcy mogłoby dojść do skażenia wody na dużym obszarze. Obciążeniem dla mieszkańców będzie też ruch ciężarówek. Bo do przewiezienia 1600 ton tylko w jedną stronę potrzeba, co łatwo obliczyć, 64 wielkich wywrotek.

Izabela Sawicka, dyrektor kopalni Pri Bazalt była zaskoczona protestami. Jak mówi nikt z protestujących u niej nie był by zapoznać się z dokumentami. Z nich wynika, że kruszywa z żużli zostały dopuszczone do obrotu i mają odpowiednie certyfikaty.

Według tych badań substancje trujące w przywożonym żużlu są, ale nie w tak wielkich ilościach jak wskazują przeciwnicy przedsięwzięcia. Jak dotąd kopalnia przyjęła jedynie niewielką partię żużlu na próbę, z którego część już wyjechała z powrotem.

- Poza tym żadne trucizny nie będą u nas nie zostały, bo naszym zadaniem jest tylko przesianie materiału, rozdzielenie go na poszczególne frakcje i odesłanie naszemu partnerowi – mówiła. Zaprzeczała też wszelkim oskarżeniom, że żużel miałby trafić do wyrobisk pobazaltowych, które w ten sposób zostałyby częściowo zrekultywowane. - Wszystko co robimy, robimy w sposób jawny i zgodny z prawem – podkreślała.

Jan Zaliwski, sekretarz Miasta i Gminy Mirsk mówił zaś (również w sierpniu), że protest właścicieli gospodarstw ekologicznych i turystycznych w Górach Izerskich jest nieuzasadniony. Jak podkreślał, samorząd zgodził się na przywóz odpadów, a Regionalny Dyrektor Ochrony środowiska we Wrocławiu nie zażądał nawet raportu oddziaływania przedsięwzięcia na przyrodę. - Burmistrz nie ma możliwości nie wydać zgody, jeśli przedsięwzięcie jest zgodne z prawem – mówił.

Halina Szczęśniak, chemik:
Metale ciężkie, jak kadm i ołów, i ich związki dostają się do atmosfery, wód i gleby jako zanieczyszczenia pochodzące ze ścieków przemysłowych, metalurgicznych, hutniczych, hałd hutniczych, górnictwa, garbarni, transportu samochodowego itp. Nie ma wątpliwości, że ich ewentualny wyciek do wód gruntowych czy głębinowych byłby bardzo niebezpieczny. Oddziaływanie zanieczyszczeń chemicznych powoduje kumulowanie się tych metali ciężkich w roślinach i zwierzętach. Ołów jest trucizną ogólnoustrojową. Ponieważ jest wchłaniany zarówno przez układ oddechowy, błony śluzowe jak i układ pokarmowy może łatwo dostać się do organizmu człowieka i się w nim gromadzić powodując chroniczne zatrucia. Ołów powoduje bóle głowy, obniża koncentrację, działa szkodliwie na układ oddechowy, krwiotwórczy (niszczy hemoglobinę), układ nerwowy , może powodować bezpłodność, choroby nerek i serca, choroby nowotworowe, osteoporozę. Natomiast Kadm jest jednym z najbardziej toksycznych metali ciężkich. Powoduje ostre zatrucia. Wywołuje bóle głowy, wymioty, osteoporozę, niewydolność krążenia, choroby nowotworowe (płuc, prostaty), choroby nerek i wątroby, niepłodność. Metal ten kumuluje się w organizmie wchłaniany przez błony śluzowe nosa i gardła oraz przez przewód pokarmowy.(fot. Daderot/Wikipedia)

Dariusz Szwed
Dariusz Szwed
Zielony Instytut
Takie składowisko w ogóle nie powinno w Polsce powstać. Zbyt dużo mamy nierozwiązanych problemów z własnymi odpadami, Polska ma swoje ogromne ilości żużla pohutniczego, czy odpadów z elektrowni. Nie jest to też dobry pomysł na biznes, bo nie da się w pełni określić późniejszych pełnych kosztów zarządzania  takim podziemnym składowiskiem substancji m.in. niebezpiecznych, jakie środki trzeba będzie wydać na ich zabezpieczenie za 20-30 lat?  Co więcej unijna zasada bliskości (proximity principle) zapisana w ramowej dyrektywie odpadowej UE mówi, że odpady powinny być składowane jak najbliżej miejsca ich wytworzenia. Dzięki tym przepisom nie można w UE robić porządku w jednym kraju kosztem drugiego, gdzie powstałoby europejskie śmietnisko. Z mojego doświadczenia nie ma szans na zrealizowanie tego typu składowisko w Polsce. Najpierw należy przeprowadzić ocenę oddziaływania na środowisko oraz konsultacje społeczne, a ludzie z pewnością będą przeciwni. Pamiętajmy, że przeciekanie wyrobisk pokopalnianych to częste zjawisko, a np. metale ciężkie zawarte w żużlach stanowią bezpośrednie zagrożenie skażenia wód podziemnych. Co więcej w takich odpadach mogą występować także substancje radioaktywne a to już śmiertelnie niebezpieczeństwo i potężne koszty ich właściwego zagospodarowania nawet przez tysiące lat. Nikt przy zdrowych zmysłach za żadne pieniądze nie pozwoli na skażenie wody w swojej okolicy.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.