Rodzice oburzeni nagonką na szkołę za "procedurę wejścia"

Andrzej Andrzejewski | Utworzono: 2015-03-11 17:30 | Zmodyfikowano: 2015-03-11 17:35
Rodzice oburzeni nagonką na szkołę za "procedurę wejścia" - fot. archiwum prw.pl
fot. archiwum prw.pl

Chodzi o reakcję tych instytucji na doniesienia prasowe o obowiązującej od dwóch lat "procedurze wejścia do klasy". Szefowa resortu taką metodę określiła powrotem do XIX wieku. Tymczasem szczegółowy regulamin został stworzony przez zespół metodyków z myślą o kilkunastolatkach z problemami emocjonalnymi. Kilka dni temu za matka sześcioletniego ucznia skrytykowała tę procedurę, prosząc media o interwencję. Podczas trwającego właśnie spotkania z nauczycielami, rodzice zażądali wyciągnięcia również konsekwencji wobec autorki apelu. Dyrektorka szkoły Magdalena Sulewska zapewnia, że nie chce podsycać niepokojów. Poprosiła dziennikarzy o rezygnację z dalszych relacji na temat szkoły, bo mają one negatywny wpływ na uczniów.

O sprawie informowaliśmy wcześniej. Zasad wejścia do klasy jest dokładnie 10 (kliknij w obrazek poniżej i przeczytaj). W regulaminie przypiętym do drzwi każdej sali starszych klas napisano również o absolutnej ciszy, o tym, że kto nie potrafi sprostać zasadom, wchodzi na końcu. No i o nagrodach. dyrektorka placówki podkreśla, że regulamin to efekt umowy zawartej dwa lata temu między rodzicami, uczniami i nauczycielami. - Od siedmiu lat prowadzimy szkołę z oddziałami terapeutycznym. Mamy dzieci z zaburzeniami zachowania, emocjonalnymi, opozycyjno-buntownicze. Zdaniem psychologów dzieci. np. z ADHD, żeby rozpocząć lekcję i z niej skorzystać, muszą mieć coś w rodzaju buforu między przerwą, a lekcją, na której muszą się skupić - tłumaczyła nam Sulewska.

Za wejście do klasy, zgodnie z zasadami, uczniowie natychmiast muszą otrzymać nagrody. Tak mówi regulamin. Katarzyna Rymarczuk, wychowawczyni podkreśla, że po kary w legnickiej dwójce nauczyciele sięgają sporadycznie. - Kierujemy się zasadą prawa efektu - zachowania nagradzane mają większą szansę na to, żeby były kontynuowane - mówi nauczycielka.

KLIKNIJ I CZYTAJ WIĘCEJ O SPRAWIE

Dr Maria Jolanta Zajączkowska adiunkt Katedry Pedagogiki Wyższej Szkoły Zarządzania i Edukacji we Wrocławiu przyznawała w rozmowie z nami, że procedura wejścia może i powinna szokować. Ale tylko tych, którzy nie znają specyfiki szkoły, bo tym przypadku porozumienie uczniów, nauczycieli i rodziców może nawet uchodzić za wzór do naśladowania. - To dla mnie nowum, ale mieści się w pojęciu tzw. kontraktu - mówi dr Zajączkowska. I dodawała: Ślizgamy się bardzo po wierzchu, nie można ferować wyroków zbyt szybko, poza tym odnosimy to do naszej rzeczywistości, w której się wychowywaliśmy. Większość dziennikarzy jest wychowana w innych czasach, w innych szkołach. Nie zna kontekstu, nie zna kultury tej szkoły, kultury dzieci, kultury środowiska, nie wie, jaka jest informacja zwrotna od dzieci - a to przecież najważniejsi użytkownicy tego kontraktu.

 

Reklama