Of Monsters and Man - "Beneath the Skin" (RECENZJA)

Michał Kazulo | Utworzono: 2015-09-19 07:41 | Zmodyfikowano: 2015-09-19 07:49

W trakcie szukania lekarstwa na jesienną depresje, warto wybrać się na muzyczną przygodę do… Islandii. Tam wiele pozytywnych rytmów czeka nas wraz z odsłuchem najnowszej płyty zespołu Of Monsters and Man, zatytułowanej „Beneath the Skin”.

Na pewno nikomu nic nie mówią te nazwy, dlatego na początek krótka notka biograficzna. Był rok 2010 kiedy Nanna Bryndís Hilmarsdóttir (śpiew, gitara), Ragnar Porhallsson (śpiew towarzyszący, gitara), Brynjar Leifsson (gitara), Kristjan Pall Kristjansson (gitara basowa) oraz Arnar Rosenkranz Hilmarsson (perkusja) stwierdzili, że dobrze by było pokazać swój materiał szerszej publiczności. Zwycięstwo w ogólnokrajowym konkursie, pozwoliło muzykom podpisać pierwszy poważny kontrakt z wytwórnią Record Records i zostać odkrytymi przez amerykańskie rozgłośnie radiowe – między innymi dzięki tej piosence:



W ten sposób otworzyły im się bramy do raju i przyszły poważne pieniądze, umożliwiające nieustawiczny rozwój. Były liczne trasy koncertowe, były mini albumy i muzyka do filmu ,,Igrzyska Śmierci” oraz debiutancki album. W tym roku przyszedł czas na chyba jedno z tych dzieł, które podsumowują/zamykają pewien etap zespołu.



Wokal i bębny – to dwie rzeczy, które od samego początku zapraszają na podróż w świat, który kreują muzycy Of Monsters and Man. Nana jest w niektórych wokalizach bratnią duszą Florence Welsch. Wspiera ja Ragnar, który uzupełnia lotne zwrotki artystki w męskie pogłosy lub sam rozpoczyna muzyczne dialogi. Plemienne kotły Arnara są idealnym uzupełnieniem.



To muzyczna przygoda, pełna swobodnych aranżacji, które nie żądają od słuchacza wnikliwości. Bardziej chodzi tutaj o klimat i zabawę. Jest więc wiele barw – mrok przenika się z blaskiem, zło z dobrem, płacz ze śmiechem. Wystarczy zamknąć oczy. W porównaniu do tego co było, na pewno spotkamy tu nieco więcej puchu i delikatności, niż na poprzedniej produkcji. Zespół na przestrzeni swojego istnienia, przypomina larwę, która właśnie zamienia się w motyla i pokazuje pełnie swego uroku. Dźwięk jest tu lepiej wyprodukowany, krystaliczny i swobodny.



Pewnie padną (lub już padły) zarzuty co po niektórych, że Islandczycy poszli na łatwiznę, że album jest za łatwy. Wszystko jednak zależy w tym wypadku od tego, jak spojrzymy na tą płytę. Najlepszym określeniem będzie opisanie Of Monsters and Man, jako zespołu na dorobku. A to znaczy, że dopiero dojrzeli by wydawać swoje opus magnum. Ten album nie ma w sobie zadziorności, ale bardzo mocno wpływa na zmysły. Trudno mieć o to pretensje.



Jeśli ktoś szuka recepty na coraz to krótsze dni i chłodne wieczory, na Of Monsters and Man można liczyć. Kto nie ma czasu wybrać się po ich krążek do sklepu ten może posłuchać go w Radiu Wrocław Kultura, gdzie zagramy go w sobotnie popołudnie w audycji DAB+ Muzyka od 16 do 20.

Reklama

Komentarze (3)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Płomyk 2015-09-24 00:07:50 z adresu IP: (193.86.xxx.xxx)
Islandia dobrze sie kojarzy, jeśli chodzi o muzykę jaka grają od paru lat. Płyta wyśmienita.
~Loko2015-09-19 14:48:59 z adresu IP: (213.231.xxx.xxx)
Petarda. Oby tak dalej. Uwielbiam was słuchać
~Jakub z okolicy 2015-09-19 12:23:29 z adresu IP: (80.52.xxx.xxx)
Oferta muzyczna, bijecie na głowę inne stacje radiowe:)