Trzy kwarty nudy i... nagle zaczęli grać. Śląsk wygrał po dogrywce z AZS 84:78

Bartosz Tomczak | Utworzono: 2016-04-04 20:05 | Zmodyfikowano: 2016-04-04 20:15

Zaczęło się od 6:0 dla gości po dwóch celnych rzutach zza łuku – najpierw Pechacek a potem Dąbrowski - ale Śląsk też odpowiedział serią. 8 punktów z rzędu i w połowie inauguracyjnej kwarty 13:10. Gospodarze pierwszą kwartę wygrali minimalnie 20:17, ale klimat w Hali Orbita był jak pogoda. Mocno letni. Mecz wyglądał raczej jak sparing niż gra o punkty i nie chodzi jedynie o przewagę pustych krzesełek nad liczbą kibiców.

W drugiej kwarcie wiele w tym względzie się nie zmieniło, choć ciągle było dobrze dla Śląska. Jedyna akcja którą naprawdę można było się zachwycić to efektowne wejście pod kosz Denisa Ikovleva (34:28) na pięć minut przed przerwą. AZS w końcówce pierwszej połowy wrócił na prowadzenie. Goście dobrze rozrzucali akcje i trafiali zza łuku. Najpierw z lewej 45-tki Artur Mielczarek trafił na remis, a za chwilę z prawej strony to samo zrobił Mikołaj Witliński i było 39:36. Kiedy obie drużyny schodziły do szatni różnica wynosiła jednak tylko punkt, bo udane wejście pod kosz zaliczył Francis Han (38:39).

Po powrocie na parkiet rewelacyjną serie miał Denis Ikovlev. Trzy pierwsze akcje i trzy celne rzuty w tym dwie trójki sprawiły, że Śląsk prowadził 46:43, a lider drużyny miał już na koncie 22 punkty. Po stronie AZS trafieniami odpowiadał Adam Pehacek (już 18 punktów). Mecz był cały czas na styku, a na prowadzenie w końcu powrócili goście. Kiedy Marcin Nowakowski otworzył pod koszem Szymona Łukasika – wejście w pomalowane i podanie jedną ręką za plecami obrońcy pod samą obręczą – było 54:51 dla ekipy z Koszalina. Śląsk obrócił jednak ten wynik na 57:56 na mniej niż dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty po tym jak z ósmego metra – zupełnie niesygnalizowanie – trafił Francis Han. Chwilę później mieliśmy "akcję meczu" kiedy A.J. Waltona w kontrze zablokowała.... obręcz. Nie do zatrzymania był za to Denis Ikovlev, który równo z syreną doprowadził do remisu 59:59.

Liczyliśmy zatem na zaciętą czwartą kwartę, ale goście mieli inne plany. Po dwóch minutach trójkę z prawego rogu trafił Artur Mielczarek i AZS był lepszy 64:59. Zaraz jednak koszykarski magazynek przeładował Ikovlev i kiedy on trafił ze szczytu za trzy był remis 64:64. W kolejnym posiadaniu obejrzeliśmy prawdziwe najlepsze zagranie spotkania. Mikołaj Witliński wsadził piłkę do kosza z prawej strony mimo bloku Witalija Kowalenki. Defensywy ciągle było niewiele ale ofensywne show trwało dalej. Trójkę z syreną akcji trafił Michał Jankowski, zza łuku odpowiedział Adam Pechacek i na pięć minut przed końcem Śląsk przegrywał 69:73. Kiedy zegar pokazywał już tylko czerwone 2:00 na tablicy wynik zmienił się nieznacznie. Gospodarze wciąż byli gorsi 71:73 i nie mogli znaleźć drogi do kosza, choć okazje były. Czystą trójkę z lewej strony spudłował Michał Jankowski. Goście jednak na szczęście też się mylili jak chociażby A.J. Walton rzucający z ręką na twarzy. Skoro był problem z gry trzeba było pójść na linię. Dwa wolne trafił Mateusz Jarmakowicz i zrobił nam się remis 73:73 na 75 sekund przed końcem.

Mikołaj Witliński zagrał indywidualnie, ale nie był w stanie oddać dobrego rzutu przy kryjącym go Mateuszu Jarmakowiczu. Jak trafić mimo presji obrony pokazał za chwilę Denis Ikovlev zdobywając swój 33 punkt i wyprowadzając Śląsk na 75:73. Koniec emocji? Nic z tych rzeczy. A.J. Walton za chwilę uciszył oglądających na stojąco kolejną akcję kibiców. Emil Rajković poprosił o czas i to gospodarze rozdawali karty bo na zegarze pozostawały akurat 24 sekund i oba zespoły miały po 75 punktów. Ostatnia akcja grana była pod Ikovleva, do tego stopnia, że Norbert Kulon kiedy miał czystą trójkę na sześć sekund przed końcem i tak oddał piłkę swojemu liderowi. Ostatecznie jednak Ikovlev nie był w stanie zrobić sobie miejsca do rzutu i trójkę na zwycięstwo posłał Norbert Kulon, ale nie była to udana próba. Na zegarze pozostała jeszcze 0,3 sekundy i to było zbyt mało czasu by w ogóle oddać rzut.

Dogrywkę udanie rozpoczęli wrocławianie. Trójkę trafił Michał Jankowski (78:75). Zespół z Koszalina nie chciał być gorszy więc - tak dobrze myślicie, że z rogu - punktował Cameron Gilddon (78:78). Mało trójek? Francis Han dostał piłkę na lewej 45-tce mógł w międzyczasie jeszcze zaparzyć sobie herbatę i rzucić. Napoju nie było, trójka i owszem. Śląsk prowadził 81:78. Kolejne punkty to profesorska akcja Norberta Kulona. Rozgrywający gospodarzy wszedł pod kosz, "powiesił rywala" i trafił z bliska (piłka byłą wybijana jeszcze z obręczy). Zespół Emila Rajkovica prowadził 83:78 i.. wciąż był emocje. Gospodarze popełnili błąd ośmiu sekund, bo na całym parkiecie nacisnęli ich rywale.  Za chwilę jednak Piotr Dąbrowski strasznie przestrzelił zza łuku, a mecz na linii zamroził Michał Jankowski. 

WKS Śląsk Wrocław - AZS Koszalin 84:78 (20:17, 18:22, 21:20, 16:16, 9:3)

Śląsk: Ikowlew 33, Jankowski 17, Han 12, Jarmakowicz 11, Kulon 5, Kowalenko 4, Krakowczyk 2, Jakubiak 0, Chanas 0.

AZS: Pechacek 26, Witliński 16, Mielczarek 10, Walton 8, Wadowski 5, Łukasiak 4, Gliddon 3, Dąbrowski 3, Nowakowski 3.

 

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.