Joanna Lamparska opowiada o tajemnicach Dolnego Śląska [POSŁUCHAJ]

, BT | Utworzono: 2017-08-11 21:09 | Zmodyfikowano: 2017-08-11 21:09
Joanna Lamparska opowiada o tajemnicach Dolnego Śląska [POSŁUCHAJ] - fot. Radek Bugajski
fot. Radek Bugajski

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY DNIA:

Dariusz Litera: Dokładnie rok temu z uwagą obserwowaliśmy co dzieje się na 65. kilometrze trasy kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha czekając na potwierdzenie doniesień o złotym pociągu. Takie emocje jak przed rokiem pewnie nie wrócą, ale legenda o złotym pociągu stale wraca. Czy jako region dobrze ją wykorzystujemy?

Joanna Lamparska: Nie do końca. Dolny Śląsk ściągnął dzięki pociągowi mnóstwo turystów z całego świata, a przede wszystkim dziennikarzy, którzy o Dolnym Śląsku pisza i go odkrywają. Ja tylko przypomnę, że kiedy zaczęła się ta cała gorączka złota - w 2015 roku w sierpniu - okazało się, że dziennie przynajmniej przez mój dom przewijąło się sześć zagranicznych ekip. To trwało dwa miesiące. Czyli ponad 100-150 ekip z największych stacji z Nowej Zelandii, Chin, Stanów Zjednoczonych, Anglii itd. Ci wszyscy dziennikarze nagle zorientowali się, że "ojej jest gdzieś na świecie taki Dolny Śląsk". Region pełen zamków, pełen pięknych obiektów, z górami, jeziorami, stawami. Przede wszystkim jednak z tajemnicami i to tymi tajemnicami, które te wszystkie telewizje najbardziej lubią czyli skarby, depozyty, dobra ukrywane w czasie drugiej wojny światowej. Niestety z tego co pamiętam Polska promowała się poprzez swoje pola golfowe. Więc tak troszeczkę zapomnieliśmy...

Czyli rozjechało się to troszeczkę

Troszeczkę się to rozjechało. Troszeczkę zapomnieliśmy o tym złotym pociągu. Tymczasem on powinien stać się, cokolwiek o nim myślimy czy on jest czy nie. Tak jak potwór z Loch Ness. Nikt go nigdy nie widział, ale on ściąga ludzi. Powoduje, że ludzie mają pracę. Jest piwo z Loch Ness, gadżety, koszulki, hotele. Wykorzystali to moim zdaniem nieliczni, przede wszystkim prywatni przedsiębiorcy. Pojawiły się kotlety złoty pociąg, napoje o tej nazwie. Fajnie byłoby gdybyśmy wyszli do świata z takim bardzo mocnym przesłaniem co zresztą robi promocja dolnośląska delikatnie od dłuższego czasu. To jest region złotego pociągu, czyli region tajemnic.

Napisała Pani książkę "Złoty pociąg: Krótka historia szaleństwa". Czy to nie powinna być właśnie druga część? "Złoty pociąg: Krótka historia biznesu".

Myślę, że złoty pociąg o tyle zmienił i w dziennikarstwie tu naszym i w postrzeganiu pewnych rzeczy ponieważ pojawiły się tutaj pieniądze. Bardzo wiele osób chciało występować w telewizji, ale pojawiało się zawsze pytanie - ile oni zapłacą? Przyjeżdżały ekipy z całego świata i im naprawdę bardzo zależało. Te ekipy zachodnie mają taki zwyczaj pozyskiwania wyłączności. To znaczy jeżeli Pan rozmawia ze mną, to my Panu dobrze płacimy, ale nie będzie Pan rozmawiał już z nikim innym. Dlatego ta nadzieja, że jeżeli złoty pociąg się pojawi i ta wyłączność zostanie przekazana wielu ekipom powodowały, że jednak zaczynały się tutaj jakieś targi. Z tego powodu były to nadzieje na złotą żyłę. One się nie do końca w wielu wypadkach spełniły. Niemniej jednak szaleństwo rzeczywiście było. Ja myślę tak z perspektywy czasu, że trudno nam już będzie osiągnąć ten poziom ekscytacji. My żyjemy w regionie w którym wszyscy zawsze pamiętaliśmy, że tu są skarby. Ja wychowywałam się na skarbach, że tu jest złoty pociąg, drugi złoty pociąg w Piechowicach.

A jeszcze Niemcy przyjeżdżają i chodzą do lasu.

Tak, wyciągają, chodzą do lasu. Rzeczywiście, o czym się nie mówi znaleziska się pojawiają. Są one jednak nieduże. Monety, tablice, dokumenty, pocztówki, militaria. Takie rzeczy się pojawiają i to są te "skarby", których bardzo wiele osób szuka. Natomiast nie pojawiają się te wielkie gigantyczne rzeczy. W momencie kiedy Pan Koper i Pan Richter oświadczyli, że wiedzą gdzie jest ten legendarny pociąg, o którym wszyscy wiedzieliśmy, że jest, ale nikt nigdy go nie szukał, bo każdy się bał, że go tam nie będzie. To jak z tym słynnym kotem w pudełku - dopóki nie otworzymy pudełka nie wiemy czy kot żyje czy nie. Dali nam taki poziom ekscytacji, że teraz będzie bardzo trudno uwierzyć, że rzeczywiście coś takiego na Dolnym Śląsku jest. Nie mówiąc o tym, że teraz różne ekipy, które robią na przykład konferencję to dziennikarze już nie są tacy chętni do pójścia na nie. Zadają pytania - skąd wiedziecie? Sprawdziliście? Gdzie są świadkowie? Nie ma już tutaj przypuszczeń. Wszyscy czekają na twarde fakty.

Czyli to jest tak, że im bardziej będziemy teraz zaglądać na te kolejne kilometry trasy z Wrocławia do Wałbrzycha, tym bardziej tego złotego pociągu nie będzie. Tzn. jak z Kubusiem Puchatkiem - im bardziej sięgał po ten miodem, tym bardziej go tam nie było.

Obawiam się, że tak może być. Ma to jednak swoją bardzo dobrą stronę. Mamy renesans zainteresowania historią Dolnego Śląska. Bardzo dużo osób przypomina sobie różne historie. Ja ostatnio dostałam informację o dokumentach odnalezionych w rejonie klasztoru w Lubiążu. Przejrzałam je i to fascynująca sprawa. Nagle po tylu latach, takie rzeczy wypływają. Nie mówiąc o tym, że trafiłam niedawno - zaskoczenie - osiem lat temu dopiero. Osiem lat temu. Właściciel takiej małej agroturystyki w Głuszycy odnalazł podczas remontu domu tajny pokój, skrytkę. Wchodziło się do niej przez taką podwójną ścianę. W tej podwójnej ścianie były schodki w dół, taka drabinka, w której ukrywali się uciekinierzy spod obozu Gross Rosen w Kolcach. Osiem lat temu. Ta skrytka istniała przez tyle lat i nikt nigdy nie wiedział. Udało mi się tam dotrzeć z krewnych jednego z więźniów, którzy się w niej ukrywali. To są niesamowite historie. To są te prawdziwe skarby Dolnego Śląska. Taki regionalista, którego mamy w Strzegomiu - Krzysztof Kaszub. To facet, który pracuje na budowie, codziennie, ciężko, a w wolnych chwilach szuka wolnych informacji i "bach!". Trafił na relację o mało znanym, prawie niezbadanym podobozie Gross Rosen kobiecym pod Strzegomiem. Kobiety te pracowały w jakimś obiekcie militarnym, którego część znajdowała się pod ziemią, będziemy to badać. Te prawdziwe historie są czasem równie, jeżeli nie bardziej fascynujące niż złoty pociąg dlatego, że za nimi kryją się pojedyncze ludzkie tragedie, historie, opowieści. Przepraszam rozgaduje się o tych tajemnicach, ale okazuje się, że mamy tu na Dolnym Śląsku nieznany epizod doktora Mengele z Oświęcimia. Kobiety, które rodzą tylko w jednym podobozie, które są tam wszystkie ściągane, żeby urodzić dzieci. Dziwne stoły do sekcji zwłok, do pobierania narządów prawdopodobnie jak twierdzą lekarze. Takie rzeczy są na Dolnym Śląsku.

A jak wygląda ta sprawa mody na historię? Będziemy świadkami, że całe młodsze pokolenia będą szukać jakiś historycznych materiałach w rodzinnych archiwach?

Ja myślę, że moda na historię jest bardzo sexi, mówiąc tak wprost. Historia jest fascynująca. To są opowieści o skarbach, tajemnicach, kryminały, romanse, przedziwne polityczne zawirowania, wojny, historie rodzinne. Myślę, że to będzie szło w dwóch kierunkach. Troszeczkę taka tabloidowa zrobi się ta historia. Powstaje komiks o Miedziance - mieście wysadzonym w powietrze. Julek Woźny z Wrocławia robi komiksy o żołnierzach wyklętych. Mnóstwo takich rzeczy się pojawia i to przemawia do młodych ludzi. Zresztą my mamy tu na Dolnym Śląsku Piotra Włostowic. To jest taki fantastyczny, wczesnośredniowieczny awanturnik. To jest człowiek o którym powinny powstawać filmy przygodowe, a średniowiecze jest daleko. Jeżeli spojrzymy na tego człowieka w zupełnie inny, popkulturowy sposób, to mamy świetne tematy do pokazywania ludziom młodym. Z drugiej strony jest mnóstwo takich regionalistów, o których my nawet nie wiemy. Ludzi, którzy na co dzień pracują w kompletnie innych branżach, a wieczorami wbijają się po prostu pazurami w te historie i docierają. Znakomitym przykładem dla mnie jest taka łużycka grupa poszukiwawcza. Panowie pracują w kopalni, jeden ma restaurację, ale przez osiem ostatnich lat od początku do końca niemalże dotarli do informacji o tamtejszej fabryce z czasów drugiej wojny światowej w Sieniawce do takich tragicznych historii, które na mnie jako na dziennikarce, pisarce, robią wrażenie. Na przykład o baletnicy, która została tam przewieziona z Warszawy w czasie wojny. Jeden ze strażników obozowych upodobał sobie tę panią i zawsze jak się upijał to kazał jej w tym obozie tańczyć jej baletowe sekwencje, a potem działy się tam jeszcze straszniejsze rzeczy. To wszystko są historie osobiste, które pozwalają nam w całości poznawać takie obiekty.

Miłośnicy historii, także poszukiwacze skarbów i odkrywcy zjadą w ten weekend na Dolny Śląsk na piąty już Festiwal Tajemnic. Jakich atrakcji mogą się spodziewać tym razem?

Oczywiście jak zwykle mnóstwo wykładów. Jestem dumna, że udało się ściągnąć głównego koordynatora do spraw zagrabionych i kradzionych dzieł sztuki z policji, komisarza Adama Grajewskiego. Będą panie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Świetny wykład z IPN o tym jak wchodziła tutaj Armia Czerwona i co się działo. Oprócz tego rekonstrukcje dotyczące tym razem Legionów Polskich. Pojawi się u nas również prawdziwy marszałek Piłsudski - nie bez powodu, bo to 150 rocznica urodzin marszałka. Wiem, że bardzo wiele osób liczy na to, żeby z marszałkiem zrobić sobie zdjęcie. Oprócz tego wystawa o podziemiach Europy. Do tego koncert zespołu Czerwie. Nasz ulubiony zespół Charlie żołnierze niemy film przedwojenny i muzyka na żywo. W Zamku Książ, kiedy ten księżyc wschodzi, gwiazdy, ten cudowny dziedziniec. Powiem tylko od razu, proszę się nie bać przyjeżdżać na koncert, będzie autobus odjeżdżał potem ku cywilizacji Zamku Książ.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.