Szlachetna paczka. Trzy historie trzech niezwykłych kobiet [POSŁUCHAJ]

Dorota Kuźnik | Utworzono: 2017-12-15 14:44 | Zmodyfikowano: 2017-12-15 14:44
Szlachetna paczka. Trzy historie trzech niezwykłych kobiet [POSŁUCHAJ] -

Posłuchaj reportażu radiowego pt. Szlachetne Dusze

Anna

Anna ma dwójkę dzieci. Mieszka z nimi na niespełna 20 metrach kwadratowych, niedaleko ul. Zaporoskiej. Syn skończył już 18 lat, ale uczy się jeszcze w technikum. Córka ma 17 lat i jest w liceum. Oboje bardzo chcą iść na studia techniczne. Dzieci od 16. roku życia dorabiają, żeby odciążyć rodzinny budżet. Anna jest po rozwodzie, mąż zostawił ją z kredytem. Choć kobieta pracuje na cały etat, a po godzinach sprząta w banku, po opłaceniu rachunków, na życie zostają jej tylko alimenty - 800 złotych. Jak mówi - jest ciężko. Dorabiam jak mogę. W okresie świątecznym robię ozdoby na szydełku. Chciałam żeby córka wzięła kilka do szkoły, może ktoś chciałby kupić, ale ona powiedziała - mamo, proszę Cię, nie. Ona bardzo wstydzi się tego, że... nam jest ciężko - mówi ze łzami Anna. - Przecież ja tych pieniędzy nie ukradnę - dodaje.  

Życie na takim metrażu, to też nie bułka z masłem. Teraz dzieci nie ma, więc jest posprzątane, ale kiedy jedno chce się uczyć, drugie odpocząć, robi się strasznie ciasno. - Nie chcę myśleć, co będzie kiedy przyjdzie nauka do matury - mówi kobieta.  

Annie i jej rodzinie przysługuje inne - większe mieszkanie komunalne. Niestety w mieście od wielu lat jest ten sam problem - brakuje firm, które startują w przetargu na remont takich lokali, a mieszkańcy we własnym zakresie nie mogą tego zrobić, bo jest to niezgodne z prawem. - W konsekwencji jedyne co słyszymy od urzędników to jak mantra powtarzane - "proszę czekać, proszę czekać, proszę czekać..." - mówi Anna. 

Agnieszka

Agnieszka ma 28 lat. Wraz z córką - Nikolą, mieszka w domu dla ofiar przemocy. Pokój, do którego idzie się niczym na wieżę kościoła, ma 8 metrów kwadratowych. Jest tam jednoosobowe łóżko, stół i dwa krzesła, szafa i telewizor. Na komodzie stoi kolorowa choinka, przypominająca, że już za kilkanaście dni Boże Narodzenie. Agnieszka otwiera się niemal od razu. 

Jej fatalna historia zaczęła się wiele lat temu. W wieku 12 lat zmarła jej mama. Zamieszkała z pełnoletnią siostrą, ale postanowiła, że znajdzie ojca. Zeszła cały Wrocław, ale w końcu się udało. Niestety, rzeczywistość daleka była od wyobrażeń. Ojciec związał się z inną kobietą. Kiedy Agnieszka wprowadziła się do jego mieszkania, rozpoczął się prawdziwy koszmar. -Partnerka ojca zmuszała mnie do picia wódki, wmawiała, że to nie mój ojciec i wyśle mnie na testy DNA, a także kazała do niego mówić na "pan". Pamiętam jak mojej siostrze wlała do zupy płyn do mycia naczyń, kiedy siostra karmiła synka. Ta kobieta zniszczyła mi życie.

Agnieszka postanowiła, że nie chce tak dalej żyć. Poszła na policję i powiedziała, że jeżeli nie umieszczą jej w domu dziecka, to się zabije. -Tak trafiłam do pogotowia opiekuńczo-wychowawczego. Niestety smutna historia ma swój ciąg dalszy. Chcąc jak najszybciej założyć prawdziwą rodzinę, w wieku 17 lat Agnieszka związała się z mężczyzną, z którym zaszła w ciążę. To jednak nie okazał się materiał na ojca -mówi, dlatego dziewczyna trafiła do domu dla samotnych matek. Kiedy ten zlikwidowano, przeniosła się na Strzegomską. - Tam jednak do dziś panuje zasada, że trzeba oddawać 70% dochodów. Ja tych dochodów nie miałam, więc powiedzieli, że zrobią wszystko żeby odebrać mi dziecko. Musiałam oddać córkę do domu dziecka. Staram się wierzyć, że to była najlepsza rzecz, którą mogłam dla niej zrobić. Wiedziałam, że będzie miała ciepło, że będzie miała posiłek i będzie czuła się bezpiecznie. Że będzie miała wszystko, czego ja nie mogłam jej dać, bo mój własny ojciec powiedział, że mi nie pomoże.

Agnieszka próbowała sobie ułożyć życie, wyjechała z Wrocławia, poznała ojca swojej drugiej córki. Chciałam żebyśmy byli prawdziwą rodziną, ale on pił. Kiedy ją uderzył - uciekła. - Tak trafiłam tutaj - do domu samotnej matki.

Asia

Z Anną i Agnieszką poznała mnie Asia - wolontariuszka Szlachetnej Paczki. Jak mówi - wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, ile prawdziwej biedy jest we Wrocławiu. Z roku na rok, potrzebujących pomocy nam nie ubywa. Ale to nie tak, że każdy kto zostanie zgłoszony do projektu otrzymuje pomoc. Procedura jest skomplikowana i w zasadzie na wstępie odpada połowa rodzin. Wśród nich są te roszczeniowe, takie które nie chcą się zmienić, a także te, w których ludzie nie pracują z własnej woli.

Wolontariusze robią też wszystko, żeby pomagać mądrze, czyli dać rodzinie dokładnie to, co jest jej potrzebne, ale jednocześnie coś, co pomoże w nowym starcie. Obok środków czystości, ubrań czy jedzenia, są więc kursy, szkolenia, usługi remontowe, sprzęt elektroniczny i wiele innych rzeczy, które sprawią, że rodzina będzie mogła odbić się od dna biedy. To nie zawsze da się zrobić, tak jak w przypadku Anny, potrzebna jest pomoc instytucjonalna. Dostała jednak nici i szydełko, by bez kosztów mogła dalej dorabiać, a jej dzieci dostały sprzęt elektroniczny i pomoce naukowe, dzięki którym nie będą miały pierwszych kosztów związanych z pójściem na studia.

Trudniej jest z Agnieszką, bo jej nie można dać mieszkania. - Ale można dać impuls - mówi Asia. Tego Agnieszce nie brakuje. Mimo trudnych początków, dziewczyna znalazła pracę. Jest kucharzem i sprawia jej to wiele radości. Kiedy Agnieszka kończy opowiadać swoją historię, dzwoni telefon. To wolontariusze szlachetnej paczki, którzy przyszli przynieść prezenty od darczyńców. Paczek jest mnóstwo. Wśród nich jest łóżeczko, o którym marzyła trzyletnia Nikola, ale też garnki, zastawa, zabawki - wszystko, co przyda się dziewczynie, na nowy start.

Agnieszka otwiera paczki, a w drzwiach staje Asia. - Właśnie wyszłam od dziewczyny, która mieszka w pokoju, w którym jeszcze kilka lat temu sama mieszkałam. Wtedy ja dostałam paczkę, teraz daję paczkę komuś innemu. Asia sama była ofiarą przemocy. Nie wiem skąd miałam siłę, ale pewnego dnia, po tym jak mąż znów mnie pobił, spakowałam się w dwie torby i wyszłam. Trafiłam tutaj. Tak bardzo chciałam jednak wyjść na swoje, że zauważyli to pracownicy ośrodka. Zgłosili mnie do szlachetnej paczki. Dostałam wiele rzeczy, których potrzebowałam, ale nie to było najważniejsze. Poczułam impuls, że jeśli ktoś we mnie uwierzył, nie mogę tego zmarnować. Za wszelką cenę próbowałam znaleźć pracę, bo wiedziałam, że to da mi szansę na otrzymanie praw do chronionego mieszkania przejściowego. Kiedy kobieta, u której miałam podjąć zatrudnienie zadzwoniła, że jednak nie ma już wolnych wakatów, powiedziałam jej, że ja muszę dostać tę pracę, choć na godzinę w tygodniu. To było sprzątanie klatek schodowych. Dostałam pracę i mogłam wyprowadzić się z ośrodka. Dałam radę, ale było bardzo ciężko. Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo będzie ciężko, nie wiem czy odważyłabym się odejść. Na szczęście nie wiedziałam i odeszłam. Tylko dzięki temu, dziś prowadzę normalne życie - mówi Asia. 

Kiedy wolontariusze wychodzą, Agnieszka ze wzruszeniem patrzy na prezenty i mówi, że z nikim nie chciałabym się w życiu zamienić. - Wiem, że są ludzie, którym jest gorzej, niż mi, dlatego nie użalam się nad sobą. Mam pracę, w której się realizuję i robię wszystko, żeby mojemu dziecku było dobrze. To, co mnie zgubiło, to że nie miał kto mną pokierować. Ja wiem, że chcę zapewnić jej to, co najlepsze. Każdy człowiek błądzi, każdy człowiek chce zaznać szczęścia, jednemu udaje się to za pierwszym razem, innemu za dziesiątym. Ja wiem, że mi też się to uda i za rok, to ja zrobię komuś paczkę.

 

*Imiona bohaterek zostały zmienione

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.