"Death To The Pixies" - 1997 r.

Piotr Osowicz | Utworzono: 2007-11-17 16:50 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Historia Pixies sięga swymi korzeniami pierwszej połowy lat 80. Wtedy to, mający już za sobą pewną muzyczną praktykę, studiujący na University of Massachusetts Charles Michael Kitterige Thompson IV poznał Joeya Santiago. Obaj zafascynowani z jednej strony punkiem, z drugiej amerykańską folkową i surfową tradycją postanowili założyć zespół. Wkrótce dołączyła do nich basistka Kim Deal i perkusista David Lovering, a Thompson przyjął pseudo Black Francis. Był rok 1986.

Kilka miesięcy później, nagrane przez zespół demo, zatytułowane "The Purple Tape" trafiło do rąk Ivo Wattsa - szefa legendarnej już angielskiej wytwórni 4AD. Część materiału z demówki ukazało się w 1987 r. nakładem wspomnianej oficyny jako EP "Come On Pilgrim". Kolejnym wydawnictwem był duży krążek "Surfer Rosa". Jego produkcji podjął się słynący z surowego, bezkompromisowego brzmienia Steve Albini. Już pierwszy krążek określał styl zespołu - niesamowitą mieszankę garażowej surowizny, gitarowego jazgotu z sielskim folkiem i chwytliwą, ale często dość przekorną melodyką. Płyta zawojowała amerykańskie studenckie rozgłośnie, ale nie wyszła poza ich zasięg. Bardziej docenili ją Brytyjczycy.

Wydany w 1989 r. drugi album, "Doolittle", nagrany pod okiem angielskiego producenta Gila Nortona (podobnie jak wszystkie następne płyty zespołu), charakteryzował się większą klarownością brzmienia oraz dbałością o stronę melodyczną. Wsparty entuzjastycznymi recenzjami, przyniósł największe w historii Pixies hity: "Here Comes Your Man" i "Monkey Gone To Heaven". Płyta znów lepiej radziła sobie w Anglii - i w ogóle w Europie - niż w Stanach Zjednoczonych. Jej siła polega na bardzo zmyślnym zestawieniu punkowej zadziorności i dynamiki z popową słodyczą; na połączeniu zgrzytu i pozornej niedbałości z finezją, naiwności z wyrafinowaniem; zderzeniu nieco histerycznej maniery Francisa z dziewczęcymi wokalizami Deal. Przyprawiając to odrobiną groteski i absurdu, grupa stworzyła zestaw porywających, piekielnie przebojowych i energetycznych piosenek.

Jednak po ukazaniu się "Doolittle" ujawniła się pierwsza wyraźna rysa konfliktu pomiędzy Francisem a basistką. Swą wizję Deal realizowała we własnym, nowo powołanym zespole, którego nazwę zaczerpnęła z młodzieńczego, współtworzonego z siostrą projektu. Powstanie kolejnej edycji The Breeders nie oznaczało jednak końca Pixies. Muzycy połączyli znów siły i w 1990 r. na rynku pojawiła się płyta "Bossanova". To był materiał jeszcze bardziej wpadający w ucho, ale tematy na szczęście wciąż skontrastowane były z dźwiękowym brudem i typowym dla grupy szaleństwem, podszytym surrealizmem. O rok młodsza płyta "Trompe le Monde" jest, jak na razie, ostatnim premierowym wydawnictwem sygnowanym nazwą Pixies.

Składanek z najlepszymi kawałkami Pixies ukazało sie bez liku. Polecam tę z 1997 r. - "Death To The Pixies":

1. Cecilia Ann
2. Planet Of Sound
3. Tame
4. Here Comes Your Man
5. Debaser
6. Wave Of Mutilation
7. Dig For Fire
8. Caribou
9. The Holiday Song
10. Nimrod's Son
11. U-mass
12. Bone Machine
13. Gigantic
14. Where Is My Mind?
15. Velouria
16. Gouge Away
17. Monkey Gone To Heaven

Reklama