Koronawirus. Kilka godzin w kolejce do szpitala zakaźnego we Wrocławiu

Elżbieta Osowicz, el | Utworzono: 2020-06-11 11:48 | Zmodyfikowano: 2020-06-11 11:59
Koronawirus. Kilka godzin w kolejce do szpitala zakaźnego we Wrocławiu - fot. archiwum radiowroclaw.pl
fot. archiwum radiowroclaw.pl

A to niejedyny problem. Jak opowiada portalowi radiowroclaw.pl jeden z naszych słuchaczy, po wizycie z żoną przy Koszarowej zrezygnował z badania w tej placówce i zdecydował się na wydanie kilkuset złotych na prywatny test. - Wejście na izbę przyjęć i czekanie przez kilka godzin z osobami ewentualnie zakażonymi byłoby ryzykowne - opowiada Leszek Mielecki. - Wiązało się to z kilkugodzinnym oczekiwaniem w izbie przyjęć, gdzie byli potencjalni chorzy, w tym osoby niezabezpieczone maseczkami, kaszlące i osoba zdrowa mogła wyjść stamtąd zakażona. A drugi powód: wejście na tę izbę przyjęć przesądzało o kwarantannie dla żony i dla mnie - wyjaśnia. 

Prywatny test wykonany u żony naszego słuchacza udało się zrobić od ręki, bez wysiadania z samochodu. Wynik był następnego dnia - ujemny, co oznacza, że nie jest potrzebna kwarantanna. Rzeczniczka szpitala, Urszula Małecka, odpowiada, że przed przyjazdem do placówki warto wcześniej umówić się telefonicznie. 

Ostatecznie po telefonicznej rozmowie z lekarzem i zakwalifikowaniu się na badania trzeba jednak wejść do izby przyjęć, gdzie czekają inni pacjenci. Wszyscy wchodzący są informowani o tym, że zostaną objęci dwutygodniową kwarantanną niezależnie od wyniku badania. W szpitalu przy ulicy Koszarowej istnieje możliwość zrobienia testu bez wysiadania z samochodu, ale mogą z tego korzystać jedynie osoby skierowane tam przez Sanepid, a nie ci, którzy sami zgłaszają się do placówki. W czwartek rano poinformowano o 10 nowych przypadkach koronawirusa na Dolnym Śląsku. Od początku pandemii w naszym regionie zachorowało 2749 osób, w dolnośląskich szpitalach jest 266 pacjentów, ponad 2 i pół tysiąca przebywa na kwarantannie, a ponad 800 ma nadzór epidemiologiczny. Zmarło 137 osób. 



Reklama

Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~wrocławianin2020-06-11 21:56:20 z adresu IP: (31.11.xxx.xxx)
Ponad pół wieku temu byłem objętym obowiązkowym szkoleniem wojskowym. Jednym z jego punktów było omówienie medycznego, frontowego wyposażenia żołnierza. Szkolenie prowadził major specjalista od dalekopisu Dalibor. Na piechotę przeszedł cały szlak wojska polskiego od Lenino do Berlina. Z zawiązanymi oczami identyfikował każdą część dalekopisu, wskazywał miejsce jej zamontowania i po ciemku potrafił ją wymienić. Podobnie miał opanowane poszczególne części medycznego wyposażenia żołnierza. Recytował ich nazwy, przeznaczenie, zasadę działania i sposób posługiwania się. Na takich szkoleniach nikt nie zadawał pytań aby je szybciej skończyć. Zasada ta została złamana przy płóciennym prześcieradle używanym w razie napromieniowania przy ataku bombą atomową gdy się zobaczy grzyb wybuchu. Jeden z kursantów nie wytrzymał i zadał pytanie jaki ma sens używanie płóciennego prześcieradła w razie napromieniowania przy ataku bombą atomową. Major powtórzył to co powiedział już wcześniej. Po napromieniowaniu bombą atomową należy owinąć się białym prześcieradłem po to aby bez zbędnych badań służby sanitarne mogły zakwalifikować owiniętego jako napromieniowanego śmiertelną dawką promieniowania. Z kamienną twarzą dodał że aby ułatwić pracę służby sanitarne należy się czołgać w kierunku najbliższego cmentarza. Czytając o tych kilku godzin w kolejce do szpitala zakaźnego we Wrocławiu spędzonych w towarzystwie osób bez masek przypomniało mi się to szkolenie. W owych czasach atak atomowy był równie prawdopodobny jak obecne zarażenie się koronawirusem.
~Covid 192020-06-12 19:56:49 z adresu IP: (46.76.xxx.xxx)
Zdejmij Kaganiec z mózgu