Śląsk - Lech 1:2: Prezenty od bramkarza

| Utworzono: 2010-09-11 21:38 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Marian Kelemen do tej pory spisywał się bez zarzutów. W meczu z Lechem zawiódł na całej linii. Fatalnie zachował się przy obu golach i Śląsk przegrał, choć zagrał dużo lepiej niż przed dwoma tygodniami w Gdańsku.

Wrocławianie rozpoczęli mecz z dużym animuszem. Atakowali od początku i długimi fragmentami byli drużyną dużo lepszą. Kolejorz był zagubiony, na połowie Śląska pojawiał się rzadko, ale w obronie nie pozwalał gospodarzom na wiele.

Mecz mógł się ułożyć inaczej, gdyby Waldemar Sobota wykorzystał znakomitą okazję w 9. minucie. Pomocnik Śląska był sam przed Krzysztofem Kotorowskim, ale strzelił tuż obok słupka.

Lech w ataku radził sobie słabo, ale od 24. minuty prowadził przy Oporowskiej 1:0. Sytuacja z pozoru niegroźna. Sławomir Peszko wykonywał rzut wolny z 30 metrów. Uderzył fantastycznie, ale w sam środek bramki. Marian Kelemen, nie wiadomo dlaczego, przesunął się w stronę prawego słupka, myśląc że piłka wyląduje właśnie tam. Pomylił się.

Śląsk się nie podłamał. Wciąż atakował, ale na emocje kibice musieli czekać aż do ostatnich minut pierwszej połowy. W 44. minucie sędzia dopatrzył się w polu karnym zagrania ręką Luisa Henriqueza. Mimo protestów gości, bez wahania wskazał na jedenastkę. Rzut karny na gola zamienił Christian Diaz.

To nie koniec emocji. Chwilę później Semir Stilić najpierw trafił w słupek, a w kolejnej akcji do siatki. Sędzia odgwizdał spalonego. Słusznie, choć zawodnicy Lecha znów protestowali.

W przerwie doszło do przepychanek arbitra z trenerem Kolejorza Jackiem Zielińskim. Szkoleniowiec mistrzów Polski nie był w stanie się uspokoić i jeszcze przed gwizdkiem na drugą połowę arbiter odesłał go za dyskusję na trybuny.

Druga połowa rozpoczęła się od ataków Śląska, ale już po chwili było 2:1 dla Lecha. W 51. minucie błąd Kelemena wykorzystał Artjoms Rudnevs.

Wrocławianie mogli odpowiedzieć błyskawicznie, ale Krzysztof Wołczek z sześciu metrów trafił prosto w Kotorowskiego. Śląsk od tego momentu z każdą minutą gasł. Wprowadzenie na boisko Łukasza Madeja, Marka Gancarczyka i Łukasza Gikiewicza nie zmieniło nic. Górę wzięło doświadczenie Lecha i niemoc gospodarzy.

Straconych punktów szkoda, bo Śląsk nie był zespołem gorszym od mistrzów Polski. Za wrażenia punktów jednak nie ma. Wrocławianie przegrali trzeci raz z rzędu, a przed nimi trzy trudne, wyjazdowe mecze. Nie jest dobrze.

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 1:2 (1:1)
Diaz 45'(k.), Peszko 24',  Rudnevs 51'

Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Amir Spahić, Krzysztof Wołczek - Piotr Ćwielong (68. Łukasz Madej), Przemysław Kaźmierczak, Sebastian Mila, Waldemar Sobota (68. Marek Gancarczyk) - Cristian Omar Diaz, Tomasz Szewczuk (82. Łukasz Gikiewicz).

Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Marcin Kikut, Grzegorz Wojtkowiak, Manuel Arboleda, Luis Henriquez - Sławomir Peszko (78. Jakub Wilk), Ivan Djurdjević, Dimitrije Injac (84. Kamil Drygas), Semir Stilić, Siergiej Kriwiec - Artjoms Rudnevs (71. Artur Wichniarek).

 

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.