10 lat w Unii Europejskiej (Posłuchaj)

Tomasz Sikora | Utworzono: 2014-04-28 08:41 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
10 lat w Unii Europejskiej (Posłuchaj) - Ilustracja: Júlio Reis/Wikipedia
Ilustracja: Júlio Reis/Wikipedia

Dolnośląscy górnicy pracujący w Czechach, czeskie pielęgniarki pracujące w niemieckich szpitalach, Niemcy pracujący w polskich... Owszem to zdanie znajdzie swoje pozytywne zakończenie.

Dziś sprawdzamy, jak wygląda rynek pracy w naszym regionie. Ale region rozumiemy nie tylko jako Dolny Śląsk, ale także niemiecką Saksonię i czeskie okolice Liberca i Hradec Kralove.

Rynek pracy nie ma granic, codziennie łącznie kilka tysięcy Dolnoślązaków przekracza granicę na północ i zachód. Do czeskich kopalń jeżdżą specjalnie zorganizowanymi autobusami górnicy z byłych wałbrzyskich i noworódzkich kopalni. Pensje na południu nie są może zabójczo wysokie, ale znacznie wyższe niż polska kuroniówka, a w regionach gdzie bezrobocie sięga 25-30% w ogóle możliwość podjęcia pracy ma swoją wartość.



Ale o ile jest zajęcie po czeskiej stronie dla polskich mężczyzn, to Czeszki zatrudnienia nie mają. I muszą się ratować...

Odwiedzamy Hotelik Bad Schandau w pobliżu niemieckiej granicy z Czechami. Zbudowany w tyrolsko-bawarskim stylu, udaje "ostoję niemieckiej tradycji". Tylko udaje, bo podlega zasadom rynku - czytaj: koniecznych oszczędności. Božena Kačirkowa pracuje w hotelu od 3 lat. Na posprzątanie pokoju potrzebuje kwadrans

"Każdego dnia jeżdżę do domu i z powrotem. Co to jest 20 kilometrów z Deczina? Prosta sprawa. Zarabiam tu w Niemczech dwa razy więcej niż w Czechach"


Niemczyzna Bożeny Kacirkowej, Czeszki zatrudnionej w niemieckim hotelu nie jest może perfekcyjna, ale wystarcza. Wystarcza, by sprzątając zarobić w przeliczeniu około 4 tysięcy złotych. Menadżerka hotelu Michaela Mitzscherlich jest zadowolona

"Ciężko znaleźć dobry personel, dlatego w większości hoteli Saksonii i Bawarii pracują Czeszki, często jako menadżerowie, by w ogóle wykluczyć język niemiecki. Po co on, jeśli 80% obsługi to Czesi? Niemki znają niemieckie prawo i po 8 godzinach ich nie ma, Czeszki nie patrzą tak na zegarek. Są bardziej zmotywowane".


Zmotywowane czy bardziej nieświadome swoich praw - zostawmy to pytanie na razie otwarte.  Zresztą sama Kačirkowa nie ma czasu by na nie odpowiedzieć - poza sprzątaniem zajmuje się tłumaczeniem poleceń menadżerki kobietom młodszym stażem, które po niemiecku ledwo potrafią się przedstawić.



Inna sprawa, że "kwestię znajomości języka" można ominąć. Zmieniamy hotel - przenosimy się do jednego z bardziej prestiżowych we Wrocławiu. Tu szefem kuchni jest Niemiec Sven Tonsohn. Nazwisko zmienione, bo pod własnym nie powie obowiązuje go kontrakt podpisany z hotelem. Ze swoimi podwładnymi rozmawia po angielsku. Jak mówi, od 6 lat jeździ od jednego do drugiego polskiego hotelu.

"Przedtem byłem w Berlinie, hotele z gwiazdkami Michelina, wcześniej Ameryka, Chicago, tam poznałem Polaków, myślę, tacy śmiesznie konserwatywni, ciekawe czy jaką samą mają kuchnię. No i przyjechałem. Byłem w Warszawie, zresztą na co dzień tam jestem zatrudniony, tu mnie rzuciło na ratunek kiepskiej załodze".


Buta i pycha niemieckiego szefa kuchni jest uzasadniona. Dostał pracę tylko dlatego, że żaden Polak, który starał się o stanowisko nie miał takiej wiedzy i doświadczenia. Jak kpi, sprawdzając małą łyżeczką smak żurku w swojej kuchni, Polacy wciąż siedzą z nosem w pierogach.

"Polska to pod względem kuchni naprawdę jest dziki wschód. Niedźwiedzi na ulicach nie ma, ale w talerzu, jakbym po rusku słoniną zagryzał. Jest parę tradycyjnych polskich potraw, które wmieszaliśmy w kartę. Takie tanie chwyty, a Polacy to łykają. Prawdę mówiąc, jadę u was trochę na tej opinii światowca. Polaków czaruje moje cudzoziemskie pochodzenie. Jak mówię "pierogi" to się cieszą, że i to potrafię. Tym zresztą zaskarbiam sobie podniebienia naszych zagranicznych gości"


Faktycznie restauracja hotelu chwali się "zagranicznym kucharzem, który terminował w restauracjach z gwiazdkami Michelina".

Co roku do Polski przyjeżdża około 10 tysięcy Niemców. I zostają. Nie chodzi o zarobki. W przypadku Svena Tonsona te są aż o 70% niższe niż w Niemczech. Ale życie jest tańsze. I robi karierę. W Niemczech byłby jednym z wielu, trzecia kucharska liga. Tu jest ekstraklasą, wydał nawet książkę z przepisami.



Nie chodzi tylko o robienie kariery i tę pyszałkowatość, która aż bije od niemieckiego kucharza. Oto przyjeżdżają do nas jego rodacy kuszeni wizją "krainy otwartych możliwości" jak mawia się na zachodzie o Polsce.

Nowe domy w polskim Zgorzelcu stawia niemiecki dekarz Stefan Heidtmann. Sam mieszka pod Budziszynem, czyli niemieckim Bautzen, ale dojeżdża na polską stronę. Już od 4 lat.

"Miałem parę kontaktów, najpierw zatrudniałem polskich budowlańców na czarno, ale oni wrócili do Polski, bo tu mogą lepiej zarobić, a ja pojechałem tak jakby za nimi. Teraz robię dachy w Polsce".


Wystarczy porównać lokalne PKB Goerlitz i Zgorzelca. Goerlitz mimo potężnych dotacji z zachodu kraju od kilku lat notuje ujemne PKB. Miasto się zwija zamiast rozwijać. Zgorzelec i okolica za to co roku wskazuje według GUS PKB rzędu 3-4%.

"Polacy mówią po niemiecku, jak trzeba porozumiemy się po angielsku, machnę ręką, nabazgrzę patykiem na piachu, się dogadamy. Głupio mi tylko, że polskiego u mnie ni w ząb"


Nie może długo rozmawiać, bo jak twierdzi dekarz - profesjonalistów w Polsce brak, bo ci najlepsi kładą pewnie dachy w zachodnich Niemczech i na Wyspach Brytyjskich. Wszystkiego musi pilnować, nikomu nie ufać, nawet na materiałach budowlanych jest regularnie oszukiwany. Tymczasem firma Heidtmana z konkurencją z Polski i Ukrainy, która jeszcze w kraju się ostała, chce wygrywać jakością. Dlatego tak sie przejmuje. Nie akceptuje polskiej improwizacji i klasycznej filozofii budowlańca typu "będzie pani zadowolona". Oto znów słychać jego narzekanie z dachu:

"Bo nam przywieźli dwa rodzaje papy, wszędzie dziury, wszystko zrywamy i kładziemy na nowo. Nie ma kompromisu, nie ma jakoś to będzie. Niech to szlag. Zasadę mam taką, klient ma mieć 30 lat spokoju z dachem."


Ceny Heidtmana są o 50% wyższe niż konkurencji. Ale jako jedyny w okolicy a może w całej Polsce daje na swoją pracę 20 letnią gwarancję. I wygrywa jakością, bo są klienci patrzący przede wszystkim na cenę - ci do niemieckiego dekarza się nie zgłoszą, ale są i tacy, którzy cenią sobie długowieczną bezawaryjność. Jest ich tak wielu, że niemiecki dekarz nigdzie tak dobrze nie zarabiał jak teraz w Polsce.



Czeszka Hana Cervinkowa od razu po doktoracie w Ameryce przyjechała za przyszłym mężem do Wrocławia. Zrobiła błyskawiczną karierę. W 2004 roku zatrudniła się w Dolnośląskiej Szkole Wyższej jako wykładowca, a rok później stała już na czele wrocławskiej Hali Stulecie. To ona zdobyła pieniądze na jej remont, troszczyła o wpisanie na listę Unesco i - jak twierdzi wcale nie musiała walczyć z zawistnymi spojrzeniami wrocławian.

"Wtedy w 2004 roku Wrocław był miastem energicznym, entuzjastycznym, pełnym wiary w siebie. Takim prymusem. Taki zresztą był prezydent miasta Rafał Dutkiewicz. Sporo ryzykował powierzając nieznanej prawie nikomu Czeszce dyrektorowanie Hali Stulecia. I ja widząc to zaufanie pracowałam dniami i nocami by się wykazać"


Jednak jak zaraz dodaje Cervinkowa, coś się w te 10 lat zmieniło. W jej opinii i prezydent i miasto straciło impet, jest coraz więcej ksenofobii i poczucia "nie da się". Wszystko grzęźnie w procedurach. "Nie wiem, czy teraz dostałabym, gdzieś pracę, tak jak wtedy. Coś złego się dzieje z Wrocławiem"



We Wrocławiu pracuje 11 tysięcy obcokrajowców, ale prowadzone i nadzorowane przez nich i ich "firmy matki" przedsiębiorstwa dają pracę 110 tysiącom wrocławian. To oznacza, że stanowisko jednego obcokrajowca, daje nam średnio 10 miejsc pracy. Średnio co tydzień na Dolny Śląsk trafia jedna niemiecka czy czeska firma. A przez 10 ostatnich lat zasobność przeciętnego Dolnośląskiego portfela wzrosła o 25%. Inna rzecz, że polskie PKB w tym czasie urosło aż o 70%. Oznacza to, że pensje wzrosły o 1/4 a produktywność o 3/4.


Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Wolność Monarchia2014-04-28 12:54:14 z adresu IP: (188.122.xxx.xxx)
Eurokołchoz!
~żyjesz ? robaku2014-04-28 09:51:18 z adresu IP: (164.127.xxx.xxx)
jesteś jeńcem kapitalistów