Był winny tysiąc złotych, więc porwali go i grozili, że podetną mu nożem ścięgna

Piotr Słowiński | Utworzono: 2008-01-31 13:06 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Było jak w filmie. 52-letni kamiennogórzanin otworzył drzwi od swojego mieszkania, bo sądził, że wróciła jego żona. Dostał od razu kilka ciosów. Padł na ziemię, a pięciu mężczyzn wyniosło go do samochodu. Był w samych majtkach.

Zawieźli go do mieszkania przy ul. Lubawskiej. Posadzili na fotelu. Bili we trzech. Po chwili przynieśli nóż. Domagali się zwrotu 1000 zł. Zagrozili, że podetną mężczyźnie ścięgna.

Gdy okrwawiony kamiennogórzanin zgodził się pojechać po pieniądze, bandyci wyszli z nim przed dom. Tam mężczyzna wyrwał się i uciekł na komendę policji, położoną zaledwie kilkaset metrów dalej.

Policjanci zatrzymali już trzech z pięciu sprawców napadu. Dwóch zostało tymczasowo aresztowanych. Pozostała dwójka zdołała wyjechać do Niemiec. Są poszukiwani. Grozi im do 15 lat więzienia.


Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Wierzejski2008-01-31 14:27:55 z adresu IP: (79.185.xxx.xxx)
Coraz częściej w TV słyszymy o homofobii. Padają oskarżenia o homofobię wobec osób, które są wrogo nastawieni do osób o orientacji homoseksualnej. Chciałbym w tym artykule odpowiedzieć na pytanie „czy chrześcijanin jest homofobem?” Przede wszystkim odpowiedzmy sobie na pytanie, co to znaczy homofobia? Homofobia (od słów „homoseksualizm” i „fobia”) (gr. homo - ten sam, fobia - strach) - lęk przed zetknięciem się z osobami o orientacji homoseksualnej, wstręt, niechęć, nienawiść wobec osób o orientacji homoseksualnej lub potępianie takich osób z powodu ich orientacji. Osobę uprzedzoną wobec osób o orientacji homoseksualnej potocznie nazywa się homofobem. Natomiast głoszenie treści lub poglądów szerzących uprzedzenie wobec takich osób - homofobicznymi. Termin w konotacji zbliżonej do obecnej zaczął funkcjonować w języku angielskim od 1969 roku, kiedy to został użyty przez amerykański tygodnik Time. Parlament Europejski 18 stycznia 2006 w rezolucji „w sprawie homofobii w Europie” zdefiniował homofobię jako „nieuzasadniony lęk i niechęć wobec homoseksualizmu oraz osób homoseksualnych, biseksualnych i transseksualnych, oparte na uprzedzeniach podobnie jak rasizm, ksenofobia, antysemityzm i seksizm” Niektórzy ludzie mówią, że Kościół choruje na homofobię, gdyż z góry potępia osoby o skłonnościach homoseksualnych. Rodzi się pytanie: czy Kościół faktycznie uznaje ich za gorszych? Zanim zacznę odpowiadać na moje pytanie, chciałbym zacytować fragment z Katechizmu: Homoseksualizm oznacza relacje między mężczyznami lub kobietami odczuwającymi pociąg płciowy, wyłączny lub dominujący, do osób tej samej płci. Przybierał on bardzo zróżnicowane formy na przestrzeni wieków i w różnych kulturach. Jego psychiczna geneza pozostaje w dużej części nie wyjaśniona. Tradycja, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie, zawsze głosiła, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”. Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane. Znaczna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej; dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować je z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji (KKK 2357-2358). A zatem, Kościół nie jest ich wrogiem, nawet jeśli poszczególni chrześcijanie nie okazują im należnego szacunku. Inną rzeczą jest jednak fakt, że szacunek do drugiego człowieka nie równa się z tym, aby mu pozwalać na wszystko. Mówią niektórzy, że Kościół jest nietolerancyjny. Tolerancja to akceptacja i znoszenie z bólem tego, co jest moralnie dobre. Tam, gdzie pojawia się przyzwolenie na zło, nie można mówić już o tolerancji. Homoseksualizm jest czymś, co wykracza poza to, co określamy jako normalne. Ktoś może jednak się zapytać: a co to znaczy normalne? Normalne w wymiarze seksualnym jest to, co nam wyznacza natura. A wystarczy spojrzeć na budowę ciała mężczyzny i kobiety oraz na to, w jaki sposób one funkcjonują, aby dostrzec, że w wymiarze seksualnym mężczyzna jest stworzony dla kobiety, a kobieta dla mężczyzny. To natura stworzona przez Boga pokazuje nam, jak wyglądać powinno małżeństwo i rodzina, nie Kościół. Nie potrzebna jest tutaj religia, aby móc stwierdzić, że stosunek seksualny dwojga ludzi o tej samej płci nie jest czymś normalnym. Jest czymś, co odbiega od normalności tak dalece, że nie sposób go zaakceptować i uznać za właściwy. Kościół zaprasza takie osoby do życia w czystości, jak to czytamy w Katechizmie: Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej (KKK 2359). Może jednak to być skrytykowane pytaniem: to po co Bóg stwarza seksualność, skoro nie wolno im z tego korzystać? Dlaczego odbiera się im szczęście? Kościół nie tylko osobom homoseksualnym nie przyzwala na współżycie, ale wymagania czystości postawione są również osobom, które nie zawarły związku małżeńskiego. Ale nie tylko, bo przecież są i małżeństwa, które przeżywają różnego rodzaju trudności, które nie pozwalają im na współżycie przez dłuższy lub krótszy okres czasu. Myślę, że w dzisiejszym świecie, który stawia wartości seksualne ponad wszystko, wmawia się człowiekowi, że nie można osiągnąć szczęścia, żyjąc w czystości. Życie w czystości z pewnością jest wielką walką, ale nie pozbawioną szczęścia. Człowiek może być szczęśliwy, nawet jeśli nie wszystko w tym życiu otrzymuje. Zresztą, nikt nie ma wszystkiego! Powiedziałbym, że właśnie ci którzy żyją w czystości, oni znają smak prawdziwego szczęścia. Pod warunkiem, że seksualność, która ma swoje miejsce w każdym normalnym człowieku, nie będzie tłumiona. Bo wymiar seksualny w człowieku nie może być tłumiony. W przeciwnym razie człowiek staje się bombą, która w każdej chwili może wybuchnąć. Człowiek może żyć w zgodzie ze swoją czystością, jeśli żyje dla innych. Jeżeli pragnienie miłości, ma swoje ujście w dawaniu. Jak sam Jezus to powiedział, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu (Dz 20, 35). I nie chodzi tu o dawanie pieniędzy, ile raczej o serce, o czas. W tym człowiek może znaleźć swoje szczęście i sens swojego życia - w dawaniu siebie innym. Pamiętajmy o tym co napisał JPII w książce „Miłość i odpowiedzialność”. Parafrazując jego słowa, wyraził przekonanie, że ludzie którzy w sposób szczególnie żywy odczuwają w sobie wymiar seksualny, oni noszą w sobie zdolność do większej miłości heroicznej. Oni są w stanie dać więcej, mogą stać się skarbem dla innych ludzi, a jakże brakuje nam dzisiaj ludzi, którzy umieją kochać sercem czystym, gorącym i wiernym.