Wokalista Simply Red spłaca muzyczny dług

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2008-06-18 08:49 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Mick Hucknall zdecydował się na pierwszy (i krótki) solowy album w wieku 48 lat. Samo pojawia się w myślach pytanie, po co. Jeśli spojrzymy na tytuł tej płyty, wszystko stanie się jasne. Liderowi formacji Simply Red chodziło o hołd dla jednego z mistrzów gatunku, który Hucknall uprawia od ćwierćwiecza z takim powodzeniem. Bobby Bland to amerykańska gwiazda muzyki lat 60., zwany także "lwem bluesa". W Stanach (i nie tylko) osoba bardzo szanowana, 11 lat temu przyznano mu nagrodę Grammy za całokształt twórczości. U nas o Robercie Blandzie słyszeli chyba tylko fani gatunku, no i może zwolennicy Vana Morrisona, który czasem zaprasza czarnoskórego artystę jako gościa na swoje występy. Skąd Bland u Hucknalla? "-Późne lata 50. i wczesne lata 60. i kariera muzyki R&B to był dla mnie zawsze muzyczny fundament - przyznaje Mick Hucknall. - Dotąd nie miałem możliwości w pełni się tymi wpływami podzielić, teraz przyszedł wreszcie ten czas. Wybrałem Bobby'ego, bo niewielu ludzi o nim słyszało, a przecież zrobił dla muzyki tyle, że trzeba ten wyrafinowany dorobek wydobyć z zapomnienia". Ale nie jest to tylko przeróbka piosenek starego mistrza, lecz projekt-połączenie klimatów Hucknalla i Blanda. Brzmi nieźle.

Sam bohater, pan Robert Bland, z rozbrajającą szczerością wyznał, iż nie wiedział zbyt wiele o grupie Simply Red zanim Mick Hucknall dał znać, że chce się zmierzyć z jego utworami. Kurtuazyjnie dodawał coś o synu, który muzykę Brytyjczyków lubił od dawna. Teraz jest zadowolony. "Tribute to Bobby" mu się podoba. O lepszą promocję trudno, ale mimo wszystko przyjrzyjmy się albumowi trochę bliżej i krytycznym uchem. Na pewno nowe wersje piosenek Blanda nie mają tamtej chropowatości, Hucknall to jednak człowiek z zupełnie innej półki. Niemniej, dobrym kompozycjom zaszkodzić naprawdę niełatwo, a wokalista tej klasy, co rudowłosy fan Manchesteru United, nie zwykł schodzić poniżej pewnego poziomu. Więc nie blues i tzw. pre-Motown sound królują na tej płycie, lecz firmowy Hucknallowy beat z dodatkami funky, jazzu, soulu i popu. Blues jest przyprawą, dzięki niej wszystko smakuje trochę inaczej od męczącej już ostatnimi czasy muzyki Simply Red.

Nie ma wątpliwości, że Mick Hucknall świetnym wokalistą jest. Potrafi natchnąć do kupienia butelki markowego wina i podróży na miłosny księżyc. Czarną duszę również słychać w tym kiedy trzeba mocnym, gdy trzeba balladowym śpiewaniu. Po latach sukcesów z Simply Red i kolejnych latach porażek z Simply Red Mick musiał pomyśleć nad czymś nowym. Taka płyta przejściowa, z coverami piosenek bliskich i najbliższych to idea stara jak rynek muzyczny i dobra jak drogie wino. Jeśli robi się to z sercem. I serca Hucknallowi na tym wydawnictwie wreszcie nie brakuje. Ale kłopoty też się pojawiają, bo trudy życia amerykańskich Murzynów w czasach przed rewolucją lat 60. nijak się mają do brytyjskiego high-life'u. Przerobienie gorzkiej "Poverty" (czyli "Biedy") na taneczną błahostkę nie mogło się powieść. Tam bawełna, praca od świtu do nocy, pot, łzy, brak perspektyw, tu wielki świat nowoczesnych instrumentów i nieszczerze wydający zupełnie inne dźwięki głos dobrobytu. Na domiar braku wyczucia: jest to singiel (sic!).

Są opinie, iż Hucknall już się nie podniesie, a "Tribute to Bobby" to śpiew łabędzi, zaledwie sztuczka profesjonalisty, któremu skończyły się własne pomysły. Ja wolę traktować to przedsięwzięcie jednego z artystów, co tu ukrywać, mojej młodości jako złapanie oddechu. Nie liczę już wprawdzie ze strony Micka Hucknalla na przełom, nie bardzo wierzę w powrót do formy sprzed lat, lecz nie spisuję go na straty. Jakiś świetny singiel z pewnością mu się jeszcze trafi, może wspaniała płyta koncertowa. Duet z Bobbym Blandem mógłby być na albumie live jedną z kulminacji. Hucknall powiedział kiedyś: "Znacie tę radość dzielenia się z kimś rzeczami dla nas cennymi? Samemu tak się ich nie przeżywa. Wtedy i uczymy się więcej, i mamy większą przyjemność". I to jest to najtrafniejsze podsumowanie powodów i celów, dla których powstała ta płyta. Można niniejszą propozycję odrzucić. Czyż jednak nie lepiej posłuchać? Choćby dla towarzystwa. Tym bardziej że dla towarzystwa do płyty z piosenkami dołączono dysk z filmem dokumentalnym, nakręconym przez ekipę Hucknalla w Memphis.
................................................
Mick Hucknall TRIBUTE TO BOBBY, Universal, 2008

 

 


Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Mike2008-09-23 13:24:34 z adresu IP: (83.8.xxx.xxx)
Przeczytałem z zainteresowaniem. Nie jestem fanem Hucknalla, ale uważam, że to świetnie, że w PRW jest jeszcze miejsce na recenzje muzyczne. Oby ich było więcej. [majk]
~Kibic2008-08-02 14:20:02 z adresu IP: (92.244.xxx.xxx)