Pierwsza od 8 lat premierowa k.d. lang

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2008-04-16 23:30 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

"-Myślę, że ten stan potrafią zrozumieć tylko Kanadyjczycy" - mówiła k.d. lang przy okazji wydania albumu "Hymns of the 49th Parallel". "-Kiedy jesteś ściśnięty jak zawartość kanapki między europejską a amerykańską kulturę. No i te dlugie zimy... Dają w kość, ale prowokują do bardziej osobistego spojrzenia na świat" (folkmusic.about.com).

Tamtą płytę artystka poświęciła w całości utworom starszych kolegów, którzy w dużej mierze przyczynili się do popularności (nie tylko w Kanadzie) tzw. bard music. "Joni Mitchell, Leonard Cohen, Neil Young - wszyscy z nich czerpiemy, my, czyli kolejne pokolenie" - przyznawała się wtedy ponad czterdziestoletnia zdobywczyni czterech nagród
Grammy
. Ale to, co ona nazywała hołdem, dla innych było wyraźnym sygnałem kryzysu trwającego od początku dekady. Bo ostatni premierowy album z własnymi piosenkami k.d. lang opublikowała w roku 2000. Brak weny czy świadoma decyzja, by zrobić sobie przerwę? Na takie pytanie nie poznaliśmy jednoznacznej odpowiedzi, choć właśnie ku zjawisku zwanemu przez Anglosasów "writer's block" trzeba by się skłaniać.

k.d. lang istniała przecież na rynku, wydając płyty zlożone z pożyczonych przebojów (album nagrany w duecie z Tonym Bennettem), kompilacje własnych piosenek z nurtu country ("The Reintarnation" z okladką wzorowaną na słynnym presleyowskim debiucie) czy album koncertowy. Udzielała się w przedsięwzięciach charytatywnych i społecznych jako działaczka ruchu lesbijskiego, sporadycznie pisała do filmów. Ale autorskiego materiału nie opublikowała aż do teraz.

"-Muzyka to muzyka" - wyznaje lang. "-Bierzesz podstawowe składniki i każda przyprawa, którą dodajesz, tworzy gatunek dania. Ja zawsze starałam się nie pozwalać, aby jakiś gatunek kojarzono właśnie ze mną. Po prostu próbuję śpiewać to, co czuję". k.d. lang wypowiada tę swoją matrę od lat, powtarza ją na bonusowym dysku, zawierającym rozmowę i cztery fragmenty koncertowe, z jedynym coverem wydawnictwa, cohenowskim "Hallelujah". Ale jest również u lang tęsknota do pewnej stabilizacji, zerwania z muzycznym nomadyzmem.

Najnowsza płyta radykalnej zmiany nie przynosi. Może dlatego, że k.d. opracowywała piosenki z "Watershed" w sporych odstępach czasowych, nagrywając w domu, produkując po swojemu, po raz pierwszy samodzielnie. Nie było żadnych terminów, raczej twórcza nieskończoność, luksus i ryzyko samowystarczalności. Choć z końcową pomocą stałych współpracowników, np. Teddy'ego Borowieckiego.

k.d. lang (Kathryn Dawn Lang) mieszka dziś z żoną w Beverly Hills, w rezydencji, której właścicielem był kiedyś Rock Hudson. W wolnych chwilach gotuje, maluje abstrakcyjne obrazy i rozpieszcza psy. Stąd pewnie najnowszy album jest taki intymny. Nie porusza się tu tematów ogólnoświatowych, tylko ludzkie. W balladowej formie, czasem smętnie, czasem ze szczerym uśmiechem artystka śpiewa o niedzieli, beztroskim dniu spotkania kochanków (kochanek) i o tym np., że miłość romantyczna, natchniona, bezrozsądkowa, euforyczna zdarza się rzadko. Więc czemu by nie tej bliskiej osobie, z którą jesteśmy, sprawić radość, rozśmieszyć ją i doprowadzić do szaleństwa raz na jakiś czas ("Once in awhile"). Całkiem pogodnie jednak nie jest, bo k.d. pamięta o sobie kiedyś. Jedną z piosenek zatytułowała "Flame of Uninspired". Zdaje też sobie
sprawę, że i w życiu, i w muzyce płynie trochę pod prąd ("Upstream"), że "świat pełen jest lodowatych kochanków/ich pościel przenika przeraźliwy chłód/spałam tam wśród tego śniegu z innymi/choć nie kochałam nikogo/marzę o wiośnie" ("I Dream of Spring").

Lang przyznaje otwarcie: "nie mam żadnych oczekiwań, byłoby wspaniale i śmiesznie wydać przebojowy album, ale na to nie liczę". I słusznie. Przeboju na miarę "Constant Craving" na "Watershed" nie znajdziemy. W ciągu 40 minut posłuchamy za to jedenastu utworów o może i leniwym rytmie, lecz wartym zachodu stylu, wykonaniu i przesłaniu: "miałam kolegę który zwykł/wylizywać talerz po obiedzie/takie życie to popieram/jak przesłanie tej piosenki/żeby nigdy i nikomu nie zazdrościć". Rzeczywiście k.d. lang nie ma powodu.
.....................................
k.d. lang "Watershed", Nonesuch, 2008

 


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.