Ruchoma chybotliwa kładka

Maria Woś | Utworzono: 2022-09-24 13:51 | Zmodyfikowano: 2022-09-24 13:52
Ruchoma chybotliwa kładka - Maria Woś, fot. M.Zoellner
Maria Woś, fot. M.Zoellner

Reklama

Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Artur Adamski2022-09-30 11:51:41 z adresu IP: (31.61.xxx.xxx)
W latach 1918 - 1939 wyższe uczelnie w Polsce ukończyły 62 tys. obywateli RP. Wszystkich - razem! Sama niemiecka Akcja AB oraz sowiecka zbrodnia katyńska oznaczała wymordowanie ok. 20% tej liczby.
~Artur Adamski jeszcze raz2022-09-26 20:56:17 z adresu IP: (31.61.xxx.xxx)
Na tym polegała róznica między ofiarami polskimi i tymi, którzy ginęli po stronie niemieckiej (trudno jakichkolwiek Niemców nazwać"ofiarami", bo to byłaby nieuzasadniona nobilitacja używać w stosunku do tak nikczemnych agresorów tych samych słów, których używa się nazywając Polaków). Różnica jest taka, że po niemieckiej stronie ginął ludobójczy ściek - masowi mordercy, bandyci, złodzieje. A po polskiej - mordowane były elity. Ofiary polskie i ci, którzy stracili życie po stronie niemieckiej to są inne światy. Żadnej nie ma tu równorzędności, żadnych podobieństw.
~Artur Adamski jeszcze raz2022-09-24 20:30:18 z adresu IP: (37.30.xxx.xxx)
A przede wszystkim cieszę się z kolejnego felietonu. Jakoś długo tu trzeba było na niego czekać :). No a jeśli chodzi o książki czy filmy o historii... Coraz więcej coraz większych - porażek. Np. ten film o obronie Grodna. Można by się cieszyć, że wreszcie... A tu tyle w nim nikczemnych bredni...
~Artur Adamski2022-09-24 20:27:15 z adresu IP: (37.30.xxx.xxx)
Słyszałem taką opowieść, której autorem był dyrektor szkoły w Pęgowie pan Antoszczyszyn (cytuję z pamięci): "Mieszkaliśmy na wsi niedaleko Lwowa. Wsi już prawie pustej, bo wszystkich "lepszych od nas" (tak to nazwał, mając na myśli bogatszych czy lepiej wykształconych, na jakichś stanowiskach) Sowieci wywieżli już na Sybir. A nas jeszcze nie. I kiedy przyszła wiadomość, że Niemcy atakują okupanta sowieckiego wszyscy w naszej rodzinie zastanawiali się, czy to będzie dla nas lepiej czy gorzej. Właśnie znów rozmawialiśmy o tym, stojąc na podwórku przed domem. Nasza mama właśnie wychodziła z domu, niosąc dla nas na tacy szklanki z kwaśnym mlekiem. W tym samym momencie dał się słyszeć warkot motocykla. Po chwili wjechał on na nasze podwórko a na nim - młodzi niemieccy żołnierze. Zatrzymali się. Byli spoceni, dzień by gorący. Przyglądaliśmy się im zaskoczeni i trochę przestraszeni. A oni zupełnie jakby nas nie dostrzegali. Jedynie ręce same powyciągały im się do szklanek z kwaśnym mlekiem, które nasza mama nadal miała przed sobą, trzymane na tacy. Każdy wypił zawartość wziętej szklanki i potem odstawił pustą na tacę. Wszystko trwało nie dłużej, niż parę minut, w czasie których nie tylko nie padło z ich strony ani jedno słowo. Żaden z tych Niemców nawet na ułamek sekundy na nikogo z nas nie spojrzał. Wypili, odstawili puste szklanki i odjechali. Chwilę póżniej nasza matka powiedziała: Teraz już wiem, że po Sowietach przyszło właśnie do nas coś jeszcze gorszego. Bo ci Sowieci to nas bili, prześladowali, rabowali, na Sybir wywozili. Czyli nas za - u -wa -żali! A dla tych, którzy teraz tu idą to my chyba jesteśmy mniej, niż jakieś insekty. Wypić, co mamy, wypiją. Ale nawet naszego istnienia nie zauważają.