Zombi z Wrocławia opanowały świat

Przemek Gałecki, zoe | Utworzono: 2014-01-19 09:54 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Firma Techland znana jest jest już z takich produkcji jak "Call of Juarez" - gry komputerowej w stylu western. Teraz święci triumfy z mrożącą krew w żyłach opowieścią o... żywych trupach.

Stworzoną przez nią "Dead Island" kupiło ponad 6 milionów graczy, nie mówiąc o tych, którzy walczą z zombi w wirtualnym świecie online. - Pracowaliśmy nad nią pięć lat - mówi założyciel i prezes Techlandu Paweł Marchewka.

Twórców gier cechuje swoiste poczucie humoru. Oto jedno ze zdjęć zamieszczonych na stronie Techlandu. Z dopiskiem: "Mamy fajne biura"

Łącznie firma, która ma swoją główną siedzibę właśnie we Wrocławiu, sprzedała już kilkanaście milionów gier. Czy są lepsi od CD Projekt - producentów "Wiedźmina", w którego promocję zaangażował się poniekąd nawet Donald Tusk? Wszak "Wiedźmin" miał być jednym z prezentów podarowanych przez premiera Barackowi Obamie.

Bez względu na to, kto jest liderem polskiego rynku, trzeba przyznać, że nasze gry są coraz bardziej znane. I to nie tylko wśród graczy. W Polsce istnieje jednak ponad 20 dużych producentów. Można tu choćby wspomnieć City Interactive i grę "Snajper". TUTAJ znajdziecie zaś jeden z rankingów polskich dystrybutorów i wydawców gier.

A przecież jeszcze niedawno wszystko było takie proste... Poniżej rosyjski wynalazek na niedzielne, deszczowe popołudnie:


Marek Zoellner:
Czy trzeba się bać gier o zombie? (FELIETON)

"W życia wędrówce, na połowie czasu, Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, W głębi ciemnego znalazłem się lasu (...)"

To z "Boskiej Komedii" Dantego. Czy to aby nie grzech? Tak łączyć popkulturę z arcydziełem światowej literatury? A czemu nie? Dan Brown ze swoim (miernym) "Inferno" zarabia przecież niemałą kasę.

Nie chcę wywoływać wilka z lasu, tym bardziej że w tym przypadku nie człowiek człowiekowi wilkiem - a zombi zombi zombi... Ostatnio trochę pograłem w "Dead Island". Zebrałem spory arsenał: maczety, kastety, siekiery i pałki. I co? Jakoś nie czuję w sobie potrzeby zabijania w realu. Nadal umiem odróżnić banalną rozrywkę od prawdziwego życia. No, ale ja mam 20 lat więcej niż przewiduje dolna granica wieku dla graczy w "DI". Ostrzeżenie na pudełku grzmi z daleka. To zabawka TYLKO DLA DOROSŁYCH!

O ile klasyczny "Tetris", w który można pograć nieco wyżej, jest fantastycznie niewinny i neutralny, z "Dead Island" trzeba bardzo uważać. Dzieło (sic!) Pażytnowa, Pawłowskiego i Geriasimowa powstało co prawda w epoce "zimnej wojny" (rok 1984), ale nikogo tu nie zabijamy i nikt nas nie chce zgładzić. Chodzi tylko o logikę, sprawność manualną, spostrzegawczość, strategię...

W "Tetris" można spokojnie zagrać razem z dzieckiem w któryś z deszczowych wieczorów. Oczywiście o ile odrobiło wcześniej lekcje. "Dead Island" trzeba chować nie tylko przed dziećmi, ale nawet i żoną. Powtarzam, to gra tylko dla dorosłych! Nawet to, co dalej napiszę, powinno być opatrzone znaczkiem [+18]. Krew, rozbryzgujące się mózgi, porozrywane kończyny i koszmarne potwory, ścigające gracza na każdym kroku.

A do tego bardzo realistyczna grafika i sposób patrzenia kamery. Wszystko razem wciąga tak mocno, że po kilkudziesięciu minutach można zatracić się w piekielnej rzeczywistości.

Nie umiem wymknąć się wrażeniu, że w "dziełach" o zombi zawsze chodzi o to samo. Opętana horda chce się najeść, a ostatni z ocalałych próbują nie zamienić się w nagi lunch. Zabawa - przy utrzymaniu odpowiedniego dystansu - jest przednia, ale chyba jednak wolę Dantego. W wersji oryginalnej, nie "brownowskiej".

No i tak się zastanawiając, co otworzyć dzisiaj po pracy - książkę czy laptopa - próbuję się wczuć w rolę XIV-wiecznego użtykownika tego pierwszego (starszego o kilkaset lat) nośnika. Jak się mógł czuć czytelnik prowadzony przez stosy trupów na lodowate dno piekła? Czy jego zmysły nie były w o wiele poważniejszym niebezpieczeństwie niż moje podczas potyczki na myszkę i klawiaturę?

Co jest groźniejsze dla umysłu? Migoczące światła monitora, które w skrajnych przypadkach mogą spowodować nawet ataki epilepsji, czy może Lucyfer, który u Dantego wystąpił przecież tylko gościnnie, bo tak naprawdę przyprawiał o migotanie serca tysiące ludzi każdego dnia i nocy?

Wszystko zależy od umysłu. Ważne, żeby za bardzo nie uwierzyć w fikcję i... nie siedzieć zbyt długo przy komputerze.

Ilustracje: Boska Komedia/Wikipedia

Reklama

Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~@korekta2014-01-19 12:51:34 z adresu IP: (89.171.xxx.xxx)
haha dzięki, zamieniam się w zombi :) Pozdrawiam, Marek Zoellner (zoe)
~TWILIHT 1232018-07-02 22:27:31 z adresu IP: (98.203.xxx.xxx)
Nie przepyhay sie tak panie madralo
~TWILIHT2018-07-02 22:26:27 z adresu IP: (98.203.xxx.xxx)
Prasze sie tak nie popyhac panie madralo
~korekta2014-01-19 10:27:34 z adresu IP: (178.37.xxx.xxx)
literówka, powinno być: "Call of Juarez".