Plucie i środkowy palec - ciemne strony finału ekstraklasy

Piotr Pietraszek | Utworzono: 2014-06-02 21:24 | Zmodyfikowano: 2014-06-02 21:29

Jeszcze kilka sezonów temu sympatyków basketu ze Zgorzelca i Zielonej Góry łączyła kibicowska przyjaźń. W trwającej rywalizacji o mistrzostwo Polski próżno szukać po niej śladu.

Sonda

Kto wygra?

Ta sonda już się zakończyła.
Turów, to już pewne!
21
Oczywiście, że Stelmet!
4
Wszystkich głosów: 25
Zgorzelecko-zielonogórską wrogość podczas dwóch pierwszych spotkań w hali Turowa dało się wyczuć nie tylko wśród kibiców i zawodników, ale nawet na trybunie prasowej, gdzie w pewnym momencie omal nie doszło do rękoczynów pomiędzy dziennikarzami z obu miast. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, co wpłynęło na tak radykalną zmianę nastawienia. Czy to tylko presja związana z rywalizacją o najwyższą stawkę, element wojny psychologicznej czy też zwykłe nieporozumienia między kibicami, które zaczynają się przeradzać w regularną wojnę na słowa? Po dwóch pierwszych spotkaniach w Zgorzelcu nie brak porównań do najbardziej znanej koszykarskiej "świętej wojny" w kraju, jaką kilkanaście lat temu toczyły ze sobą dwa najlepsze wówczas kluby - Śląska Wrocław i Anwil Włocławek. Niechęć włocławian do rywala podsycały seryjnie zdobywane przez WKS tytuły mistrzowskie. W ten czuły punkt Anwilu często zresztą uderzali sympatycy drużyny z Wrocławia.

Podobnie dzieje się w tegorocznej rywalizacji między Stelmetem i Turowem. Już we wcześniejszej fazie sezonu kibice z Zielonej Góry skandowali na trybunach "wiecznie drudzy!", nawiązując w ten sposób do pięciu przegranych przez PGE finałów mistrzostw Polski.



Eskalacja wzajemnej niechęci nastąpiła podczas dwóch pierwszych spotkań finałowych w Zgorzelcu. Zawodnicy mistrza Polski byli lżeni i opluwani z trybun przez miejscowych kibiców. Dostało się także obecnym w hali ich małżonkom i sympatiom, pod adresem których posypały się niecenzuralne wiązanki. Zielonogórzanie nie pozostali dłużni. Czujne oko kamery wychwyciło jak Przemysław Zamojski, reprezentant Polski i skrzydłowy Stelmetu pokazuje w stronę J.P Prince’a środkowy palec. Lider Turowa nie podał z kolei w rewanżu ręki na przywitanie Zamojskiemu.

Gorąco było także na parkiecie w trakcie spotkania i na obu ławkach trenerskich. Z jednej strony można to zrozumieć - gra toczy się wszak o mistrzostwo Polski. Z drugiej jednak wywieranie presji na sędziach, permanentne krytykowanie ich decyzji (zwłaszcza przez zielonogórzan) oraz wymuszanie fauli - zawsze pozostawia spory niesmak. I nawet gorące, bałkańskie temperamenty trenerów obu finalistów, nie są tu wystarczającym usprawiedliwieniem.

- Chcemy emocji i gorącej atmosfery na trybunach, ale nie tego chamstwa i plucia, którego byliśmy świadkami podczas dwóch pierwszych spotkań finałowych - przyznali zgodnie w Radiu Wrocław koszykarscy eksperci - Szczepan Radzki i Bartosz Wiśniewski:



W finałowej rywalizacji mistrzostw Polski (do czterech zwycięstw) PGE Turów prowadzi 2:0. Dwa kolejne spotkania rozegrane zostaną we wtorek i czwartek w Zielonej Górze.

fot. Grzegorz Bereziuk


Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~greg2014-06-03 10:03:13 z adresu IP: (83.4.xxx.xxx)
nieco to wszystko naciągane... jest gorąco, owszem, ale bez przesady, stoimy co przerwę razem z kibicami z Zielonej Góry i nie ma żadnych spinek, wyzwisk, czy rzekomej agresji, a za nakręcanie atmosfery nienawiści pogratulujcie panu Januszowi Jasińskiemu, który na każdym kroku dolewa oliwy do ognia, strasznie malutki człowieczek, jak jeszcze niedawno go podziwiałem za to co robił dla klubu, tak cała sympatia prysnęła jak bańka mydlana po jego bezmyślnym kłapaniu dzioba przez cały sezon, a apogeum płakania i oskarżania nastąpiło w PO i w trakcie finałów... WSTYD panie Jasiński...