Do szpitala w Polanicy trafił pacjent, który waży 350 kg

Elżbieta Osowicz | Utworzono: 2015-02-25 07:08 | Zmodyfikowano: 2015-02-25 07:08
Do szpitala w Polanicy trafił pacjent, który waży 350 kg - fot. Wikimedia Commons
fot. Wikimedia Commons

Niedawno do szpitala w Polanicy trafił niespełna 40-letni pacjent. Przy jego transporcie pomagali strażacy i żołnierze.

Pierwszy problem pojawił się już na etapie transportu do szpitala, bo na Dolnym Śląsku nie ma karetki, która mogłaby zabrać takiego pacjenta. Pomogli strażacy i wojsko. Sytuacja była dramatyczna - opowiada chirurg Wojciech Wołoszczuk. - To należało potraktować jak ratowanie życia. Leczenie jest trudne pod każdym względem - poczynając od dawek leków, po operacje, bo zwykły stół nie wystarczy. Żaden polski szpital nie jest przygotowany do leczenia takich pacjentów - mówi Wołoszczuk.

Na początku było więc ratowanie życia - to się udało. Teraz trwa żmudne leczenie - pacjent nie porusza się samodzielnie. Viletta Kuc z oddziału rehabilitacji mówi, że trzeba chorego postawić na nogi, ale to droga bardzo długa: - Skupiamy się na uruchomieniu pacjenta w łóżku, aby mógł zmieniać sam pozycję ciała. Z naszą olbrzymią pomocą udało mu się ostatnio uzyskać na chwilę pozycję pionową.

Mężczyzna niewiele mówi o przyczynach swojej otyłości. Wspomina jedynie pobyty w okresie dziecięcym w sanatoriach, bo już jako dziecko miał dużą nadwagę - słyszymy od pracowników placówki.

Szpital musiał przystosować się do leczenia nietypowego pacjenta - miedzy innymi z dwóch łóżek zrobiono jedno - opowiada prezes szpitala Renata Jażdż-Zaleska. Na razie nie ma mowy o operacji. - Będzie to możliwe po znacznej utracie wagi. Myślę, że w tej chwili żaden szpital nie podejmie się operacji pacjenta ważącego powyżej 220-230 kg - mówi Wojciech Wołoszczuk. To oznacza, że chory musi schudnąć ponad sto kilogramów. I że potrzebna jest dalsza kompleksowa nad nim opieka.

Ludzi z nadwagą przybywa w zastraszającym tempie. Anna Felińczak z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu badała wrocławskie dzieci w wieku szkolnym. Z jej raportu wynika, że 30 procent uczniów ma problem z nadwagę. Zdaniem badaczki, wszystko zaczyna się już we wczesnym dzieciństwie. - Mówimy, że jak dziecko jest okrągłe, to jest dobrze odżywione, a to może być początek otyłości. Otyłe dziecko ma duże szanse wejść w dorosłość także z nadprogramowymi kilogramami - wyjaśnia Felińczak.

Anna Geryn
Anna Geryn
Radio Wrocław
Wyobraźmy sobie, że zakładamy na grzbiet kombinezon ważący 100 kg. Tak dociążeni staramy się normalnie żyć. Wejść na czwarte piętro, podejść do sklepu, wsiąść do tramwaju, czy autobusu, wstać z fotela, schylić się żeby założyć buty, wziąć kąpiel, pobawić z dzieckiem. I wszystko w tym kombinezonie. Niezbyt kuszące? Naprawdę chcemy wierzyć w to, że ktoś godzi się na taki ciężki los, bo lubi sobie zjeść, więc wpisał sobie ten „mały” dyskomfort w koszta? Prof. Mariusz Wyleżoł od lat zajmujący się leczeniem otyłości przekonuje, że może jest zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażamy. Otyłość nie jest pochodną nadmiernego jedzenia, odwrotnie - to pochłanianie bez umiaru jest spowodowane wadliwym działaniem greliny. Czyli u podstaw leży choroba zwaną otyłością. A skoro choroba(od 1996 roku oficjalnie), to może trzeba leczyć? Już się powoli uczymy, że mówienie człowiekowi w depresji „weź się garść” rzadko powoduje u niego gwałtowny przypływ chęci do życia. Skąd więc ciągła wiara w moc słów: musisz schudnąć? Dlaczego sami lekarze potrafią pacjentowi powiedzieć - proszę zrzucić trochę kilogramów, ale nie mogą już pokazać jak to zrobić? Połowa Polaków cierpi na nadwagę i otyłość. Wydają miliony złotych na rozpaczliwe próby pozbycia się ciężaru, który im na co dzień towarzyszy. Może czas na systemowe (bariatra, dietetyk, psycholog, endokrynolog) i refundowane działania zgodne ze współczesną wiedzą medyczną? Inwestowanie w leczenie otyłości wydaje się w ostatecznym rozrachunku mniej kosztowne niż finansowe dźwiganie skutków zaniechania tej terapii.

No to sprawdzamy, co lubią jeść dzieci we wrocławskich szkołach? - Lizaki, żelki, bułki słodkie - wymieniają bez chwili zastanowienia uczniowie. I tak mamy gotowych pacjentów - dietetycy z pewnością będą mieli co robić. Niestety, specjaliści, którzy profesjonalnie zajmują się ustawianiem diety, nie są refundowani przez NFZ - Joanna Mierzwińska z Funduszu odsyła gdzie indziej. - Naszym drogowskazem po systemie opieki zdrowotnej jest lekarz rodzinny, on nas powinien skierować do odpowiedniego specjalisty- do poradni chorób metabolicznych, endokrynologa, diabetologa, a nawet psychiatry - opisuje Mierzwińska.

Jeśli jednak nie znajdą się systemowe rozwiązania, problem będzie narastał. - Ci pacjenci pozostają sami sobie, muszą iść do dietetyka, muszą zapłacić kolejne pieniądze. Ciężko samemu zbilansować dietę - przekonuje Anna Felińczak.

fot. www.comunitycommons.org

Szpital w Polanicy organizuje specjalny zespół , który pomoże choremu po powrocie do zdrowia. Za 40-latka kciuki trzyma cały zespół, on sam nie chce rozmawiać z nikim spoza personelu. - Czuje się nieco lepiej, staramy się go wspierać, bywają cięższe chwile. Ale nie ma innego wyjścia - my walczymy, on musi walczyć razem z nami. Nikt nie chciałby spędzić reszty życia w łóżku, zdany na innych - mówi Violetta Kuc.

Posłuchajcie całego materiału:

Otyłości nie dotyczy już tylko marginesu społeczeństwa. Około półtora miliona Polaków zmaga się z tym problemem. W wielu przypadkach dochodzi nie tylko do skrajnego nadwyrężenia zdrowia, ale też zagrożenia życia. Do końca nie wiadomo, ile osób cierpi na skrajną otyłość - która jest najbardziej niebezpieczna - mówi gość Radia Wrocław Magdalena Gajda społeczny rzecznik praw osób chorych otyłość. Otyłość dotyczy przede wszystkim krajów wysokorozwiniętych. Stanowi problem społeczny, a w przyszłości może przyjąć rozmiary epidemii i uważana jest za jedno z zagrożeń cywilizacyjnych rozwiniętych społeczeństw.

Posłuchajcie całej rozmowy z Magdaleną Gajdą:

cz. I

cz.II

Reklama

Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~pani2015-02-25 12:16:23 z adresu IP: (78.8.xxx.xxx)
zgadzam się z Wawrzyńcem. winni są rodzice i to jakich nawyków żywieniowych uczą swoje dzieci. u mnie w domu zawsze królowały owoce, warzywa, smaczne zupy i nie tylko, były też i "tłuste" kotlety itp. sportu rodzice nie uprawiali, ale był inny wysiłek fizyczny - prace na działce. natomiast my dzieci większość czasu spędzaliśmy na dworze grając w piłkę, były skakanki i kabel, były i rowery. były też i słodycze, nikt nikomu nie żałował czekolady, słodkiej bułki czy lizaka. komputery też były i internet choć początki, jednak wszyscy woleli siedzieć na trzepaku a nie kisić się w domu.
~Wawrzyniec2015-02-25 08:37:42 z adresu IP: (83.27.xxx.xxx)
Słucham i słyszę że wszyscy winni tylko nie rodzice. Otóż przyczyna otyłości w wśród dzieci nie są sklepiki szkolne tylko właśnie niemądrzy rodzice. Dziecko nie zarabia i nie dysponuje własną gotówką, a pieniądze na zakupy w sklepiku dają mu rodzice i to rodzice są wstanie regulować wielkość zakupów, reagować w sytuacji zagrożenia wzrostem wagi bo wagę trzeba kontrolować. Po drugie, jaki wzorzec ma dziecko widząc codziennie tatkę swego przed telewizorem z piweczkiem, przekąską i doskonale rozwiniętym mięśniem piwnym? Tatko sportu nie uprawia no to dzieciak prawdopodobnie tez nie będzie.
~o rety...2015-02-25 11:45:33 z adresu IP: (193.106.xxx.xxx)
Zgadzam się w 100% Zawsze lepiej zwalać winę na innych a rodzice są tacy biedni i niewinni. ... a przeklinanie dzieci wynoszą z przedszkola, bo tak je uczą panie przedszkolanki...
~sowa2015-02-25 09:57:23 z adresu IP: (78.9.xxx.xxx)
Zgadzam się absolutnie!