Książki roku 2008: proza

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2008-12-29 16:38 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
Książki roku 2008: proza -

To nie jest kraj dla ludzi, którzy nie czytają książek - można by sparafrazować tytuł jednego z filmowych przebojów roku. Jeśli się spogląda na listę tegorocznych premier na księgarskim rynku. Ale oczywiście społeczeństwo wie swoje, choć, jak mówi Jan Nowicki, nigdy nie ma racji, i czyta rzadko. A gdy już czyta, to, jak wskazują listy bestsellerów, rzeczy raczej niewarte uwagi. A 2008 rok przyniósł trochę dobrej literatury.

Przy okazji filmu Juliana Schnabla wydano u nas powieść „Skafander i motyl" napisaną przez sparaliżowanego Jeana-Dominique'a Bauby'ego. Dyktując tę książkę młodej sekretarce, autor podzielił się doświadczeniem absolutnie wyjątkowym, co w sztuce zawsze się liczy, a twórczości nadaje znaczenie. Swoją wagę ma też „Droga" coraz bardziej u nas znanego Cormacka McCarthy'ego, amerykańskiego laureata Pulitzera. Rzecz emocjonalna i męska, we współczesnym świecie literatury rozpiętej między gustem elity a upodobaniem tłumu coś łączącego. McCarthy nie opisuje niczego na wskroś oryginalnego, ale język, jakim przedstawia historię wędrówki ojca i syna przez krajobraz po wojnie, domaga się najwyższej uwagi. Hemingway z Faulknerem w jednym. Kiedyś będzie Nobel.

Nasz najnowszy noblista Le Clezio zaistniał w tym roku w Polsce „Uranią", ciekawą i przestrzenną powieścią o sprawach istotnych dla cywilizacji, ale nie zdobył nawet tej grupki nowych fanów, jaką zauroczył kilka lat temu podobnie wtedy tajemniczy dla polskich czytelników Pamuk. Zdaje się, że Szwedzi jednak przesadzili z afirmacją prozy rzetelnej, lecz niewybitnej. Dużo lepiej się czytało kolejne pozycje ze spuścizny Maraiego. Gdyby ktoś zrobił taką ankietę, węgierski mistrz byłby jednym z tegorocznych zwycięzców plebiscytu na ulubionego autora Polaków. Tragizm zbrodni, zdrady, miłości, losu, systemu, czasu to najwyrazistsze tematy książek autora chorego na geograficzną i wewnętrzną emigrację. Coś dla ponadczasowego człowieka, który szuka w literaturze nieudawanych emocji.

Prywatnie mam słabość do ukraińskich klimatów literackich. Ucieszyłem się więc z autobiograficznego wyznania Jurija Andruchowycza („Tajemnica"), rozśmieszył mnie lekki w formie i pomysłowy w treści „Ahatanhel" Natalki Śniadanko. Najmocniejszym punktem „Tajemnicy" nie jest jednak odkrywanie meandrów życia autora ważnego na współczesnej mapie literatury środkowoeuropejskiej, tylko opowieść o jego czytelniku. Podobnie wychowanym lub naznaczonym niepowtarzalnym duchem krańców Europy. „Ahatanhel" to z kolei i zwierciadło prowincji, i powieść z oddechem tożsamościowym, narodowym, kulturowym, a przede wszystkim fenomenalna zabawa.

Zainteresował mnie również Jerzy Franczak, którego „Przymierzalnia" zdążyła zebrać cięgi za chroniczną megalomanię zawartą w dziejach młodego poety bez życiowego przydziału, testującego role do odegrania jak się przymierza ciuchy przed ich kupieniem. Ale w "Przymierzalni" łatwo się odnaleźć, współodczuwać, czytając ten podszyty lękiem przed podjęciem poważniejszej decyzji monolog. Wolę szczerego i niedojrzałego bohatera Franczaka niż postacie z przegotowanej „Balzakiady" Dehnela czy zmanierowanych „Ruchów" Shutego.

Dużo się u nas wydaje i dużo dobrego. Nie sposób też ogarnąć całości rynku, trzeba wybierać. Najlepiej osobiście, w jednej z tych przyjaznych księgarni, gdzie na skórzanym fotelu lub tapicerowanej kanapie można poczytać zanim pójdziemy do kasy. Bo do tego, że warto czytać nie muszę nikogo przekonywać. Mam nadzieję.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI


Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~ian2008-12-30 16:16:45 z adresu IP: (62.233.xxx.xxx)
zgadzam się strasznie :-) Baby jest niezwykły, a McCarthy wielki i będzie Noblem oj będzie, chyba, że to prawda z noblowską amerykanofobią. I będzie też Marquez nowy z Adingi ('BIały tygrys")