Jazztopad: Jason Moran zagrał specjalnie dla Wrocławia [SŁUCHAJ]

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2016-11-18 09:05 | Zmodyfikowano: 2016-11-18 09:05

Zanim w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki pojawił się Moran, lekko po 17.30 na Placu Wolności nastąpiło odsłonięcie tablicy pamiątkowej dedykowanej Waynowi Shorterowi. Gigant jazzu, wieloletni współpracownik Milesa Davisa, założyciel przełomowego nie tylko dla tego gatunku Weather Report, mimo podeszłego już wieku i nie najlepszego zdrowia, obdarzył zgromadzonych zwartą, blisko 8 minutową historiozoficzno-muzyczną przemową.

Już dzisiaj nastąpi jej kontynuacja w formie muzycznej. O 19 usłyszymy specjalną kompozycję, jaką na zamówienie tegorocznego Jazztopadu napisał Shorter. Na scenie będą mu towarzyszyć Danilo Perez (fortepian), John Patitucci (kontrabas), Brian Blade (perkusja) oraz LutosAir Quint. Repertuar programu „The Unfolding”powstał na specjalne zamówienie The John F. Kennedy Center for the Performing Arts, Opening Nights Performing Arts at Florida State University, Monterey Jazz Festival oraz Narodowego Forum Muzyki.


Ideą Jazztopadu jest świętowanie, a świętowanie wymaga czegoś niezwykłego. Jason Moran przygotował specjalną kompozycję, poświęconą i zainspirowaną Wrocławiem: „Wind”. Blisko godzinny, wielowątkowy utwór, naznaczony został poszukiwaniami ważnych miejsc dla wrocławskiego jazzu takich jak Pałacyk, Nadodrze. Nie tylko tekstura muzyczna została naznaczona Wrocławiem, również w scenografii koncertu mocno odbiły się kolory wielokulturowego Miasta Spotkań. Duża rolę odegrać miały firanki, którymi Moran był wyraźnie zafascynowany, dając temu wyraz na przed koncertowym spotkaniu autorskim (nie mniejszy zresztą niż twórczości Kamasiego Washingtona i Kendricka Lamara).

Po nim, tym razem już na scenie pojawił się Moran wraz z muzykami, którzy zainstalowali się w trzech namiotach, przeszłoniętych zarzuconymi nań firankami. To właśnie one odgradzały muzyków The Bandwagon (Tarus Mateen – kontrabas, Nasheet Waits – instrumenty perkusyjne oraz Marvin Sewell – gitara) i Jazztopad Festival Ensemble (Piotr Damasiewicz – trąbka, Szymon Klekowicki – helikon, Dawid Lubowicz – skrzypce, Mateusz Smoczyński – skrzypce, Krzysztof Lenczowski – wiolonczela, Marta. Niedzwiecka – pozytyw, Michał Tomaszczyk – puzon basowy) od widowni.
I może to i lepiej, bo dzięki temu free jazzowa improwizacja, której zdarzało się z impetem wkroczyć między spokojnie prowadzony dialog fortepianu lidera z resztą ensemblu, wybrzmiała z mocą w naszych uszach, odciążając oczy od śledzenia tego co działo się na scenie. A muzycznie działo się bardzo dużo, bo choć program kozpozycji był dopracowany w szczegółąch, skomponowany i zaaranżowany z rozmysłem, to stwarzał momentami wrażenie improwizacyjnej swobody. Autorski pomysł na „Wind” momentami był pojedynkiem gitary z lawiną smyczków, ale kiedy wszystko mogło wydawać się zbyt rozwichrzone i niespójne, spokojny dźwięk fortepianu Morana brał wszystko w karby.

Z jednej strony jeszcze przed premierą muzyk opowiadał: „Gdy rozglądałem się po Wrocławiu, zauważyłem moc kryjącą się w codziennej scenerii: oknach, drzwiach, ścianach, zasłonach. Te proste elementy architektury mówią mi o mieszkańcach i o tym, jak wchodzą oni w interakcje. Byłem przybyszem w mieście – to pozostawało wyczuwalne, i myślę, że wszystkim nam to do pewnego stopnia odpowiadało”. Utwór w zamierzeniu artysty miał być odczytany jako muzyczny symbol „wiatru” oraz jako określony imperatyw „nakręcania”. W tym szczególnym wypadku, chodzi o kulturę osiągającą szczytowy punkt rozwoju, w momencie kiedy podziemne społeczności decydują, że czas zresetować zegarek i „nakręcić” wszystko od nowa. Jeszcze jedna wskazówka, Chicago czyli nieformalna stolica polskiej diaspory, tzw. „Wietrzne Miasto”, o którym urodzony w Houston muzyk powiedział, że jest jego drugim domem.

Jazz to dla wielu najpiękniejsza z form muzycznej wypowiedzi. I chociaż po koncercie słyszałem głosy, że brak kontaktu wzrokowego między widownią a zespołem nie pomagał w przyswojeniu tej muzyki, to ja podpiszę się pod słowami nieznanego mi słuchacza, który stwierdził z uśmiechem, że „jazz łączy jak miłość, często na całe życie”. I ta muzyka, mimo że nie oczywista i wymagająca skupienia, wraz z oszczędną scenografią skąpaną w klimatycznych, wygaszonych kolorach rzuconego nań światła, była fascynująca. Zupełnie jak miłość, która przecież nie zawsze jest łatwa?


Na dokładkę, Jason Moran. Artysta, który po koncercie był zmęczony i szczęśliwy zarazem. Kilka minut wspólnych zdjęć i podpisywania płyt, zakończyło się również kilkoma zdaniami, jakie miał dla nas.

O Jazztopadzie:

Ten festiwal kladzie szczególny nacisk na nowe rzecz, tworzące emocjonującą serię utworów zamówionych właśnie na tę edycję. To też nowy utwór [„Wind”- MK]. Dla mnie to ważne.

Co czułeś będąc odgrodzony tą kurtyną? Skumulowaną energię?

Kurtyna odgradzając, tworzy nową rzeczywistość. Wymiana energii, która ma miejsce na scenie, rozgrywa się pomiędzy muzykami, zależymy od niej. Dopiero potem dociera do słuchaczy. „Wind” to utwór, który nie ma wyraźnie zarysowanego początku i końca, po prostu pędzi. To było świetne uczucie, miałem wrażenie że jesteśmy tam sami.

Kontynuując temat „Wind”:

Lubię grać dla publiczności, która słucha z takim skupieniem. To sprawia, że musisz bardzo szczegółowo zaplanować swój przekazać. Ta kompozycja nie ma przerywników, jest bardzo zwarta, a tematy bardzo szybko przechodzą jeden w drugi. Wierzę, że przez jakiś czas publiczność będzie miała o czym myśleć.

A tych pozdrowień dla słuchaczy i widzów koncertów tegorocznego Jazztopadu, chyba tłumaczyć nie trzeba :)

 


Komentarze (3)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~kleo2016-11-18 21:40:15 z adresu IP: (79.187.xxx.xxx)
Wtyd i żenada. Zapowiadający się piękny wieczór ze wspaniałą muzyką w niezwykłym wnętrzu Forum został oszpecony i zepsuty siermiężną, przaśno-chińską scenografią w najgorszym wydaniu. Który kretyn to wymyślił? I jakie to było nawiązanie do naszego miasta??? Konsternacja obecnych na koncercie była niemal namacalna. Napięcie jakie towarzyszyło mi w oczekiwaniu, że ten scenograficzny koszmar jakimś cudem zniknie, skutecznie zepsuło mi ten magiczny czas. Stracona szansa, wielki żal.
~SlawKo2016-11-18 08:51:13 z adresu IP: (78.8.xxx.xxx)
Cieszę się, że artysta dobrze się bawił, ja niestety nie. Wymiana energii, która, jak twierdzi Moran, miała miejsce na scenie, nie przedarła się do publiczności słuchającej, moim zdaniem, nie w skupieniu ale w konsternacji. Nie było nam dane uczestniczenie w misterium powstawania dźwięków obserwując jak rodzą się pod palcami artystów w kontakcie z instrumentem. W zamian można było przez ponad 70 minut obserwować kolorowe plamy świetlne. Dla mnie to nie do przyjęcia. Koncert nadawał się, co najwyżej, na transmisję radiową, a podglądanie przez firankę pozostawmy miłośnikom takiego spędzania czasu. We mnie ten zafirankowy kontakt wywoływał jedynie narastającą irytację, przez co nie mogłem cieszyć się muzyką. To pierwszy koncert, że nie widziałem artystów aż do finału, po którym wyszli z ukrycia na chwilę "nagrodzeni" marnymi brawami.
~miniu562016-11-18 12:48:25 z adresu IP: (46.229.xxx.xxx)
Zgadzam się ,że jeśli chce się występować dla publiczności to trzeba z nią wejść w interakcję albo pozwolić audytorium uczestniczyć w procesie tworzenia, podczas wykonywania utworów. Nie było nam dane uczestniczyć w koncercie w pełni. Przepiękną muzykę rozpraszał widok ohydnych namiotów( skojarzenia z jarmarkiem). Nawet ciekawa gra świateł na tle inscenizacji z firanek nie zastąpi oglądania na żywo emocji muzyków podczas gry na instrumentach. Ciekawe ,że kamerzyści zaglądali do środka namiotów od tyłu sceny, my audytorium nie mieliśmy takiej możliwości. Odgrodzenie się od publiczności jest chyba słabym pomysłem. Po koncercie rozmawiałam z kilkoma znajomymi( 8 osób) i każdy miał takie zdanie. Szkoda bo muzyka cudowna.