Wrocławski sąd potraktował misia Mago jako rezerwuar genów? (Komentarz)

Dominik Panek | Utworzono: 2008-07-16 21:19 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Sąd uznał wczoraj (15 lipca 2008 r.), że - co prawda - niedźwiedź żył w złych warunkach, ale ówczesny dyrektor robił wszystko, żeby to zmienić. Tyle że mu nie wyszło. Niedźwiedź miał pecha, więc niemal 10 lat spędził w betonowym bunkrze.

Argumenty sądu były takie: Antoni Gucwiński nie miał pieniędzy na stworzenie bezpiecznego wybiegu, a te istniejące nie nadawały się, bo nie gwarantowały bezpieczeństwa zwiedzającym. Dodatkowo żaden z europejskich ogrodów nie chciał niedźwiedzia wziąć za darmo.

Jednak sędzia Anna Orańska-Zdych nie wzięła pod uwagę koronnego argumentu oskarżyciela - Fundacji Viva - o możliwości wazektomii niedźwiedzia. W takim przypadku Mago przestałby być agresywny i mógłby mieszkać ze swoim rodzeństwem (wcześniej była obawa kazirodztwa). Dla pani sędziny ważniejsze od wolności (no, powiedzmy, że jakiejś namiastki wolności) i godnego życia zwierzęcia był rezerwuar genów. Mówiąc wulgarnie - potraktowała żywe zwierzę jak magazyn spermy, tak jak wcześniej zrobił to Antoni Gucwiński. To takie staroświeckie myślenie, gdzie zwierzę jest zawsze na drugim miejscu.

Ale skupię się na samym procesie. Nie wydaje mi się, by był on prowadzony sprawiedliwie. Pozwalam sobie na taką uwagę, bo chodzę na procesy od wielu, wielu lat i wiele widziałem. Byłem na każdej rozprawie Antoniego Gucwińskiego bo wydaje mi się, że to jego stronę brał sąd. Już samo odrzucenie ostatnich wniosków Fundacji Viva o ponowną wizję lokalną i sprawdzenie, ile w rzeczywistości wysokości miała klatka i czy niedźwiedź mógł się tam wyprostować, było skandaliczne.

Przecież to była jedna z najważniejszych kwestii. Sędzia stwierdziła, że to jest jasne (mimo sprzecznych zeznań świadków - pracowników zoo), zaś sam wniosek zmierza do przedłużenia procesu. A dlaczego Viva miałaby przedłużać? Fundacji zależało na wyjaśnieniu tej sprawy, nie czerpie żadnych korzyści z przedłużania procesu. A teraz jeszcze po porażce musi zwrócić Antoniemu Gucwińskiemu koszty jego obrony - 3 tys. zł. Niezły pstryczek w nos, prawda?

Podobnie sąd nie reagował na skandaliczne zachowanie biegłego prof. Dubiela, który mrugał okiem w czasie składania zeznań do oskarżonego i co tylko powiedział - szukał u niego akceptacji. Pisałem o tym zresztą kilka tygodni temu. Nieuznanie zeznań głównego świadka - zwolnionego z zoo pracownika - też było skandaliczne. Przecież ci świadkowie, którzy nie pracują już w ogrodzie, jasno mówili, że bali się mówić prawdę w czasie, gdy byli tam zatrudnieni.

Obawiam się, że gdyby nie Kasia Lubiniecka z "Gazety Wyborczej Wrocław", która jako pierwsza ujawniła losy niedźwiedzia, Mago do tej pory siedziałby w bunkrze, a Antoni Gucwiński dalej byłby dyrektorem. Zresztą trzeba zaznaczyć, że były dyrektor (i jego żona) kochał zwierzęta, zrobił bardzo dużo dobrego dla zoo. Tyle że w naszych czasach zoo potrzebuje nowoczesnego menadżera. I takim jest nowy dyrektor Ratajszczak. Wystarczy zresztą przeczytać o jego dokonaniach. Niewątpliwie na wczorajszym wyroku ta sprawa się nie skończy.

Viva już zapowiedziała apelację...

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.