Wrocław: Biskup Aleppo podziękował za pomoc

, E. Osowicz, El, BT | Utworzono: 2017-11-05 07:55 | Zmodyfikowano: 2017-11-03 12:51
Wrocław: Biskup Aleppo podziękował za pomoc - Fot: A. Owczarek/E. Osowicz/ DUW
Fot: A. Owczarek/E. Osowicz/ DUW

"Dzięki Wam czujemy, że nie jesteśmy sami" - mówił podczas mszy świętej we Wrocławiu biskup Georges Abou Khazen z Syrii. Duchowny przyjechał ze zniszczonego wojną Aleppo, aby podziękować za wsparcie w odbudowie tamtejszego szpitala. Podczas charytatywnej zbiórki zainicjowanej przez Metropolitę Wrocławskiego udało się zebrać ponad milion sto tysięcy złotych. Biskup dziękował nie tylko za pieniądze, ale także za wsparcie moralne. - Wiedząc, że jest jakiś brat czy siostra, który o mnie myśli, który się martwi, modli się za mnie, nie pozwala myśleć, że jesteśmy mniejszością  opuszczoną przez wszystkich, ale pozwala czuć się, jako członkowie wielkiej rodziny, którą jest kościół. Dziękuję za to - podkreślał w czasie homilii biskup Georges Abou Khazen.

Wierni nie mieli wątpliwości, że trzeba pomagać potrzebującym w Syrii. - Bardzo szlachetny cel, wiadomo, każdy z nas stara się jakoś pomóc, ten co jest w stanie finansowo, to da na tacę, zrobi przelew, ten co nie jest w stanie, to wspiera modlitwą. Fajnie, że kościół się włącza, w czasie mszy było widać, że ta pomoc istnieje - mówił jeden z mężczyzn.

- Zbieraliśmy już na Aleppo kilkakrotnie, ludzie byli ofiarni, a myślę, że dzisiaj, kiedy ksiądz biskup dał takie świadectwo, to ta pomoc będzie jeszcze ofiarniejsza, jeszcze większa. Człowiek przyjechał stamtąd, opowiedział o potrzebach, podziękował za ofiarność, wtedy się serce bardziej otwiera - mówił ks. Czesław Majda, proboszcz parafii pod wezwanie Maksymiliana Kolbego 

Biskup Aleppo wygłosił dziś jeszcze homilie w dwóch wrocławskich parafiach, między innymi w Katedrze pod wezwaniem. św. Jana Chrzciciela. Tam też o godz. 18.30 zaplanowano wielki finał akcji z koncertami. Mszy w Katedrze przewodniczył arcybiskup Józef Kupny, Metropolita Wrocławski. Po nabożeństwie, wraz z ks. Waldemarem Cisło ze Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, wręczył symboliczny czek biskupowi Aleppo. Następnie odbył się koncert „W hołdzie męczennikom XXI w."

Od marca do końca czerwca udało się zebrać milion sto tysięcy złotych na zakup sprzętu i wyposażenie szpitala Świętego Ludwika w syryjskim mieście. Zbiórkę ogłosiły cztery Kościoły chrześcijańskie z Dolnego Śląska: katolicki, ewangelicko-augsburski, prawosławny i greckokatolicki. Zaangażowały się w nią, oprócz dolnośląskich władz wojewódzkich i samorządowych, również najważniejsze w regionie instytucje kultury, edukacji i biznesu. Więcej o akcji w Rozmowie Dnia opowiadał ksiądz Rafał Cyfka z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, które koordynowało akcję w Aleppo.

Posłuchaj całej rozmowy:

Dariusz Litera: Co udało się kupić za zebrane pieniądze?

Ksiądz Rafał Cyfka: Przede wszystkim to co jest najbardziej potrzebne. Solidny agregat prądotwórczy, który może w mieście w którym brakuje prądu, ponieważ zniszczenia, które są jeszcze na długi czas pozbawią mieszkańców stałych dostaw prądu, w szpitalu bez prądu nie da się zrobić nic. Ani operacja, ani podtrzymywanie przy życiu, ani podtrzymywanie noworodków w inkubatorach. Pierwsze co to jest agregat prądotwórczy, a druga to jest oczyszczalnia wody. Żeby woda skażona, bardzo mocno schlorowana, żeby mogła być zdatna do spożywania, zdatna do podawania chorym, zdatna do oczyszczania ran czy przeprowadzania operacji. To są najbardziej potrzebne rzeczy i te rzeczy już tam na miejscu powoli zaczynają funkcjonować.

Czyli ten sprzęt, który został kupiony po zbiórce już działa? Już ratuje życie i zdrowie?

Tak, szpital w ogóle w jakiejś części już działał zaraz po zakończeniu wojny. Teraz chcemy go w 100% przywrócić mieszkańcom Aleppo. Kiedy byłem w tym szpitalu w marcu tego roku, to widziałem już działające oddziały, na których leżeli pacjenci korzystający z solidnej opieki medycznej. Opieka medyczna w tych działających oddziałach jest na naprawdę wysokim poziomie i specjaliści, którzy pomagają tam ludziom są bardzo dobrze przygotowani do tego tę pomoc fachową udzielać i ta pomoc już szła. Oczywiście na tyle na ile była możliwa przy braku sprzętu i przy braku solidnego agregatora i oczyszczalni wody. Co ważne to to, że ci którzy w większości korzystali z pomocy medycznej w tym szpitalu to byli muzułmanie. Tak więc możemy być spokojni, że ta pomoc nie jest dedykowana tylko chrześcijanom, bo od chrześcijan płynie. Nie. Ona jest dla wszystkich potrzebujących i każdy kto tam się zgłosi taką pomoc otrzyma.

Dlaczego "Dar dla Aleppo" był wyjątkowym wydarzeniem? Czy chodzi o ten ekumeniczny wymiar akcji zainicjowanej przez cztery kościoły chrześcijańskie z Dolnego Śląska: katolicki, ewangelicko-augsburski, prawosławny i greckokatolicki czy o coś więcej?

To też, że potrafimy być jednością jako chrześcijanie i działać wobec braci cierpiących. Braćmi nie nazywamy tylko chrześcijan, ale każdego człowieka, który cierpi. To też w kontekście tego co dzieje się w naszej ojczyźnie. Ta akcje zrodziła się na krótko po potężnym sporze politycznym czy grze politycznej, kiedy to prezydent Sopotu chciał zabierać stamtąd dzieci. Rząd rzekomo nie chciał się zgodzić na ich przyjęcie. Była utarczka polityczna i tak naprawdę nie działo się nic. Ksiądz arcybiskup Józef Kupny zaproponował "to zróbmy coś razem, zróbmy coś solidnego, zróbmy coś tam na miejscu, żeby pomóc". Skoro 10 osób jesteśmy w stanie wyleczyć na miejscu za cenę, którą pokrywamy lecząc tutaj na miejscu jedną osobę, stąd warto leczyć tam na miejscu. Stąd ta akcja jest wyjątkowa. Kiedy niektórzy się kłócą niepotrzebnie wzniecając spory i waśnie, zrodziło się działanie pokazujące jedność. Przypomnijmy, że dar dla Aleppo to no nie tylko dar jedności chrześcijańskiej. To akcja jedności całego Dolnego Śląska, bo nie tylko kościoły włączyły się w tę akcję, ale także urzędy, warsztaty rzemieślnicze, samorząd województwa, świat kultury, świat biznesu. To są niesamowite gesty jedności i miłości wobec tam cierpiących ludzi. Działamy ponad podziałami, działamy razem. Dlaczego? Bo ucierpiał człowiek. To jest coś pięknego. Ta akcja roznosi się po Polsce. Teraz mamy podobną akcję "Lubelszczyzna dla Syrii" w której to mieszkańcy Lubelszczyzny składają się na odbudowę mieszkań. Sześć tysięcy mieszkań chcą odbudować w Syrii. To jest kolejny piękny gest, który poszedł za tą inicjatywą zrodzoną tutaj na Dolnym Śląsku i za to ogromna wdzięczność księdzu arcybiskupowi metropolicie wrocławskiemu, wszystkim biskupom kościołów chrześcijańskim, też władzom miejskim i wojewódzkim i tym wszystkim, którzy z dobroci swojego serca włączyli się w tę akcję.

Ksiądz był na miejscu w Aleppo. To było kiedyś piękne miasto, tętniące życiem. Jak teraz wygląda to życie w trudnych warunkach? Mówił ksiądz o zakończeniu wojny. Czy ona rzeczywiście skończyła się w tym mieście?

Wojna jak wiemy w Syrii się nie skończyła. Skończyła się w Aleppo w sensie takim, że przestały być prowadzone działania wojenne. Kraj cały czas jest w stanie wojny. Kiedy stałem w centrum miasta na starym, zniszczonym, zbombardowanym bazarze, jeden z księży, którym nam towarzyszył powiedział "Wiesz, że przed wojną Aleppo był nazywane Paryżem Bliskiego Wschodu?". Powiedziałem, że nie. "Nawet teraz tego nie widać i chyba nigdy nie będzie to widoczne" - odpowiedział. Miasto, które było przepięknym, tętniącym życiem miastem wielokulturowym, wieloreligijnym, miastem w którym działały kawiarenki i restauracje w których ludzie się spotykali. Jeden z chrześcijan powiedział kiedy w 2011 roku powstawała tzw. rewolucja czy pseudorewolucja, bo oni tak ją nazywają, myśmy nie wierzyli, że cokolwiek się w Syrii wydarzy. Ten kraj by zjednoczony, wszyscy ludzie żyli razem. Muzułmanie i chrześcijanie potrafili współistnieć obok siebie. Nagle pojawił się koszmar, który odebrał ludziom wszystko. Dzisiaj kiedy się patrzy na zniszczone budynki to rodzi się pytanie, jak w ogóle do tego można było dopuścić? Jak to mogło stać się w kraju w którym wszyscy żyli ze sobą w zgodzie? Niepotrzebny był cały ten konflikt i ta wojna, która nigdy nie była wojną domową. To jasno trzeba mówić. Próbowano nam to przez wiele lat w Europie wmawiać. Od początku był to konflikt wywołany z zewnątrz - więc nigdy nie mógł być wojną domową - który odebrał tym ludziom godność, odebrał bliskich, odebrał ich domy. Teraz to co możemy tym ludziom dać, z takiej solidarności i miłości czysto ludzkiej, to pomóc im wracać do normalności.

Ten powrót do normalności może być długotrwały. Czego teraz najbardziej potrzeba w Aleppo?

Prądu i czystej wody. Drugą rzeczą są miejsca pracy. To też próbujemy robić, otwierać małe warsztaty rzemieślnicze, piekarnie, zakłady krawieckie, żeby przekazywać je miejscowym ludziom, żeby mieli miejsce pracy, zajęli się czymś i pracowali na swoje utrzymanie. Pomoc to nie tylko dać ludziom przysłowiową rybę, ale przede wszystkim sensownie pomagać to dać ludziom wędkę. To m.in staramy się robić jako Pomoc Kościołowi w Potrzebie czy jako organizacje chrześcijańskie inne działające tam w Syrii. Kiedy tam byłem to rozmawiałem z 41-letnim chrześcijaninem, który przed wojną w Syrii w Aleppo pracował w piekarni. Kiedy zaczęło się bombardowanie uciekł do Tartuz, miasta w zachodniej części Syrii. Kiedy zakończyło się bombardowanie wrócił do Aleppo i prosił o pomoc. Padło pytanie "Co robiłeś przed wojną?". Okazało się, że pracował w piekarni. Został zakupiony więc sprzęt i wynajęte miejsce i ten człowiek prowadzi piekarnie i zatrudnia innych ludzi. Powoli to wszystko zaczyna się nakręcać. Ci ludzie, którzy przeżyli traumę też nie mają czasu myśleć o tym co się wydarzyło. Ta pomoc w utrzymaniu siebie, prowadzeniu normalnego życia pomaga im normalnie funkcjonować. To jest też kobieta, która prowadzi sklep spożywczy w bombardowanej dzielnicy. Posłuchaliśmy jej historii. W tej wojnie straciła już siedmioro swoich bliskich. Na dwa tygodnie przed naszym przyjazdem wojsko Asada wzięło z ulicznej łapanki dwóch jej najmłodszych synów i wywiozło ich wtedy w okolice Rakka na pierwszą linię frontu. To jest niesamowite kiedy słyszy się od kobiety, która straciła już siedmioro członków swojej rodziny, a teraz dwóch ostatnich synów zostało wziętych na wojnę i ona powiedziała "Ja już nie mam nadziei ich zobaczyć". Tą jedyną nadzieją na normalne funkcjonowanie jest ten sklep. Ona ma na razie dla czego żyć, a miejmy nadzieję, że ci synowie wrócą i będzie miała dla kogo żyć.

Czyli takie przywracanie sensu i wiary w to, że rzeczywistość może być normalna.

Tak. Cała ta akcja "Dar dla Aleppo" jest też przywracaniem sensu. Jak daje się tym ludziom szpital, to daje się tym ludziom sens. Sens walki o zdrowie, o życie o normalność. Dla nas jest trudne do wyobrażenia, kiedy w czerwcu byliśmy ponownie to dowiedzieliśmy się od miejscowych ludzi co się dzieje. To było pięć miesięcy po zakończeniu działań wojennych. Nagle u jakiejś części ludzi zaczynają się dziać niesamowite rzeczy ze zdrowiem. Nagle zaczynają puchnąć, pojawia się roztrój organizmu i zaczynają umierać. Okazuje się, że zaczynają puszczać emocje, coś co trzymało przez miesiące. Stąd też szpitale są miejscem w którym ludzie mogą zacząć normalnie się leczyć. To co chcemy teraz też robić, to wziąć młodych ludzi w okresie podejmowania studiów i wysłać ich na studia z psychoterapii, psychologii i psychiatrii do Włoch, żeby po 4-5 latach wrócili do Syrii, kiedy tak naprawdę zaczną wychodzić wszystkie konsekwencje tego co Ci ludzie przeżyli w Aleppo, żeby byli w stanie pomagać tamtym ludziom.

W niedzielę bardzo ważna uroczystość we Wrocławiu. Biskup Aleppo będzie osobiście dziękował. To jest takie pokazanie, że bardzo ważny był ten gest z Wrocławia i Dolnego Śląska? Przecież biskup z pewnością nie jeździ po całym świecie gdzie organizowano różnego rodzaju akcje charytatywne.

To jest gest ogromnej wdzięczności nie tylko wobec Dolnego Śląska, ale wobec Polaków. Trudno jest to usłyszeć w Polsce czy w Europie. Słyszymy tylko cały czas, że my Polacy jesteśmy nieczuli, że się zamykamy, że nie dbamy nawet o naszych współbraci w wierze. Co jest kłamstwem tak naprawdę. Niewielu z nas wie, że na jednym z kontenerów mieszkalnym w Erbilu, gdzie znalazło schronienie 13 tysięcy chrześcijańskich rodzin wygnanych przez ISIS w roku 2014 z terenów równiny Niniwy i Mosulu. Na jednym z kontenerów wisi Polska flaga zawieszona nie przez Polaków, a tamtejszych ludzi, którzy wiedzieli kto jako pierwszy przychodził z pomocą. W Europie wmawiano nam, że w Syrii jest wojna domowa, to my chrześcijanie w Polsce spieszyliśmy tam z pomocą. Pomagaliśmy wynajmować mieszkania dla rodzin, które uciekały z terenów objętych działaniem wojennym. Ci chrześcijanie i ogólnie mieszkańcy Syrii mają świadomość, że Polacy robią naprawdę bardzo wiele. Gest obecności biskupa pośród nas jest gestem wdzięczności nie tylko wobec Dolnego Śląska, ale i wobec Polaków, którzy byli tam na długo wcześniej zanim świat zaczął mówić o dramacie, który się tam dokonuje.

Reklama

Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~parafianin2017-11-05 14:27:49 z adresu IP: (83.11.xxx.xxx)
Po pomoc finansową niech hierarcha watykański zwróci się po miliony dolarów i euro do kasy watykańskiej. Szczęść Boże !!!
~roztropny2017-11-05 23:07:19 z adresu IP: (94.254.xxx.xxx)
Może parafianinem to jesteś, ale raczej nie Katolikiem.