Wrocławski ogród zoologiczny walczy o ratunek dla wymierających gatunków

| Utworzono: 2018-03-09 21:00 | Zmodyfikowano: 2018-03-09 19:00
Wrocławski ogród zoologiczny walczy o ratunek dla wymierających gatunków - Radosław Ratajszczak (fot. Przemysław Gałecki)
Radosław Ratajszczak (fot. Przemysław Gałecki)

Antylop Saola, żyje już zaledwie od 10 do 50 sztuk. Wszystko przez człowieka - mówi Radosław Ratajszczak, dyrektor wrocławskiego zoo:

Pomóc mają psy:

Wrocławianie są w Laosie także z innego powodu. Starają się uratować szczura laotańskiego, który został odkryty dopiero w 2005 roku:

Pierwsza hodowla tego gatunku zostanie zorganizowana właśnie we Wrocławiu oraz w Pradze.

Nosorożec północny Biały/fot. Mistvan/GNU Free Documentation License

Sudan, ostatni żyjący na ziemi samiec nosorożca białego północnego choruje. Weterynarze w Nigerii walczą o jego życie i tym samym o przetrwanie całego gatunku. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Z danych WWF wynika, że zagrożonych wyginięciem jest aż 61 tysięcy gatunków. Kilkanaście z nich ratuje wrocławski ogród zoologiczny. Gościem Rozmowy Dnia Radia Wrocław był dyrektor wrocławskiego ZOO, Radosław Ratajszczak.

Przemysław Gałecki (Radio Wrocław): Pretekstem do naszej rozmowy jest stan zdrowia Sudana. Ostatni żyjący samiec nosorożca białego północnego choruje. Weterynarze w Nigerii walczą o jego życie, ale to jest tylko jeden z dramatycznych dowodów na coraz szybsze wymieranie gatunków.

Radosław Ratajszczak: Oczywiście. To nie jest pierwsza forma nosorożca, która wyginie.

PG: Miejmy nadzieję, że nie.

RR: Jest tylko jedna nadzieja. Od tych osobników ostatnich zostały pobrane gamety i komórki. Jeżeli technologia na to pozwoli w przyszłości będzie można je odtworzyć używając jako surogatek nosorożców białych południowych, które są bardzo zbliżone. To jest możliwe. Tylko rodzi się pytanie, dlaczego pozwalamy żeby pewne gatunki wymierały, a następnie trzeba przeznaczać jakieś miliardowe sumy na ich odtworzenie. To jest nonsens?

PG: Co takiego się dzieje? Naukowcy nazywają to szóstym masowym wymieraniem gatunków.

RR: Wymieranie gatunków jest rzeczą naturalna w historii świata. Następowało kilkukrotnie, ale zawsze z przyczyn naturalnych. Ogromny wybuch wulkanu, zmiana warunków klimatycznych na wielkich obszarach Ziemi, czy uderzenie asteroidy, które najprawdopodobniej wykończyło dinozaury. Te wymierania trwały po 50 i 100 tysięcy lat. Ten proces dziś - trwa codziennie. Jego główna przyczyna jest prozaiczna - to nadmierna populacja ludzka. Niestety, rozmnażamy się już zupełnie bez kontroli. Nawet te kraje, które prowadziły bardzo ścisłą kontrolę narodzin, jak Indie, Chiny czy Wietnam zaczynają się z tego wycofywać, bo potrzebują siły roboczej, a także ludzi, którzy będą kupować coraz więcej produktów. To napędza niszczenie świata. My zjedliśmy już pewnie ze trzy światy.

PG: Żeby uzmysłowić wszystkim jak poważny jest to problem, także w Polsce, to w naszym kraju na granicy przetrwania jest 45 gatunków. Wśród nich wilk i niedźwiedź. I ten problem cały czas narasta.

RR: Problem narasta, bo my zajmujmy coraz większe tereny i obszary, na których mogą żyć zwierzęta, się kurczą. Europa to jest taki przykład kontynentu, który jest mało istotny, bo pod względem bioróżnorodności jest najuboższym ze wszystkich kontynentów. Nie mamy prawie nic wyjątkowego, endemicznego. Jesteśmy już za tą górką, kiedy niszczyliśmy środowisko. My to, co kraje tropikalne robią dziś, robiliśmy w 17., 18. i 19. wieku. Polska była krajem prawie w całości porośniętym lasem. Dzisiaj to głównie pola uprawne, łąki i drogi, czyli zupełnie inne środowisko. Pewne gatunki straciliśmy w Europie, takie jak tur, (na ilustracji po lewej/źródło:Gdgourou/Wikipedia) czy dziki koń, czyli tarpan. Wątpliwym zaszczytem jest fakt, że oba te gatunki wyginęły właśnie na terytorium dzisiejszej Polski.

PG: Ale są też takie gatunki, których już w naturalnym środowisku nie spotkamy. Jak chociażby znany u nas koń Przewalskiego. Zwierzę, które kiedyś zajmowało setki hektarów.

RR: Od Kazachstanu po Chiny. Tysiące kilometrów.

PG: A teraz, gdyby nie hodowle, tego gatunku już by nie było.

RR: Tak. On wyginął oficjalnie w 1957 roku. Jak wiele innych wyginął nie przez polowania, a przez politykę. One w czasie zimy musiały migrować na południe, by tam zdobyć pokarm. Zbiorniki wodne na terenach pustynnych Mongolii i północnych Chin były głównie w strefie przygranicznej. Te zbiorniki, w momencie gdy Chiny się pokłóciły z Mongolią, zajęły wojska. Konie Przewalskiego zostały odcięte od jedynych źródeł wody i musiały wyginąć. Teraz wracają. Dzięki hodowli w ogrodach zoologicznych jest ich obecnie w naturze około czterystu. Są bardzo ściśle chronione. Miejmy nadzieję, że nie nastąpią znów jakieś czynniki, w tym polityczne, które spowodują zagrożenie dla tego gatunku.

PG: W 1910 roku liczebność tygrysa była szacowana na 100 tys. osobników, teraz jest to zaledwie ok. 3 tysięcy. I tu także polityka ma znaczenie.

RR: Oczywiście. Zwierzęta nie przestrzegają granic. Wszelkie konflikty graniczne powodują natychmiast odcięcie pewnych części populacji i części zasięgów danych zwierząt. W tej chwili następny temat to jest koltan. Zaczyna się kolejna wojna technologiczna o ten surowiec, który wydobywany jest właściwie tylko w dwóch miejscach na ziemi.

PG: To jest surowiec, bez którego nie byłoby naszych pięknych, srebrnych smartfonów.

RR: Ale również samochodów elektrycznych. Także wszystkie te rzeczy, które my uważamy za takie proekologiczne maja swoją brzydką i czarną stronę. Ma to związek z zagrożeniem dla okapi i goryli, a w Nowej Gwinei dla kangurów i kazuarów. Cała wojna w Kongo jest o te właśnie zasoby koltanu. O nic innego.

PG: Ludzie powodują, że te gatunki wymierają, ale z drugiej strony to także ludzie walczą, by te zwierzęta utrzymać. Także wrocławski ogród zoologiczny.

RR: Trzeba to robić, bo my, ochroniarze fauny przegrywamy wojnę. Wygrywany natomiast bitwy. Chcemy wygrywać te bitwy, bo warto.

PG: Walczymy np. o panterę śnieżną. Taki wybieg pojawi się we wrocławskim ZOO. To także jest gatunek na granicy wymarcia.

RR: Tak. My chcemy, aby zwierzęta, które pokazujemy w ZOO były ambasadorami swoich gatunków. Żeby przenosiły tę misje ochrony oraz by służyły jako platforma do finansowania działań ochronne. Ochrona zwierząt we wszystkich krajach jest niedofinansowana. Najbardziej oczywiście w krajach rozwijających się, gdzie ten rozwój jest najważniejszy i praktycznie konsumuje prawie cały dochód narodowy.

PG: Taka sytuację mamy np. w Laosie, miejscu które jest Panu szczególnie bliskie. Całkiem niedawno wrócił Pan z tego kraju. 

RR: My, jako wrocławskie ZOO, jesteśmy dość mocno umiejscowieni w rejonie Indochin. Zarówno ja, jak i moi pracownicy jeździmy tam na misje, by wspomagać ochronę przyrody na różnym szczeblu. W Laosie mamy swój własny program ochrony szczelinowca laotańskiego, zwanego również szczurem laotańskim. To zwierzę, które powinno wymrzeć 11 milionów lat temu. 

PG: Tak też wygląda.

RR: To prawda. Rzeczywiście jest filogenetycznie tak stare. To zwierzę, które dzięki swojej wąskiej niszy ekologicznej zdołało przetrwać 11 milionów lat. Widziało dinozaury, które ginęły w tym czasie. Przykro byłoby gdybyśmy teraz, w ciągu najbliższych lat je zjedli.   

PG: Ale także saola. Niezwykłe i bardzo rzadkie zwierzę. Po raz ostatni widziane 6 lata temu. Podobne trochę do antylopy. O nią także walczymy.

RR: To jest zwierzę odkryte w 1995 roku. Nie żadna mała mysz, tylko 60-kilogramowa antylopa leśna. Odkryta w Wietnamie, okazało się, że żyje także w Laosie. To odkrycie było bardzo dużym wydarzeniem, bo to ostatnie tak duże zwierzę odkryte na Ziemi (...)

CAŁEJ ROZMOWY POSŁUCHACIE TUTAJ:


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.