Widzew – Śląsk 5:2: Nokaut!

| Utworzono: 2010-09-18 19:25 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Do 70. minuty Śląsk, paradoksalnie, grał dobrze, a momentami przeważał. Ale kolejnych sześć minut wstrząsnęło drużyną Ryszarda Tarasiewicza. Wrocławscy obrońcy zagrali jak juniorzy i dali sobie strzelić trzy gole. Było po meczu.

To nie musiało tak wyglądać. Śląsk zaczął ambitnie. Już po dwóch minutach Sebastian Mila miał na koncie dwa strzały w kierunku bramki Widzewa. To był jasny sygnał, że wrocławianie przyjechali do Łodzi po trzy punkty. Gospodarze nie oddali pola gry, bo im także zależało tylko na zwycięstwie. Mecz był szybki i przyjemny dla oka.

Dobrego oka nie miał za to sędzia. Sytuacja z 27. minuty to nieporozumienie. Darvydas Sernas przewrócił się w polu karnym, a arbiter po chwili zawahania wskazał na jedenastkę. Litewski napastnik rzeczywiście upadł na murawę, ale chyba od silnego podmuchu wiatru. Amir Spahić nawet go nie dotknął. Rzut karny na gola zamienił Marcin Robak.

Śląsk został skrzywdzony, ale pokazał charakter. Rzucił się do ataku i po czterech minutach był już remis. Przemysław Kaźmierczak dośrodkował z głębi pola, a Piotr Ćwielong ładnym, technicznym strzałem pokonał Marcina Mielcarza.

Początek drugiej połowy to pierwszy poważny błąd defensywy Śląska. Już w 48. minucie było 2:1. Marian Kelemen robił co mógł, ale łodzianie mieli tyle miejsca i czasu, że próbowali do skutku. Najpierw Sernas po podaniu Robaka, potem Oziębała, aż w końcu trafił Robak.

Wrocławianie nie załamywali rąk. W ciągu trzech minut Christian Diaz zmarnował trzy znakomite okazję. Najpierw przegrał pojedynek sam na sam z Mielcarzem, później trafił w słupek, a na koniec skiksował. Śląsk atakował. W środku i z przodu rozgrywał piłkę płynnie, szybko i dokładnie. Co z tego, skoro obrońców już w tym momencie nie było na boisku.

Takie można było odnieść wrażenie od 70. minuty. Najpierw Spahić postanowił sobie podryblować 20 metrów od własnej bramki. Strata, kontra po litewsku, asysta Panki, gol Sernasa i 3:1 dla gospodarzy. Chwilę później pozostawiony bez opieki Sernas bez trudu strzelił z trzech metrów obok Kelemena, a w następnej akcji Robak strzelał już do pustej bramki. Pogrom!

Widzew się cofnął i czekał na końcowy gwizdek. Dał Śląskowi trochę swobody, którą wykorzystał Waldemar Sobota strzelając ładnego gola z 18. metrów. Ale jutro i tak nikt nie będzie o nim pamiętał. Wrocławianie zostali znokautowani aż 5:2!

Była to porażka bolesna. Ale paradoksalnie ładna.

 

Widzew Łódź - Śląsk Wrocław 5:2 (1:0)
Robak 28 (k), 48, 76, Šernas 70, 72 - Ćwielong 32, Sobota 89

Widzew: 13. Maciej Mielcarz - 28. Łukasz Broź, 4. Ugochukwu Ukah, 2. Wojciech Szymanek, 33. Dudu Paraíba - 20. Przemysław Oziębała (65, 7. Paul Grischok), 3. Bruno Pinheiro, 18. Mindaugas Panka, 17. Tomasz Lisowski (46, 26. Piotr Grzelczak) - 11. Marcin Robak (87, 24. Łukasz Grzeszczyk), 9. Darvydas Šernas.

Śląsk: 25. Marián Kelemen - 3. Piotr Celeban, 17. Mariusz Pawelec, 4. Amir Spahić, 2. Krzysztof Wołczek - 20. Piotr Ćwielong (75, 5. Waldemar Sobota), 26. Przemysław Kaźmierczak, 11. Sebastian Mila, 8. Łukasz Madej (82, 9. Marek Gancarczyk) - 21. Cristián Omar Díaz, 10. Vuk Sotirović.

 

Reklama

Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~d2010-09-19 09:27:02 z adresu IP: (95.41.xxx.xxx)
~Wrocek2010-09-18 19:45:09 z adresu IP: (62.87.xxx.xxx)
Żegnamy trenejra.... już , dość tych kompromitacji.Działacze Bakero jest wolny ...jeszcze