Ostatnia prosta maratonu Śląska

BT, mat. prasowe | Utworzono: 2020-11-10 07:00

Z ostatniej wizyty w Trójmieście Śląsk nie ma dobrych wspomnień. W ubiegłym sezonie Trefl najpierw nie dał WKS szans w hali Orbita (87:71), a parę miesięcy później na własnym parkiecie także był lepszy 86:76. Co więcej, było to dla wrocławskiej drużyny ostatnie spotkanie tamtych rozgrywek, które kilka dni później zostały przerwane przez epidemię koronawirusa. 

Śląsk ma na koncie serię trzech zwycięstw – z GTK Gliwice, HydroTruckiem Radom i Kingiem Szczecin. Co prawda nie są to ligowi potentaci, ale pomimo wąskiego składu każde z tych zwycięstw wrocławski zespół odniósł w przekonującym stylu. Kontuzje wciąż leczą Garrett Nevels, Jakub Musiał i Maksymilian Zagórski, ale do Sopotu zespół jedzie wzmocnieny dwoma nowymi zawodnikami. W ostatnich dniach do drużyny Olivera Vidina dołączyli Kyle Gibson i Mateusz Szlachetka, którzy zwiększą rotację na pozycjach 1 i 2.

– Ostatnie miesiące spędziłem w Stanach Zjednoczonych, pracując nad swoją formą i grając sporo koszykówki 5 na 5. Gdy dostałem telefon z informacją o zainteresowaniu wrocławskiego klubu, nie zastanawiałem się długo, bo byłem podekscytowany możliwością powrotu do profesjonalnej gry. Wpływ na moją decyzję miało też to, że znam Elijaha Stewarta i mam pozytywne wspomnienia z gry w Polsce kilka lat temu przy okazji rozgrywek FIBA Europe Cup. Dotarłem do Wrocławia w piątek rano, jestem w dobrej formie i spędziłem już chwilę czasu z drużyną, wiec jestem gotowy do gry i wyjścia na parkiet w Sopocie. - mówi Gibson.

– Sprawa transferu do Śląska była dynamiczna. Przed podpisaniem kontraktu dużo rozmawiałem z trenerami i prezesami obu klubów. Wybrałem ofertę z Wrocławia, która wydała się dla mnie najlepsza, co nie zmienia faktu, że zawdzięczam dużo klubowi z Gliwic i chciałbym podziękować mu za 2,5-letnią współpracę. Mam nadzieję, że uda mi się przebić do rotacji i trener mi zaufa. Na pewno liczę na to, że będę otrzymywał więcej minut na parkiecie, niż w tym sezonie w GTK. - mówi Szlachetka.

Trefl Sopot w ostatnich tygodniach spisuje się w kratkę. Z czterech ostatnich meczów podopieczni Marcina Stefańskiego wygrali zaledwie jeden – z Polskim Cukrem Toruń (96:67). I o ile czwartkową porażkę z Legią w Warszawie (72:78) można było wliczyć w koszta, o tyle przegrane na własnym parkiecie z Kingiem Szczecin (77:82) i GTK Gliwice (aż 80:110!) były mocno zaskakujące. W oficjalnej tabeli Energa Basket Ligi Trefl z bilansem 7-6 zajmuje 3. miejsce, a Śląsk (7-3) 8. pozycję. Gdyby jednak pod uwagę brać procent wygranych meczów, obie drużyny niemal zamieniłyby się miejscami – Śląsk byłby trzeci, a Trefl siódmy. 

Prym w sopockiej drużynie wiodą Polacy. Bardzo dobry sezon rozgrywa Karol Gruszecki (śr. 14,1 pkt, 4,5 zb), ściągnięty z Polskiego Cukru Toruń. Najlepsze pod względem statystycznym rozgrywki notują bracia Łukasz i Michał Kolenda. Nieźle spisują się też doświadczony Paweł Leończyk i rozgrywający pierwszy sezon w Polsce po powrocie z USA Dominik Olejniczak. Nieco więcej pretensji mogą mieć w Treflu do zagranicznych zawodników. Loty obniżył Martynas Paliukenas, kolejną kontuzję leczy Witalij Kowalenko, zawodzi Darious Moten. 

 

Reklama