PPA: Joplin+Sikora≠sukces (Recenzja)

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2014-03-25 11:10 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

To nie jest dobry spektakl, co z żalem obwieszczam, bo bardzo na JOPLIN liczyłem. Rzadko używam słowa fiasko, ale właśnie ono pasuje do opisania tego, co działo się na Scenie Ciśnień wrocławskiego Capitolu. Zapowiadało się naprawdę obiecująco, w internecie ogłaszały się osoby chcące odkupić szybko wyprzedane bilety. Lokomotywą miała być Natalia Sikora śpiewająca piosenki Janis Joplin, swojej idolki. Wiemy, jak wspaniale potrafi zaistnieć na scenie laureatka PPA sprzed 9 lat, wiemy, jak doskonale interpretuje Joplin. Nic z tego. Do miejsca nr 16, rzędu nr 1 dochodził dźwięk ułomny, muzyka i głos brzmiały garażowo, nie sposób więc nieintuicyjnie ocenić, czy Sikora dała radę. Akustyk spał czy go w ogóle nie przewidziano? Przewidziano za to choreografa – Małgorzatę Fijałkowską (pojawiającą się nawet w roli aktorskiej). W którym momencie potrzebna była ingerencja choreografa? Kiedy grupa aktorów rozebranych do penisa i biustu tańczyła do piosenek jak na byle imprezie?

Tomasz Gawron, scenarzysta i reżyser JOPLIN, skorzystał z tekstu Larsa Norena KRĄG PERSONALNY 3:1, by opowiedzieć – jak przypuszczam – o pokoleniu hipisowskim i posthipisowskim. Ale lekcji nie odrobił. Noren to autor piekielnie wymagający, nie wystarczy gadać jego linijkami, trzeba dużo więcej. Zwłaszcza że za KRĄG PERSONALNY wziął się kiedyś Krystian Lupa w POCZEKALNI i wrocławska publiczność tamten spektakl widziała podczas festiwalu DIALOG. Noren bez wkładu to nudziarz wręcz potworny. Pomysłem Gawrona było wplecenie w ten afabularny bełkot biografii Janis Joplin (i jej przyjaciół) oraz nieśmiertelnych przebojów z PIECE OF MY HEART na czele. Z akustycznych powodów nie wypaliła idea muzyczna, z przyczyn warsztatowych dramaturgiczna. Aktorskie zmagania z tak pustym tekstem to skazany na klęskę poligon. Nikt tym młodym ludziom nie pomógł, nikt nie powiedział, że banałem i nagością nie pociągną długo? Żadna z postaci się aktorsko nie broni, miotają się po scenie wszyscy, przekleństwami, minami i podniesionymi lub ściszonymi tonami próbując coś nam powiedzieć. Co takiego? Że ćpanie to krótka piłka, ledwie chwilowe SUMMERTIME, po którym zostaje tylko rzyganie i frazesy?

JOPLIN dłuży się niemiłosiernie. Pierwszą piosenkę słyszymy dopiero po kilkudziesięciu minutach, po serii dialogów o niczym i scen udających znaczenie. Potem mamy najlepszy moment przedstawienia – rekonstrukcję koncertu Janis – zepsutą przez surowy dźwięk. W latach 1970. muzyka brzmiała o niebo lepiej. Natalia Sikora wciela się tu w Joplin wiarygodnie i z impetem, przypominając też o przypadku Amy Winehouse, ale po kompletnie przestrzelonym wstępie nie zwraca już szczególnej uwagi. Uprzejma wrocławska publiczność jest zmęczona, nie minie pół godziny, gdy niektórzy zaczną wychodzić. To nic dziwnego, że współczesnych artystów ciągnie do epoki flower power, twórczej, kolorowej, do czasu wolnej miłości i narkotycznego zniewolenia. Niestety, z fascynacji bardzo trudno skleić przekonujący spektakl. Gdy ma się dynamit wokalny w roli głównej, a na śpiew przeznaczono 25 procent z ponad 2 godzin przedstawienia, trzeba mocno zadbać o rysunki postaci, no i akcję. W JOPLIN zawodzi i jedno, i drugie.

Na szczęście inne przeglądowe spektakle wypaliły, może poza nie do końca spełnionymi CIENIAMI w reżyserii Mai Kleczewskiej z Katarzyną Nosowską w jednej z ról. Temu przedstawieniu zabrakło ciekawego tekstu; Elfriede Jelinek dostała kiedyś Nobla za lepsze rzeczy, a i trochę na wyrost. Podobał się za to warszawski pewniak z Och Teatru, czyli wybrani przez Krzysztofa Maternę seniorzy w polskich przebojach, nie zawiódł Rufus Wainwright. W drugiej części PPA czekamy zwłaszcza na koncert poświęcony Czesławowi Niemenowi (biletów nie ma, ale jest niedzielna retransmisja w TVP), Ninę Hagen w interpretacjach songów Brechta, no i galę w reżyserii Agaty Dudy-Gracz z kilkudziesięcioma aktorami i muzyczną opowieścią o Polsce od lat 1970. do dzisiaj (z wielkimi hitami polskiej i zagranicznej piosenki). Ciekawie zapowiada się rywalizacja konkursowa, choć w finale zabrakło reprezentanta płci męskiej. Parytety w sztuce nie mają racji bytu, ale jakiś rodzynek (oprócz prowadzącego Artura Orzecha) by się przydał.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
JOPLIN, scenariusz i reżyseria Tomasz Gawron, Scena Ciśnień Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu, produkcja 35. Przeglądu Piosenki Aktorskiej, 23.03.2014, rząd 1, miejsce 16

Reklama

Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Ewka2014-03-29 10:38:08 z adresu IP: (83.26.xxx.xxx)
Pan Gawron w ub roku niemal rozlozyl na lopatki Bowiego first step. Rezyser z niego zaden! Kto i po co go zatrudnia, ludzi wychodzacych ze spektaklu dotad nie widzialm nigdy, a tutaj nie wytrzymali!!!!
~michał2014-03-25 16:26:33 z adresu IP: (89.76.xxx.xxx)
W pełni potwierdzam recenzje, z wyjątkiem muzyki, która w dalszych rzędach była całkiem całkiem i Pani Sikora była jedyną ozdobą tego "przedstawienia". Reszta do na siłę doczepiona i nie wiadomo co do czego miało by pasować.