10 lat w Unii: Mówimy coraz gorzej

Tomasz Sikora | Utworzono: 2014-05-08 19:23 | Zmodyfikowano: 2014-05-09 12:23
10 lat w Unii: Mówimy coraz gorzej - fot. Schkola/Facebook
fot. Schkola/Facebook

Cyrkowy namiot, w powietrzu zapach świeżego siana, wokół kręci się sporo rodziców i wiele podekscytowanych dzieci, cześć przebrana za klauny, inne akrobatów - to jubileusz 10 lecia istnienia niemiecko-czesko-polskiej Schkoly ulokowanej na granicy trzech krajów. A jak uczymy się języka sąsiada?

Wchodzimy śmiało do namiotu, tu grupa rozśpiewanych pięciolatków płynnie przechodzi z czeskiego na polski. By dodać całej sytuacji jeszcze wyższego pozimu profesjonalizmu, gdy tylko skończą śpiewać okaże się, że te śpiewające po czesku i polsku przedszkolaki to głównie... młodzi Niemcy. A wszystko dzieje się w przygranicznym Bad Muskau.

W Schkole - nazwa wymyślona, by połączyć w sobie czeską 'Szkole', polska 'Szkołę' i niemiecką 'Schule' uczą się dzieci z tych trzech krajów. Pracują na miejscu wykwalifikowani pedagodzy i wolontariusze. Dzieci uczą się obu języków sąsiadów czyli młodzi Niemcy czeskiego i polskiego, Polacy - niemieckiego i czeskiego, a Czesi, by nie było zbyt prosto, swoim dorzucają jeszcze angielski.

A jednak się udaje, dzieci świetnie sobie radzą z rozróżnieniem języków, nawzajem w czasie zabawy podrzucając sobie nowe słówka i poprawiając wymowę czy składnię. Nie ma obrażania się, bo dzieci nawet nie czują, że trwa nauka, zbyt zaaferowane tym, by wyszedł wspólny plakat, albo inny projekt.

- To jest sytuacja komfortowa. Język uczony w tak młodym wieku sprawia, że dzieci przyswajają go szybko naturalnie, bez wysiłku, niejako mimo woli. Ale polskie dzieci uczą się niemieckiego i czeskiego mimo woli, nie po to by mówić w obcym języku, ale by w czasie zabawy dogadać się z rówieśnikiem - wyjaśnia jeden z rodziców Vaclav Hlapek, zazdrosząc własnemu dziecku tej możliwości.

Przy okazji wychodzi na jaw, że wcale nie język sprawia największe problemy wychowawcze międzynarodowym opiekunom. Jeden z polskich pedagogów zdradza, że najbardziej ułożone są dzieci niemieckie, wynoszące kindersztubę z domu. Młodzi Polacy wydają się jakby puszczeni samopoas, bez kontroli zabieganych rodziców. Ale i z tym nauczyciele sobie radzą.

- Trójjęzyczna Schkola jest jedna, ale w przygranicznym pasie polsko-niemieckim i polsko-czeskim aż 47 polskich przedszkoli, szkół podstawowych i średnich wymienia się dziećmi z partnerskimi placówkami z drugiej strony granicy - wylicza Elke Klein dyrektorka przedszkola Turmvilla:

-Ludzie akceptują że żyją na granicy państw i mają z tego korzyści. Jak zaczynaliśmy prosiliśmy rodziców o oświadczenie czydzieci mogą brać udział w niemiecko-polskich projektach i byli rodzice, którzy zakreślali "nie", teraz już się to nie zdarza- dodaje Klein.

W jej przedszkolu na 160 dzieci jest trzynaścioro polskich, reszta niemieckie - i te niemieckie uczą się polskiego. - Również z rodzin, gdzie oboje rodzice są Niemcami. Zapisują dzieci na dodatkowe kursy polskiego, uczą się polskich zwyczajów, zaprzyjaźniają z rodzicami polskich dzieci - mówi  Elke Klein.

Podobnie dzieje się kilkadziesiąt kilometrów dalej na polsko-czeskiej granicy. W Kłodzku i Brumowie powstała Polsko-Czeska Akademia Dzieci. W zajęciach organizowanych przez Dolnośląską Szkołę Wyższą bierze udział ponad 300 dzieci w wieku od 6 do 12 lat. Filolog, profesor Jan Kvapil: - To jest rozsądny trend, dzieci się impregnują na stereotypy, którymi posługujemy się my, dorośli. Poznają się, zanim my wdrukujemy im durne stereotypy o obcokrajowcach. No i przyda im się na przyszłość, drugi język na świetnym poziomie to ważne w życiorysie.

Ale opuśćmy ten językowy raj nad granicą. Wrocław, godzina 13.00. Kiedyś politolog, dziś lektor języka, Niemiec Markus Krusch, próbuje skupić na sobie uwagę pracowników prywatnej firmy prawniczej. Na zajęcia, z zapisanych ośmiu, przyszły dwie osoby, reszta ponoć ma inne ważne sprawy. Są firmy, gdzie dokłądnie rozlicza się pracowników z tych obecności, ale są takie, które lekcje organizują, bo niemiecka centrala kazała.
 
Na ogół na zajęciach językowych, które kosztują firmę 1,5 tysiąca miesięcznie, szału frekfencyjnego nie ma. Polacy wychodzą z założenia, że w dużych koncernach dogadają się po angielsku. Tę zaskakującą obserwację praktyka - że im dłużej jesteśmy w Unii, tym młode pokolenia coraz gorzej mówią w języku sąsiadów, potwierdza niemcoznawca prof. Krzysztof Ruchniewicz: - To jest dla nas akademików wyraźny sygnał, że coś złego dzieje się z naszą edukacją. 

To i tak delikatnie powiedziane. Od tego roku wrocławska germanistyka otwiera możliwość studiowania niemieckiego, bez jego jakiejkolwiek znajomości. Profesor Tomasz Małyszek wyjaśnia, że chodzi głównie o tych, którzy potraktują drugi kierunek jako uzupełnienie, albo o tych, którzy, już studiując, zorientowali się, że fizyka molekularna to jednak nie dla nich.

Studia można więc rozpocząć praktycznie od poziomu "Ich heisse Tomek". A jak jest z "Ja sem Tomek"? Czech, profesor Jan Kvapil złości się, że jego młodzi rodacy też poliglotami nie są: - Niemieckiego się nie uczą, bo niby znają angielski, ale jak znają?! Pasywnie! Z oglądania filmów w sieci. Proszę spróbować z młodymi Czechami po angielsku porozmawiać na jakiś konkretny temat. Śmiech na sali. Nie ma o czym mówić, przepraszam!, nie ma po jakiemu do nich mówić! A dobry polski czy niemiecki to taki świetny start do kariery!

To może w druga stronę jest lepiej? Niekoniecznie. Julia Różewicz, bohemistka, tłumaczka książek Vaclawa Klausa, podśmiewa się, gdy słyszy Polaka, który próbuje dogadać sie z Czechem.  W takiej chwili nasz rodak nie rezygnuje z polszczyzny, ale zaczyna mówić wolniej i głośniej, sądząc, że to rozwiąże problem porozumienia.

Tymczasem język polski i czeski w rejestrze podstawowym (a więc słów stosowanych na co dzień) mają około 4 tysięcy fałszywych przyjaciół - czyli wyrazów które brzmią i piszą się tak samo, ale znaczą co innego. Różewicz na własne uszy słyszała Polaka, który był mocno zdziwiony w czasie policyjnej kontroli, gdy czeski policjant domagał się jakiegoś "občanka". On spodziewał się co najwyżej prośby o "dowodiczek osobisticzek".  

I oto mamy dowodiczek na zaskakującą zależność: im bardziej otwarte są granice, im łatwiej podróżować, tym słabiej najmłodsze pokolenia znają język sąsiada. Wyjątkiem są tereny przygraniczne.

Reklama

Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Jagoda2016-01-13 06:31:23 z adresu IP: (36.79.xxx.xxx)
Prawda taka, że od chwili wejścia do unii nasz język został zaniedbany i o dziwo zaczęto narzucać nam coraz bardziej naukę niemieckiego we Wrocławiu zamiast uczyć się poprawnej polszczyzny z Preply
~Komentarz został usunięty2014-05-10 02:10:57 z adresu IP: (164.126.xxx.xxx)
Komentarz został usunięty