Ślęza Wrocław niepokonana pomimo zaciętej końcówki [POSŁUCHAJ]

BT, mat. prasowe | Utworzono: 2018-10-22 06:20 | Zmodyfikowano: 2018-10-22 06:20

Powiedzieli po meczu:

Arkadiusz Rusin (trener Ślęzy):

Karina Szybała (koszykarka Ślęzy):

Agata Dobrowolska (koszykarka Ślęzy) i Wojciech Szawarski (trener Pszczółki):

Niedzielne spotkanie rozpoczęło się dobrze dla gospodyń, które szybko wyszły na prowadzenie. Podopieczne Arkadiusza Rusina grały do środka i na zewnątrz, niemal wszystkie swoje punkty zdobywając ze strefy podkoszowej bądź po rzutach z dystansu. W pierwszej kwarcie zza łuku trafiły Taisiia Udodenko i Terezia Palenikova, które również w poprzednich spotkaniach Ślęzy były czołowymi postaciami jeżeli chodzi o punktowanie. Po niecałych pięciu minutach po drugiej trójce Słowaczki koszykarki 1KS-u prowadziły już 17:5 i były na dobrej drodze do zbudowania okazałej przewagi.

Jednak zespół z Lublina jest doskonale znany z tego, że żadne prowadzenie nie jest dla niego zbyt wielką przeszkodą do pokonania. Choć praktycznie cała pierwsza kwarta rozegrała się pod dyktando Ślęzy, to Pszczółka potrafiła odrobić część strat i pokazać, że będzie walczyć do samego końca.

Druga odsłona spotkania była typową wymianą ciosów. Na każdy dobry fragment wrocławskiej drużyny swoją odpowiedź miał zespół z Lublina. Gospodynie dalej prezentowały się dobrze w defensywie, ale w ataku zwolniły nieco tempo. Oba zespoły trafiły tylko pięć rzutów z gry, resztę punktów zdobywając na linii rzutów osobistych. Faule nadawały ton grze, bowiem na ławce przez większość drugiej kwarty z powodu trzech przewinień musiała spędzić Cierra Burdick, na baczności musiały się mieć również reprezentantki Ukrainy – Udodenko oraz Kateryna Rymarenko. Spore znaczenie miały także faule drużynowe, bowiem kumulowanie się przewinień osobistych powodowało, że każdy faul kończył się rzutami wolnymi.

Tuż przed przerwą wydawało się, że Ślęza będzie miała dwucyfrową przewagę po 20 minutach gry, lecz w ostatnich 90 sekundach lublinianki wykorzystały pięć z sześciu osobistych, na co gospodynie odpowiedziały tylko dwiema próbami Marissy Kastanek. W ten sposób zamiast 12 punktów zapasu wrocławianki miały ich dziewięć.

W trzeciej kwarcie podopieczne Arkadiusza Rusina znów zaczęły mocno, bo od celnych trójek Udodenko i Sydney Colson. Po jednym rzucie dołożyły Palenikova oraz Burdick, a po stronie zdobyczy Pszczółki w tej części spotkania widniały tylko cztery punkty. Prowadzenie 52:35 okazało się być najwyższym, jakim Ślęza mogła się cieszyć w tym spotkaniu. Dwie następne akcje to celne rzuty Brianny Kiesel oraz Julii Adamowicz. Zawodniczki te były głównym motorem napędowym zespołu z Lublina i to głównie one organizowały akcje ofensywne Pszczółek.

Brązowe medalistki Energa Basket Ligi Kobiet z zeszłego sezonu utrzymywały jednak bezpieczny dystans, głównie za sprawą dobrego występu Palenikovej. Na trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty z dystansu trafiła Karina Szybała i znów Ślęza prowadziła 17 punktami (59:42). To był jednak poważny sygnał alarmowy dla przyjezdnych, które musiały rozpocząć odrabianie strat, jeśli chciały mieć szansę na wyjechanie z Wrocławia ze zwycięstwem.

I podopieczne Wojciecha Szawarskiego zareagowały w najlepszy możliwy sposób, zdobywając 10 punktów bez odpowiedzi, tym samym nawiązując kontakt z zespołem Ślęzy. Przed ostatnią kwartą nieco spokoju wrocławskiej publiczności przywróciła Marissa Kastanek, tuż przed końcem trzeciej części meczu trafiając rzut niemal z połowy boiska.

Niemniej Pszczółka wróciła do gry i ostatnie dziesięć minut wcale nie było tak spokojne, jakby sobie tego życzył trener Arkadiusz Rusin. W zespole z Lublina punktowała już niemal wyłącznie Kiesel, która z dużą łatwością wykorzystywała kolejne akcje. Amerykańska rozgrywająca Akademiczek zdobyła pierwsze dziewięć oczek swojego zespołu w czwartej kwarcie, lecz pomimo znakomitej dyspozycji 25-letniej zawodniczki Ślęza na pięć minut przed ostatnią syreną wciąż miała dość bezpieczną przewagę w wysokości 13 punktów.

Wydawało się, że Terezia Palenikova i Marissa Kastanek kontrolują wynik. Po ostatnich dwóch punktach Słowaczki, na 1:42 przed końcem spotkania było 79:69 dla gospodyń. Co więcej, gdy na zegarze pozostawało 18 sekund, koszykarki 1KS-u wciąż prowadziły dziewięcioma oczkami. Wtedy jednak po raz ostatni o swoim ogromnym talencie dała znać Kiesel, pokazując, że potrafi punktować niczym gwiazdy NBA.

Amerykanka najpierw trafiła trójkę, chwilę później wykorzystała stratę Palenikovej i bez problemu wykorzystała lay-up, a po kolejnej pomyłce Ślęzy została sfaulowana przy próbie rzutu z dystansu. Gdyby trafiła i wykorzystała osobisty, mielibyśmy dogrywkę. Ale w decydującym momencie spudłowała i wykorzystała dwa z trzech rzutów wolnych. To dało zwycięstwo Ślęzie, choć wrocławianki najadły się sporo strachu.

Taka końcówka nie może się przytrafiać zawodniczkom z Wrocławia, o czym na pomeczowej konferencji mówili zarówno Arkadiusz Rusin, jak i Terezia Palenikova. Na szczęście dla żółto-czerwonych, tym razem skończyło się na strachu.

Ślęza Wrocław – Pszczółka Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin 80:78 (23:15, 17:16, 22:21, 18:26)

Ślęza: Palenikova 19, Udodenko 17, Burdick 11, Kastanek 10, Colson 7, Miletić 6, Dobrowolska 4, Szybała 3, Marciniak 3, Naczk 0.

Pszczółka: Kiesel 34, Adamowicz 15, Szajtauer 11, Rymarenko 9, Vrancic 6, James 2, Poleszak 1, Butulija 0, Grygiel 0, Mistygacz 0.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.