Najnowsza płyta Elvisa Costello trzyma klasę

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2008-09-11 22:19 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Kiedy pojawia się informacja o nowej płycie tego artysty, to informacja taka - sama w sobie - nic nie oznacza. Bo Costello nagrywał już płyty z samym tylko kwartetem smyczkowym, także z całą kilkudziesięcioosobową orkiestrą, ostatnio wydał wspólny album z legendarnym muzykiem R&B Allenem Toussaintem, wcześniej - z klasykiem piosenki klasycznej Burtem Bacharachem. Ma także na koncie drobną współpracę z Paulem McCartneyem, a nawet płytę country.

Elvis Costello z żoną Dianą Krall i Williem Nelsonem

Warto przypomnieć, że gdy zaczynał, zaliczano go do grona artystów punkowych. On sam, zwyczajnie nie przywiązuje się do jakiejkolwiek stylistyki, zmienia je jak rękawiczki w zależności od nastroju. Jak sam mówi, nigdy nie planuje kolejnego swego ruchu. Po prostu coś robi. Na nowej płycie jest gitarowo.

Tego albumu w formie CD miało nie być. Początkowo. Costello planował wydać go wyłącznie w formie plików do ściągnięcia z internetu oraz w formie czarnej analogowej płyty. Potem zmienił zdanie, jest więc także kompakt, ale i tu znać pierwotny zamiar artysty, bo płyta podzielona jest, jak za starych dobrych czasów, na stronę pierwszą i stronę drugą, choć przecież - tak naprawdę - żadnych stron tu nie ma. Zdziwienie budził tytuł albumu. „Momofuku" to sieć nowojorskich restauracji. Tytuł płyty brzmiał więc jak jakaś mało subtelna reklama. Żeby uciąć podobne spekulacje, Costello zamieścił na okładce kompaktu informację, że płyta nie ma absolutnie nic wspólnego z restauracją, ma za to wiele wspólnego z niejakim Momofuku Ando, zmarłym w ubiegłym roku wynalazcą zupek błyskawicznych, które uznane zostały w jakimś japońskim sondażu najważniejszym wynalazkiem XX wieku.

Płyta powstała niejako przypadkiem. Costello został poproszony o gościnny występ na albumie niejakiej Jenny Lewis, a jako że przy wspomnianej płycie pracowała połowa muzyków jego zespołu Imposters, to tak jakoś naturalnie panowie posiedzieli w studiu trochę dłużej niż początkowo planowali. W krótkim czasie Costello napisał kilkanaście nowych piosenek i w równie krótkim czasie utwory te zostały zarejestrowane. Pośpiech zdecydowanie nie zaszkodził albumowi. Słuchając go nie ma się wrażenia obcowania z rzeczami przypadkowymi. Całość jest urozmaicona i brzmi świeżo. Kto wie, czy to nie najlepsza płyta Costello w ostatnich latach.

Generalnie, Costello jest mocno rozczarowany muzycznym biznesem, w którym dominuje myślenie typu: powiedz, ile płyt sprzedałeś w ubiegłym tygodniu, a powiem ci, jak dobry jesteś. - Ludzie, którzy głoszą takie poglądy, to najczęściej ci, którzy mają swoje pięć minut, ale za pięć minut już ich tu nie będzie - mówi Costello. On sam jest z nami już od przeszło 30 lat, wciąż jest w formie, wciąż ma swoją publiczność i pewnie będzie ją miał jeszcze długo, choć młodzieńcem nie jest: - Mam ciśnienie 18-latka. Niestety, jest to ciśnienie 18-letniego labradora - powiedział niedawno w jakimś wywiadzie 54-letni Costello.
Może zmieniać stylistyki, ale - za co by się nie wziął - pozostaje artystą natychmiast rozpoznawalnym. Jego głos i frazowanie trudno pomylić z czyimkolwiek. No i, przede wszystkim, są te jego - najczęściej świetne (muzycznie i literacko) - piosenki. A nowa płyta jest bardzo udana. Mimo, że powstała równie błyskawicznie, jak zupki pana Momofuku.
.......................................................
Elvis Costello&Imposter

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.