John Lennon/Plastic Ono Band (DVD)

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2008-09-02 09:06 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

„Classic Albums" to seria dokumentów poświęconych najwspanialszym płytom w dziejach rocka. Twórcy wykorzystują tu chętnie archiwalne zdjęcia z epoki, ale też docierają do tych spośród żyjących jeszcze ludzi, którzy przy omawianych płytach pracowali, bądź też mieli z nimi jakikolwiek inny związek. No i przede wszystkim wchodzą ze swymi kamerami do studiów nagraniowych, w których ta legendarna muzyka była rejestrowana. Świetny pomysł, równie świetna realizacja. „John Lennon/Plastic Ono Band" to kolejne arcydzieło, o którym - prędzej czy później - film musiał powstać.

„Myślę, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem" - te słowa Johna Lennona rozpoczynają film. „Plastic Ono Band" to była pierwsza płyta, jaką Lennon nagrał po rozpadzie The Beatles. Po raz pierwszy w karierze mógł sam, w stu procentach, decydować o zawartości płyty. To jego piosenki miały wypełnić płytę w całości. I miały być zrealizowane według jego autorskiego zamysłu. „Lubię muzykę w pierwszej osobie" („I Like First Person Music") mówi w którymś momencie Lennon. Na tej płycie faktycznie jest on sam, ze wszystkimi swoimi lękami, frustracjami, nadziejami i traumami. Płyta jest zresztą poniekąd efektem terapii, jakiej Lennon poddał się zainspirowany książką amerykańskiego psychiatry Arthura Janova „Pierwotny krzyk".

Ciekawe, że Lennon, który tak mocno dystansował się w owym czasie od swego - byłego już - zespołu zrobił płytę, na której grają właściwie wyłącznie Beatlesi i ich przyjaciele. Przyjrzyjmy się tylko - Lennon jest tu jedynym gitarzystą, jedynym perkusistą jest Ringo Starr. Na basie gra Klaus Voorman - człowiek, który przyjaźnił się z zespołem od jego najwcześniejszych dni, gdy młodociani Beatlesi grali jeszcze w hamburskich klubach, a potem zaprojektował im słynną okładkę albumu „Revolver". No i jest jeszcze na płycie „Plastic Ono Band" w jednym nagraniu Billy Preston, genialny pianista, który pod koniec działalności współpracował z zespołem tak blisko, że był wręcz nazywany „piątym Beatlesem". Przede wszystkim gra tu jednak wspomniane trio: Lennon - Ringo - Voorman. Po latach beatlesowskich eksperymentów studyjnych, Lennon chciał płyty prostej - tak prostej i surowej jak to tylko możliwe.

Wypowiadają się w filmie inżynierowie studia i realizatorzy dźwięku, wspominają: Ringo Starr i Klaus Voorman, pojawia się Yoko Ono, a także wspomniany Arthur Janov. Nie ma jednego, wydawać by się mogło, ważnego człowieka - Phila Spectora, który podpisany jest jako producent płyty. Nie ma go z prostego powodu. Spector siedzi w więzieniu oskarżony o morderstwo. Tylko, czy naprawdę mógłby coś wnieść do filmu? Otóż, niekoniecznie. Ringo Starr mówi w którymś momencie: „Nie mam absolutnie żadnych wspomnień z Philem produkującym ten album". Bo Spector został wprawdzie wynajęty do pracy, ale był w owym czasie do tego stopnia odurzony używkami, że miał problem z ustaleniem aktualnego miejsca swego pobytu. Doszło do tego, że Lennon dopingował go zamieszczając ogłoszenia w prasie muzycznej treści: „Phil, John jest gotowy do pracy w ten weekend". Faktycznym producentem płyty był więc sam Lennon.

W czasie, gdy nagrywał tę płytę, Lennon skończył 30 lat. Zaczynał właśnie nowy rozdział w swoim życiu. No i zaczął go bardzo mocno. Czy rzeczywiście jest to - jak sam mówił - najlepsza jego płyta?

Na pewno jest to płyta najbardziej bezkompromisowa. Rok później Lennon nagra swój najpopularniejszy solowy album „Imagine", i powie o jego zawartości: „To samo, co poprzednio, tylko bardziej posłodzone". Surowość „Plastic Ono Band" jest wielką siłą tej płyty. Prawie 40 lat mija od jej powstania. Nic się nie zestarzała. Chwała twórcom serii „Classic Albums", że o niej przypominają.

Reklama

Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Mike Watt2008-09-03 11:57:22 z adresu IP: (89.78.xxx.xxx)
Popieram przedmówcę Mike`a. Ramówka względem zawartości PRAWDZIWIE muzycznej wygląda żenująco. Szkoda. Kolejny raz szkoda.
~Mike2008-09-02 10:36:10 z adresu IP: (83.8.xxx.xxx)
Muszę przyznać, że jakoś szczególnie nie przepadam za Lennonem. Po prostu nie mam do niego sentymentu - jestem dość młodym człowiekiem, nigdy nie przemawiał do mnie obraz nastolatek piszczących na koncertach Beatlesów. Jednak recenzje red. Węgrzyna mają w sobie - jakby to powiedzieć - taki ładunek dawkowanych informacji, a nawet budowanej akcji, które sprawiają, że zaczynam się interesować tą opowiadaną historią. Wygląda na to jednak, że Radio Wrocław nie docenia dziennikarstwa muzycznego na wysokim poziomie (a takie reprezentuje wg mnie red. Węgrzyn) bo w nowej ramówce nie widzę wspomnianego redaktora, a i kilku innym przesunięto czas programu. Np. red. Kopeć zaczyna o północy. Bez komentarza.