Crosby, Stills, Nash & Young „Deja Vu Live”

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2008-08-25 06:53 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Panowie David Crosby, Stephen Stills, Graham Nash i Neil Young pracują razem od wielu lat. Z przerwami ich grupa funkcjonuje już prawie cztery dekady. Przeżyli razem wiele, ale jeśli ktoś odważyłby się nazwać ich rodziną, to musiałby zaraz dodać, że jest to rodzina patologiczna.

Cała czwórka znana jest z tego, że co chwilę się kłóci, potem godzi, potem znowu kłóci, znowu godzi... i tak w nieskończoność. Neil Young co jakiś czas opuszcza zespół, by działać solo, reszta nagrywa we trójkę jako Crosby, Stills & Nash. Potem Young wraca i znowu jest kwartet, a zatem i dłuższa nazwa zespołu: Crosby, Stills, Nash & Young.

„Deja Vu Live" to, z jednej strony, płyta koncertowa, a z drugiej ścieżka dźwiękowa filmu, który mogliśmy obejrzeć niedawno podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty. Film reżyserował niejaki Bernard Shakey, ale fani wiedzą, że pod tym pseudonimem skrywa się nie kto inny, tylko sam Neil Young.

Dziwna to płyta. Firmuje ją grupa CSN&Y, ale - tak naprawdę - piosenki, które się tu znalazły nie pochodzą wcale z repertuaru zespołu. Poza tym, jak już wspomniałem, płyta nazywa się „Deja Vu Live", a więc tytuł sugeruje, że panowie zeszli się po to, by wykonywać na koncertach materiał ze swej najsłynniejszej wspólnej płyty „Deja Vu" z roku 1970 - tak, jak zrobił to niedawno na przykład Lou Reed ze swoim „Berlinem". Ale nic z tych rzeczy - z oryginalnego studyjnego albumu, „Deja Vu", mamy bowiem raptem dwie kompozycje.

Co w takim razie jest na płycie? No więc, dwa lata temu Neil Young nagrał solowy album „Living With War", który od początku do końca był jednym wielkim atakiem artysty na poczynania George'a Busha. Young spotkał się wtedy z ostrą reakcją niektórych polityków i mediów, które jednak koncentrowały się głównie na kwestii jego obywatelstwa. No, bo jakim niby prawem obywatel Kanady śmie ingerować w sprawy cudzego państwa. To nic, że Young w Ameryce mieszka dużo dłużej niż w rodzinnej Kanadzie.

Chwilę wcześniej Young planował tournee z kolegami Crosbym, Stillsem i Nashem, ale przydarzyła mu się wspomniana płyta, i - jak mówi Young - wszystko zmieniła. Young zadzwonił więc do pozostałej trójki i powiedział tak: „Słuchajcie, nagrałem tę płytę. Powinniście jej posłuchać, bo to jest to, co chcę teraz robić. Chcę grać wszystkie te piosenki na koncertach, na nich chcę się skupić. Nie chcę koncentrować się na niczym innym i nie chcę, żebyście wy koncentrowali się na czymkolwiek innym".

Ci, o dziwo zgodzili się. Jak udało się Youngowi narzucić swoją wolę trzem tak silnym osobowościom, jak Crosby, Stills i Nash pozostanie jego tajemnicą. I rzeczywiście, jakieś 70 proc. płyty „Deja Vu Live" to po prostu koncertowe wersje piosenek ze wspomnianego solowego albumu Neila Younga.

Co ciekawe, oprócz piosenek z solowej płyty Younga, znalazła się tu też piosenka „For What It's Worth", tym razem z repertuaru grupy Buffalo Springfield. Przypomnę, że w tym zespole grali kiedyś Young ze Stillsem (formacja CSN&Y wtedy jeszcze nie istniała). Ale piosenka jest politycznie zaangażowana, więc pewnie dlatego znalazło się dla niej miejsce.

W piosence „Looking For The Leader", Neil Young zastanawia się kto mógłby być najlepszym prezydentem USA. Śpiewa, że mogłaby to być kobieta, albo ktoś czarnoskóry. Przypomnijmy, że Young pisał ten tekst zanim jeszcze w Ameryce zaczęła się walka o nową prezydenturę. I w tym kontekście ciekawie brzmią słowa rozpoczynające trzecią zwrotkę. Young śpiewa tam tak: „Mógłby to być Obama, ale on sądzi, że jest jeszcze zbyt młody".

Poproszony przez jedną z gazet o sporządzenie listy rzeczy, za które nie lubi George'a Busha, Young powiedział, że zajęłoby mu to zbyt dużo czasu. Może za to powiedzieć co w Bushu podziwia. No więc, podziwia jego kondycję fizyczną. Sam Young okazem zdrowia zdecydowanie nie jest, ale artystycznie jest niezniszczalny, energii mogą mu pozazdrościć nastolatki. Przy okazji płyty „Living With War" mówił, że taki album powinien nagrać ktoś znacznie młodszy, ale skoro nikt młody się nie kwapi, musiał zrobić to on.

Płyta „Deja Vu Live" to przede wszystkim polityczna deklaracja Younga i jego kolegów. Ale - jak zawsze u Younga - jest to rzecz na tyle atrakcyjna muzycznie, że spokojnie mogą się nią zainteresować także ci, których polityka nie zajmuje wcale.


Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~MyK2008-11-10 22:19:00 z adresu IP: (62.87.xxx.xxx)
Witam wszystkich fanów klasyki rocka i ciekawego o niej opowiadania! także na antenie PRW :) Niedawno powstało forum http://www.klasykarocka.fora.pl Sprawdźcie, zarejestrujcie się, zapraszam.
~Mike2008-09-04 23:14:27 z adresu IP: (62.87.xxx.xxx)
Ponownie zabiorę głos - w tej minidyskusji popieram "Guinnevere"- uważam, ze praca red. Węgrzyna to naprawdę kawał dobrej dziennikarskiej roboty. W oceanie radiowym gdzie rządzą kontynenty bezbarwnego stylu hitów jeden po drugim i tym podobnych - recenzje red. Węgrzyna to jedna z nielicznych wysp wysokich kompetencji i ciekawych historii. Czyli to, co ja akurat w radiu lubię najbardziej. Nie wiem co w radiu lubi "sam", skoro umiera z nudów. Ja akurat zacząłem znów słuchać PRW po przerwie, bo natrafiłem na program pana węgrzyna i z przyjemnością odkryłem, że w radiu pracują jeszcze dobrzy dziennikarze, po których widać, że lubią to, co robią i mają ku temu predyspozycje oraz głowę na karku. Dlatego nie potrafię zrozumieć dlaczego red. Węgrzyna nie ma już w nowej ramówce...
~Guinnevere2008-09-03 11:47:37 z adresu IP: (89.78.xxx.xxx)
Tekst jest w porządku, jest rzetelny, konkretny i ciekawy. Napisany jest z radiowym nerwem. Tak trzymać, Panie Węgrzyn.
~sam2008-08-26 17:25:52 z adresu IP: (81.168.xxx.xxx)
Ktoś dał radę przebrnąć do końca tego teksu? Mozna umrzeć z nudów.