Rolling Stones i Scorsese

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2008-04-16 00:12 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Zaczęło się to w 1990 roku, kiedy to po studyjnej płycie „Steel Wheels" The Rolling Stones wydali koncertową „Flashpoint". Odtąd ich dyskografia wygląda tak: studyjna „Voodoo Lounge" - koncertowa „Stripped", studyjna „Bridges To Babylon" - koncertowa „No Security", studyjna kompilacja „Forty Licks" - koncertowy album „Live Licks". Gdy pojawił się ostatni studyjny album „Bigger Bang", po prostu wiedziałem, że Stonesi wymyślą jakiś pretekst, by chwilę potem wydać kolejną płytę live. Ciekawy byłem tylko, jaki to będzie pretekst.

„Jaki jest powód, dla którego chcieliśmy sfilmować kolejny nasz występ?", powtórzył w jednym z wywiadów zadane przez dziennikarza pytanie Keith Richards. „Powód nazywa się Martin Scorsese". Bo płyta "Shine A Light" to ścieżka dźwiękowa nowego filmu słynnego amerykańskiego reżysera. Płyta dokumentuje drugi i ostatni koncert Stonesów w nowojorskim Beacon Theatre. Koncert odbył się 1 listopada 2006 roku i ¾ materiału pochodzi z tego właśnie występu. Kilka dodatkowych piosenek zarejestrowano w tym samym miejscu, tyle że dzień wcześniej. Beacon Theatre to sala na jakieś 3 tys. widzów, czyli jak na Stonesów obiekt wręcz kameralny. Prawda jest taka, że Mick Jagger miał nieco inny pomysł na film: sugerował Scorsesemu sfilmowanie koncertu na plaży w Rio, gdzie zespół grał dla potężnej półtoramilionowej widowni. Ale Scorsese chciał czegoś skromniejszego. I całe szczęście. Ostatecznie koncert w Rio skręcił kto inny i wydano go na DVD „Biggest Bang".

Główną zaletą płyty „Shine A Light" jest obecność na niej kawałków, których dotąd na koncertowych albumach Stonesów nie było. Repertuar koncertów to zazwyczaj robota Jaggera, ale ponoć Scorsese sugerował zespołowi pewne utwory i mam wrażenie, że parę pomysłów udało mu się przeforsować. Choć, jak mówi w jednym z wywiadów Jagger, wielu piosenek spośród tych, których życzył sobie reżyser, Stonesi nigdy na koncertach nie grali i nawet teraz nie mieli takiego zamiaru. Ciekawe, że nie ma tu ulubionej kompozycji Scorsesego, „Gimme Shelter". Jagger żartuje, że „Shine A Light" to jedyny film Scorsesego, w którym nie słychać „Gimme Shelter".

Pojawili się w Beacon Theatre goście specjalni. Mnie najbardziej cieszy, oczywiście, obecność Jacka White'a, który śpiewa razem z Jaggerem piosenkę „Loving Cup", oryginalnie pochodzącą z mojej ulubionej płyty Stonesów „Exile On Main Street". White reprezentuje to nowe pokolenie muzyków rockowych, a kolejnym gościem jest weteran Buddy Guy. Ci, co widzieli już film, podkreślają, że te 5 minut z jego udziałem jest fantastyczne zupełnie. No i jest jeszcze Christina Aguillera. Skąd pomysł na jej udział w całym przedsięwzięciu, nie mam pojęcia. W jednym z wywiadów Richards mówi o Buddy Guy'u, że to jeden z wielkich muzyki, wspomina też Jacka White'a, po czym mówi, że tego trzeciego gościa nawet nie pamięta. Dziennikarz podpowiada: Christina Aguillera, na co Richards: „A tak, fajna laska".

Tak naprawdę na uwagę zasługuje przede wszystkim pierwsza płyta zestawu „Shine A Light". Druga dołożona jest ewidentnie dla tych spośród potencjalnych nabywców, którzy oczekują wyłącznie hitów. Kiedyś Stonesi wydali już płytę koncertową z mniej oczywistym repertuarem i kiepsko się sprzedawała, więc drugi raz tego błędu popełnić już nie chcą, wydają więc zestawy podwójne, by w ten sposób zadowolić już wszystkich. Choć moje odczucia odnośnie do „Shine A Light" należą do gatunku mieszanych. Bo jakie mogą być, gdy mówimy o dziewiątej już koncertowej płycie w dyskografii Stonesów, to muszę przyznać, że słucha się tego bardzo dobrze. Kto wie, czy to nie jest najlepszy koncertowy album grupy od lat. Być może dlatego, że nie zbiera kawałków z całej trasy, a jest rejestracją jednego tylko występu. Stąd większa spójność i lepsza dramaturgia.

Keith Richards wciąż jest przewrażliwiony na punkcie swego zespołu. Nie tak dawno jakiś szwedzki dziennikarz ośmielił się skrytykować występ Stonesów. Po Jaggerze to spłynęło. Oburzony Richards natomiast napisał do gazety list. Ciekawe, jak zareaguje teraz, gdy ktoś wypowie się negatywnie o filmie. No właśnie, płytę dostajemy na miesiąc przed polską premierą filmu, ta premiera planowana jest na 16 maja. Szkoda tylko, że film będzie się u nas nazywał „Rolling Stones w blasku świateł", bo nie o takie światło chodziło Stonesom w tytułowej piosence. „Shine A Light" to piosenka stylizowana na gospelową pieśń, więc chodzi raczej o światło boskie. Na szczęście, na tytuł płyty nasi dystrybutorzy nie mieli wpływu.

Przy okazji każdej kolejnej płyty Stonesów pojawia się dość irytujące w gruncie rzeczy pytanie, czy to już ich ostatnie dzieło. Ostatnie dzieło? Mam nadzieję, że nie. Ale, ostatnia koncertowa płyta? Oby.

..................................................................

The Rolling Stones "Shine a Light", Universal, 2008

Reklama

Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Andrzej2008-05-31 23:49:50 z adresu IP: (83.27.xxx.xxx)
Poczułem się do obowiązku zabrania głosu po lekturze kolejnej - moim zdaniem niezmiennie znakomitej recenzji redaktora Węgrzyna. Cenię sobie warsztat Pana redaktora, elokwencję i sporą wiedzę, czy umiejętność jej wykorzystania. Wychodzę przy tym z założenia, że poglądy są sprawą niejako wtórną. Nie oczekuję od dziennikarza ograniczenia się do osobistych opinii, co więcej wolałbym, żeby było ich jak najmniej. Stąd też moja niezwykle przychylna ocena pracy red. Węgrzyna. Oby tak dalej. Dziennikarz muzyczny z prawdziwego zdarzenia.
~martucha2008-05-23 17:57:24 z adresu IP: (82.143.xxx.xxx)
wspaniale zrobiny film! miło zobaczyć Stonesów na dużym ekranie wraz z ich gośćmi, szczególnie jeśli wśród nich znajduje się Jack White!
~tru2008-04-27 14:26:04 z adresu IP: (156.17.xxx.xxx)
bardzo to wszystko ciekawe
~kasia_f2008-04-25 01:05:52 z adresu IP: (87.99.xxx.xxx)
Redaktorze J.W. A teraz proszę wybrać się na "Rolling Stones - shine a light" jako fan Stonesów a nie jako dziennikarz muzyczny. Poczuje Pan różnicę in plus jak sądzę :))) Sama nie wiem co o obrazie można by było napisać - najważniejsze, ze MUZYKA po prostu gra. I te cztery "stare, chude, nonszalanckie typy" nie pozostawiają złudzeń, ze są legendą. A panu Scorsese dzięki, ze postanowił jeszcze raz o tym przypomnieć (no i ze KAPITALNIE wykombinował zakończenie :-)) PS. i jest akcent polski! a nawet dwa, bo akcent przyprowadził żonę :-)